wtorek, 25 czerwca 2013

Sundo x Kyoung cz.1

     

Hej~! Zapraszam do lektury kolejnego opowiadania. Ostatnio dużo się działo, więc trochę czasu zajęło mi napisanie tego, no ale cóż, udało się :) Przyjemnego czytania :>
Hwaiting~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


           Lekcje w szkole dłużyły mi się dziś wyjątkowo.  Siedziałem półprzytomny i co minutę przysypiałem. Po lekcjach mieliśmy iść z chłopakami na jakąś ustawkę. Już nie mogłem się doczekać. Uwielbiałem się bić. W dodatku liczyłem dziś na wygraną. Biliśmy się z grupką ze szkoły naprzeciwko, Black Tiger. Już nie raz z nimi wygrywaliśmy, ale oni tez potrafili nieźle dokopać. A ich szef? Pff, nie ma drugiej osoby, która tak działałaby mi na nerwy jak Camwoo. Ostatnio zdobył kilku nowych rekrutów, ponoć dobrych pierwszoklasistów. Ale i tak nas nie pokonają, Red Dragon zawsze wygrywa. Dzwonek wyrwał mnie z zamysłu.
- Idziemy, szefie?
Kiwnąłem głową do kolegi z grupy i razem z resztą wyszliśmy na zewnątrz. Za szkołą już czekali na nas kolesie z Black Tiger. Ci nowi rzeczywiście wyglądali nieźle, zwłaszcza taki jeden. Szliśmy pewnym krokiem, nie mogliśmy pozwolić sobie na zawahanie. Kiedy już ustawiliśmy się naprzeciw tamtych, wyszedłem kilka kroków przed kolegów. W końcu musiało być widoczne kto jest liderem. Stałem opozycyjnie do Camwoo, najgorszego typa na świecie. No, może oprócz mnie. Wpatrywałem się w niego chwilę, po czym splunąłem w jego stronę i odwróciłem wzrok. Bardziej interesował mnie jeden z tych młodych. Było w nim coś takiego. Miał prawie tak duże mięśnie jak ja. Wpatrywał się mętnym wzrokiem gdzieś w bok. Żuł gumę i ostentacyjnie poruszał ustami. Co jakiś czas przygryzał dolną wargę, co sprawiało, że wyglądał naprawdę kusząco. Chwila. – pomyślałem – Nie gap się na jakiegoś pierwszaka, masz teraz ważniejsze rzeczy do roboty. Przerzuciłem wzrok na przeciwnika. Camwoo trzymał na ramieniu kij baseballowy. Niezrażony, przybliżyłem się do niego pewnie. Rzuciłem mu wyzywające spojrzenie.
- No to zaczynamy.
Camwoo kiwnął głową w stronę swoich towarzyszy.
- Kyoung, może cos panu zademonstrujesz?
Pierwszak, na którego zwróciłem uwagę, kiwnął posłusznie głową. Więc miał na imię Kyoung. Chłopak ruszył w moim kierunku i stanął pół metra przede mną. Poczułem jak deszcz zaczyna padać. W jednej sekundzie ściana wody puściła się z nieba. Staliśmy naprzeciw siebie, a ja podziwiałem jak wilgotny podkoszulek podkreśla jego ciało. Podszedł bliżej i nachylając się nade mną, szepnął mi prosto w twarz.
- Przepraszam za to co teraz zrobię.
Próbowałem spojrzeć mu w oczy, lecz mokre, brązowe włosy całkowicie je przysłoniły. Moje źrenice się zwężyły. Czy to żart? Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Kyoung nie jest taki jak reszta. Nie jest taki jak my. Nagle poczułem jak coś ciężkiego uderza o mój policzek. Odsunąłem się o parę kroków i zauważyłem, że Kyoung wraca na swoje miejsce. Otarłem usta ze śliny i krwi. Potrząsnąłem głową, by mokre kosmyki ułożyły się w sensowny sposób. Szedłem w stronę Camwoo, który już przymierzał jak zamachnąć się kijem, by najlepiej mnie uderzyć. Kiedy już podszedłem dość blisko, Camwoo uniósł kij nad moja głowę. Na szczęście, nie byłem początkujący w tego typu zabawach, więc nie dałem tak się zrobić. Chwyciłem go za ramię, ściskając najmocniej jak mogłem. Wiwatujący za jego plecami koledzy momentalnie ucichli, przez co mogłem dosłyszeć moją drużynę. Camwoo upuścił broń trzymana w ręce i jęknął cicho z bólu. Na jego twarzy malował się grymas niezadowolenia. Dobrze wiedziałem, w którym miejscu go złapać, żeby zdrętwiała mu cała ręka, żeby bolało go jak najbardziej. Energicznym ruchem ręki uderzyłem go w brzuch, wciąż patrząc na Kyounga. Kompletnie nie mogłem się skupić. Odepchnięty Camwoo szedł w moja stronę szybkim krokiem, żeby mi oddać. Kiedy tylko próbował we mnie wbiec, uchyliłem się i chwyciłem go za tył głowy, nie pozostawiając mu możliwości ruchu.
- Koniec na dziś.
Nie było sensu walczyć, skoro nie dałbym z siebie wszystkiego. Ciągle głowę zaprzątał mi ten dzieciak. Puściłem lidera, a ten upadł na beton.
- Jeszcze nie skończyliśmy.
Powiedział Camwoo, wstając i otrzepując się z pyłu.
- Ja już skończyłem, idziemy chłopaki.
Kiwnąłem do towarzyszy, którzy bez słowa ruszyli za mną.
- Tchórz!
Krzyknął ktoś z Black Tiger. Odwróciłem się na pięcie.
- Jutro o tej samej porze. Roztrzaskam wam wszystkim łby. Nad rzeką. Pożegnajcie się.
Spojrzałem ostatni raz na Kyounga. Wydaje mi się, że lekko się uśmiechnął. Poczułem małe ukłucie w sercu. Odwróciłem się szybko i odszedłem, by nie patrzeć dłużej na tego chłopca. 
- Szefie?
Spytał Gun w drodze do domu.
- Czemu się poddaliśmy? Coś się stało?
Próbowałem wymyślić jakąś dobrą wymówkę.
- Nie poddaliśmy się, przełożyliśmy walkę na jutro. Dziś byśmy nie wygrali.
- Czy to ma cos wspólnego z tym, że ten dzieciak Cię uderzył?
Jak on dobrze mnie znał.
- Daj spokój.
Powiedziałem i skręciłem w swoją uliczkę. Gun patrzył chwilę w moja stronę, chyba się o mnie martwił. Słońce powoli zachodziło i nagle wydało mi się takie piękne. Nigdy nie zwracałem uwagi na przyrodę, ale dziś byłem w wyjątkowo dobrym humorze.
- Chwila, wystarczy. Jutro walka, musze jeszcze trochę poćwiczyć.
Sam się otrząsnąłem ze stanu błogości i wszedłem do domu. Mieszkałem sam, więc rzuciłem plecak gdzieś za siebie i nie ścigając butów, poszedłem od razu do sypialni. Nie miałem ochoty ćwiczyć. Położyłem się na łóżku z rękami za głową i westchnąłem ciężko. Spojrzałem na ciężarki lezące w kącie. Podniosłem rękę, ale leżały za daleko bym mógł po nie sięgnąć. Zamknąłem oczy. Teraz na spokojnie mogłem pomyśleć o Kyoungu. Jego uśmiech plątał się po mojej głowie, w której miałem myśli związane wyłącznie z nim. Czemu tak bardzo przeszkadzał mi fakt, że mógłbym go uderzyć? Przecież nawet go nie znałem. Powinien być mi obojętny. Jednak było w nim coś takiego… Cos co sprawiało, że miałem ochotę spotkać się z nim jeszcze raz. Czułem, że serce bije mi mocniej. Może jego ręka znów znalazłaby się na moim policzku, może tym razem w delikatniejszy sposób…? Nagle poczułem jak moja własna ręka robi mi krzywdę, uderzając z impetem w szczękę.
- Do jasnej cholery. Co to ma być? Fascynacja? Miłość? Litości, Sundo, nie jesteś gejem. Zaliczyłeś w szkole prawie wszystkie laski, nie możesz być homo. Nie możesz zakochać się w kolesiu.
Próbowałem słuchać tego głosu w mojej głowie. Jednak byłem prawie pewien, że oszukuje sam siebie. Aby odgonić te myśli, wstałem z łóżka i stanąłem przed lustrem. Jednym ruchem zdjąłem koszulkę. Moje ciało wyglądało prawie idealnie. Piękne mięśnie, gładka skóra… Musiałem powstrzymywać się przed samozachwytem. Ale czy taki koleś jak Kyoung zainteresuje się mną? Ma przecież prawie takie same mięśnie. Zacząłem się zastanawiać, co mężczyźni lubią w innych mężczyznach. Lubi opiekuńczych macho? A może woli wrażliwych słabeuszy? Chwyciłem się za głowę i mocno potrząsnąłem.
- Chyba zaraz zwariuje.
Zmierzwiłem włosy i szarmancko się uśmiechnąłem, widząc takie ciacho w lustrze.
- Chyba jestem po prostu zmęczony. Położę się na kilka godzin, a jutro jak zawsze będę wyrywał nowe laski.
Rozebrany rzuciłem się na łóżko i momentalnie zasnąłem. Po przebudzeniu miałem bardzo dobry humor. Śniło mi się coś przyjemnego, nie do końca pamiętam co. Mam nadzieję, że nie żaden facet. W poszukiwaniu butów rozejrzałem się po mieszkaniu. Miałem syf większy niż zwykle.  Niestety.
- Nie mam czasu na sprzątanie. Przydałaby mi się gosposia. Mogłaby od razu gotować.
Wbrew mojej woli, mózg przywołał obraz Kyounga, stojącego w kuchni z talerzem pysznego jedzonka, uśmiechającego się najpiękniej na świecie. Wszedłem do łazienki i ochlapałem twarz zimną wodą, bo inaczej nie pozbyłbym się tych dziwacznych myśli. Nie wiem skąd mi się to wzięło. Ubrałem pośpiesznie mój ulubiony podkoszulek w serek i wyszedłem z mieszkania, czochrając sobie włosy, aby wyglądały zadziornie. Kilka dziewczyn zaczepiło mnie w drodze do szkoły, co wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój.
- Oppa! Możemy odprowadzić Cie na zajęcia?
- Dam radę.
Przygryzłem dolną wargę, przez co te prawie zemdlały. Poszedłem do szkoły, słysząc za sobą szepty. Na dziedzińcu wszyscy usuwali mi się z drogi, ktoś nawet otworzył mi drzwi. Uwielbiałem to. Uwielbiałem to, jak inni uczniowie ostrożnie przechodzili obok, bojąc się mnie dotknąć. Ehhh… W klasie przysypiałem. Lekcje interesowały mnie dziś wyjątkowo mało. Myślałem tylko o walce. Chciałem się skupić, musiałem im odpłacić za nazwanie mnie tchórzem. Nawet jeśli musiałbym uderzyć Kyounga. Walka to walka. A on jest przeciwnikiem. Jednak mam taka cicha nadzieje, ze nie będę musiał go bić. Słysząc dzwonek oznajmiający koniec lekcji, westchnąłem ciężko i wyszedłem przed szkole. Czekaliśmy na resztę drużyny, część już przyszła.
- Dobra. Chłopaki, skupcie się. Musimy to wygrać. Zero litości. Red?
- Dragon!
Grupa chłopaków odpowiedziała mi z entuzjazmem. Przybiliśmy sobie piątki i z uśmiechem ruszyliśmy w stronę rzeki. Już dłuższą chwilę słychać było szum wody, ale krzaki zasłaniały nam przyszłe pole walki. Słychać było rozmowy, pewnie Black Tiger. Wyszliśmy zza krzaków i ujrzałem Camwoo, stojącego ze swoim nieodłącznym kijem baseballowym. Reszta Black Tiger wstała i stanęła dumnie za swoim liderem. Patrzyli na nas ze złością w oczach. Podejrzewam, że wyglądaliśmy podobnie do nich. Ba, nawet lepiej. Dałem znak moim towarzyszom, którzy ruszyli w stronę drugiej grupy.
- Jeden na jednego?
Camwoo skinął twierdząco głową.
- Tylko czysto. Same pięści.
Spojrzałem znacząco na jego broń. Camwoo odrzucił kij na bok, gdzieś w krzaki.
- No to zaczynajmy.
Dokoła nagle znalazło się mnóstwo kolesi, bijących się jeden na jednego. Stałem w samym środku pola bitwy, naprzeciwko mojego największego wroga. Kątem oka zauważyłem, jak ktoś ode mnie uderza Kyounga pięścią w głowę.
- Oby tylko nic mu się nie stało.
Nie wiem, jak w takiej chwili mogłem o nim pomyśleć. Co jakiś czas spadało na mnie kilka kropel krwi, które należały do bijących się wokół osób. Patrzyłem jak Kyoung ociera usta z krwi i oddaje przeciwnikowi z nawiązką. Zrobił to niesamowicie seksownie. Był naprawdę silny. Podczas gdy ja patrzyłem się w bok, mój wróg się niecierpliwił.
- Długo jeszcze będziesz się zastanawiał?
Camwoo patrzył na mnie ze wściekłością. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w jego kierunku. Jemu najwyraźniej puściły nerwy. Zacisnął zęby i zamachnął się na mnie. Schyliłem się, ale zdążył musnąć moje włosy. Wyprostowałem się i zauważyłem jak Camwoo łapie równowagę. Wykorzystałem moment i kopnąłem go prosto w klatkę piersiowa. Wróg zakrztusił się własna śliną. Puściłem do niego oczko, co wkurzyło go jeszcze bardziej. Wbiegł we mnie, przewracając mnie na plecy. Przyparł mnie za ramiona do ziemi. Odchylił mi głowę w bok, dzięki czemu mogłem spojrzeć na Kyounga. Bił się z moim na brzegu rzeki, z twarzą całą we krwi. Camwoo chwycił mnie za szyję i zaczął przyduszać. Czułem jak twarz mi się zapala. Oddech robił mi się coraz płytszy. Krew nie dopływała do mózgu, wydawało mi się, że tracę przytomność. Nie mogłem nic zrobić, brakowało mi sił. Gdzieś w tle usłyszałem śmiech, pewnie Camwoo. Kątem oka zdążyłem zauważyć, że ktoś idzie w naszą stronę. W jednej chwili duszące mnie ręce rozluźniły uścisk, a ja nabrałem w płuca powietrza jak nigdy. Camwoo już na mnie nie siedział, wyprostowałem się i zacząłem ruszać zdrętwiałymi rekami. Rozejrzałem się dookoła. Wszyscy nadal się bili, ale wydaje mi się, że moi chłopcy radzili sobie lepiej. Spojrzałem na Camwoo leżącego obok. Nie ruszał się. Nade mną stał Gun, trzymał w ręce kij należący do Camwoo i szeroko się uśmiechał. Podał mi dłoń, abym mógł szybciej wstać. Najwidoczniej uderzył Camwoo naprawdę mocno.
- Wszystkie chwyty dozwolone.
Puścił do mnie oczko, podając mi kij. Popatrzyłem z góry na rywala, który leżał bez ruchu.
- Szkoda na niego sił.
Pomyślałem i zerknąłem w stronę brzegu rzeki. Kyoung nadal bił się z tym typem, trafił na jednego z moich lepszych. Niespodziewanie, przeciwnik Kyounga chwycił go za szyję i pchnął w stronę rzeki. Kyoung stracił równowagę i z pluskiem wpadł do wody. Bez chwili zastanowienia pobiegłem w stronę rzeki. W drodze zerwałem z siebie koszulkę, eksponując idealne mięśnie. Wskoczyłem do wody, próbując złapać ciało półprzytomnego Kyounga. Pływałem całkiem nieźle, więc szybko udało mi się wypłynąć z chłopakiem na brzeg. Wyszarpałem go za ciuchy z wody i ułożyłem w krzakach obok tak, aby nikt nie mógł nas zobaczyć. Zza roślinnej bariery słychać było odgłosy bijących się chłopaków. W jednej chwili pomyślałem o zrobieniu mu usta-usta.
- Przecież to koleś, chyba nie chcesz pocałować kolesia.
Słowa powtarzane w mojej głowie już prawie mnie odwiodły od tego pomysłu. Kiedy miałem już wstać i wrócić do walki, mój mózg dopuścił do siebie myśl, że Kyoungowi mogło coś się stać, a ja go nie ratuje. Bez zastanowienia uklęknąłem przy chłopaku i przyciskając swoje usta jak najmocniej jego, dmuchnąłem ogromna ilość powietrza w jego płuca. Kyoung odkaszlnął i wypluł spora ilość wody, która na nieszczęście wylądowała na mojej twarzy.
- No pięknie. Ja go ratuje, a ten na mnie pluje.
Trzymałem rękę na jego klatce piersiowej i czułem, jak jego oddech się stabilizuje. Wyglądał jakby spał. Jakby spał w moich ramionach. Odgarnąłem mu włosy z twarzy i zachwycałem się idealnie nakreślonymi rysami. Wyszedłem na chwilę zza krzaków, bo odgłosy walki przeszkadzały mi w rozkoszowaniu się ta chwilą. Podszedłem do już przytomnego, ale jeszcze leżącego na ziemi Camwoo.
- Każ swoim już sobie iść. To koniec.
Ten podparł się łokciami i spojrzał na mnie gniewnie.
- Nie.
Nienawidziłem, gdy ktoś mi się sprzeciwiał. Nachyliłem się i chwyciłem go z całej siły za gardło.
- Każ im już skończyć!
Krzyknąłem ze wściekłością. Byłem naprawdę zły, co widać było w moich oczach. Camwoo wstał ostrożnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Gwizdnął na swoich kolegów i machnął na znak, że się wycofują. Black Tiger niechętnie, ale posłusznie poszli wszyscy w stronę swojej szkoły.
- Szefie, co się stało?
- Nic, po prostu wygraliśmy.
Uśmiechnąłem się serdecznie.
- Idźcie świętować. Zaraz was dogonię.
Moi towarzysze wymienili szczere uśmiech i poszli do mieszkania Guna, gdzie mieliśmy świętować. Kiedy już zniknęli z pola widzenia, spokojnym krokiem wróciłem za krzaki. Kyoung dalej tam leżał. Uklęknąłem nad nim. Serce mi rosło na widok jego uśmiechającej się niby przez sen twarzy.
- A więc jednak…
Wymamrotał Kyoung, co wprawiło mnie w niemałe zdziwienie. Lekko otworzył oczy.
- Co?
Chciałem usłyszeć dalszy ciąg zdania.
- Zależy Ci na mnie.
Kyoung uśmiechnął się szarmancko, wiedząc, że ma rację.
- Pfff, nie wmawiaj sobie. Słuchaj, coś jest z Toba nie tak. Nie mogę pozbyć się Ciebie z głowy.
Moje słowa wywołały u niego jeszcze większy uśmiech.
- Z głowy czy z serca?









2 komentarze:

  1. Wow czekam na więcej ^^, to było zajebiste, mam nadzieję, że szybko doczekam się kontynuacji. Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń