Hej~! Zapraszam do lektury kolejnego opowiadania. Ostatnio dużo się działo, więc trochę czasu zajęło mi napisanie tego, no ale cóż, udało się :) Przyjemnego czytania :>
Hwaiting~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Lekcje w szkole dłużyły mi się
dziś wyjątkowo. Siedziałem półprzytomny
i co minutę przysypiałem. Po lekcjach mieliśmy iść z chłopakami na jakąś
ustawkę. Już nie mogłem się doczekać. Uwielbiałem się bić. W dodatku liczyłem
dziś na wygraną. Biliśmy się z grupką ze szkoły naprzeciwko, Black Tiger. Już
nie raz z nimi wygrywaliśmy, ale oni tez potrafili nieźle dokopać. A ich szef?
Pff, nie ma drugiej osoby, która tak działałaby mi na nerwy jak Camwoo. Ostatnio
zdobył kilku nowych rekrutów, ponoć dobrych pierwszoklasistów. Ale i tak nas
nie pokonają, Red Dragon zawsze wygrywa. Dzwonek wyrwał mnie z zamysłu.
- Idziemy,
szefie?
Kiwnąłem
głową do kolegi z grupy i razem z resztą wyszliśmy na zewnątrz. Za szkołą już
czekali na nas kolesie z Black Tiger. Ci nowi rzeczywiście wyglądali nieźle,
zwłaszcza taki jeden. Szliśmy pewnym krokiem, nie mogliśmy pozwolić sobie na
zawahanie. Kiedy już ustawiliśmy się naprzeciw tamtych, wyszedłem kilka kroków
przed kolegów. W końcu musiało być widoczne kto jest liderem. Stałem opozycyjnie
do Camwoo, najgorszego typa na świecie. No, może oprócz mnie. Wpatrywałem się w
niego chwilę, po czym splunąłem w jego stronę i odwróciłem wzrok. Bardziej
interesował mnie jeden z tych młodych. Było w nim coś takiego. Miał prawie tak
duże mięśnie jak ja. Wpatrywał się mętnym wzrokiem gdzieś w bok. Żuł gumę i
ostentacyjnie poruszał ustami. Co jakiś czas przygryzał dolną wargę, co
sprawiało, że wyglądał naprawdę kusząco. Chwila. – pomyślałem – Nie gap się na
jakiegoś pierwszaka, masz teraz ważniejsze rzeczy do roboty. Przerzuciłem wzrok
na przeciwnika. Camwoo trzymał na ramieniu kij baseballowy. Niezrażony,
przybliżyłem się do niego pewnie. Rzuciłem mu wyzywające spojrzenie.
- No to
zaczynamy.
Camwoo
kiwnął głową w stronę swoich towarzyszy.
- Kyoung,
może cos panu zademonstrujesz?
Pierwszak,
na którego zwróciłem uwagę, kiwnął posłusznie głową. Więc miał na imię Kyoung.
Chłopak ruszył w moim kierunku i stanął pół metra przede mną. Poczułem jak
deszcz zaczyna padać. W jednej sekundzie ściana wody puściła się z nieba.
Staliśmy naprzeciw siebie, a ja podziwiałem jak wilgotny podkoszulek podkreśla
jego ciało. Podszedł bliżej i nachylając się nade mną, szepnął mi prosto w twarz.
-
Przepraszam za to co teraz zrobię.
Próbowałem
spojrzeć mu w oczy, lecz mokre, brązowe włosy całkowicie je przysłoniły. Moje
źrenice się zwężyły. Czy to żart? Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Kyoung nie
jest taki jak reszta. Nie jest taki jak my. Nagle poczułem jak coś ciężkiego
uderza o mój policzek. Odsunąłem się o parę kroków i zauważyłem, że Kyoung
wraca na swoje miejsce. Otarłem usta ze śliny i krwi. Potrząsnąłem głową, by
mokre kosmyki ułożyły się w sensowny sposób. Szedłem w stronę Camwoo, który już
przymierzał jak zamachnąć się kijem, by najlepiej mnie uderzyć. Kiedy już
podszedłem dość blisko, Camwoo uniósł kij nad moja głowę. Na szczęście, nie
byłem początkujący w tego typu zabawach, więc nie dałem tak się zrobić.
Chwyciłem go za ramię, ściskając najmocniej jak mogłem. Wiwatujący za jego
plecami koledzy momentalnie
ucichli, przez co mogłem dosłyszeć moją drużynę. Camwoo upuścił broń trzymana w
ręce i jęknął cicho z bólu. Na jego twarzy malował się grymas niezadowolenia.
Dobrze wiedziałem, w którym miejscu go złapać, żeby zdrętwiała mu cała ręka,
żeby bolało go jak najbardziej. Energicznym ruchem ręki uderzyłem go w brzuch,
wciąż patrząc na Kyounga. Kompletnie nie mogłem się skupić. Odepchnięty Camwoo
szedł w moja stronę szybkim krokiem, żeby mi oddać. Kiedy tylko próbował we
mnie wbiec, uchyliłem się i chwyciłem go za tył głowy, nie pozostawiając mu
możliwości ruchu.
- Koniec na dziś.
Nie było sensu walczyć, skoro nie
dałbym z siebie wszystkiego. Ciągle głowę zaprzątał mi ten dzieciak. Puściłem
lidera, a ten upadł na beton.
- Jeszcze nie skończyliśmy.
Powiedział Camwoo, wstając i otrzepując
się z pyłu.
- Ja już skończyłem, idziemy chłopaki.
Kiwnąłem do towarzyszy, którzy bez
słowa ruszyli za mną.
- Tchórz!
Krzyknął ktoś z Black Tiger.
Odwróciłem się na pięcie.
- Jutro o tej samej porze. Roztrzaskam
wam wszystkim łby. Nad rzeką. Pożegnajcie się.
Spojrzałem ostatni raz na Kyounga.
Wydaje mi się, że lekko się uśmiechnął. Poczułem małe ukłucie w sercu.
Odwróciłem się szybko i odszedłem, by nie patrzeć dłużej na tego
chłopca.
- Szefie?
Spytał Gun w drodze do domu.
- Czemu się poddaliśmy? Coś się stało?
Próbowałem wymyślić jakąś dobrą
wymówkę.
- Nie poddaliśmy się, przełożyliśmy walkę
na jutro. Dziś byśmy nie wygrali.
- Czy to ma cos wspólnego z tym, że
ten dzieciak Cię uderzył?
Jak on dobrze mnie znał.
- Daj spokój.
Powiedziałem i skręciłem w swoją
uliczkę. Gun patrzył chwilę w moja stronę, chyba się o mnie martwił. Słońce
powoli zachodziło i nagle wydało mi się takie piękne. Nigdy nie zwracałem uwagi
na przyrodę, ale dziś byłem w wyjątkowo dobrym humorze.
- Chwila, wystarczy. Jutro walka,
musze jeszcze trochę poćwiczyć.
Sam się otrząsnąłem ze stanu błogości
i wszedłem do domu. Mieszkałem sam, więc rzuciłem plecak gdzieś za siebie i nie
ścigając butów, poszedłem od razu do sypialni. Nie miałem ochoty ćwiczyć. Położyłem
się na łóżku z rękami za głową i westchnąłem ciężko. Spojrzałem na ciężarki
lezące w kącie. Podniosłem rękę, ale leżały za daleko bym mógł po nie sięgnąć. Zamknąłem
oczy. Teraz na spokojnie mogłem pomyśleć o Kyoungu. Jego uśmiech plątał się po
mojej głowie, w której miałem myśli związane wyłącznie z nim. Czemu tak bardzo
przeszkadzał mi fakt, że mógłbym go uderzyć? Przecież nawet go nie znałem. Powinien
być mi obojętny. Jednak było w nim coś takiego… Cos co sprawiało, że miałem ochotę
spotkać się z nim jeszcze raz. Czułem, że serce bije mi mocniej. Może jego ręka
znów znalazłaby się na moim policzku, może tym razem w delikatniejszy sposób…?
Nagle poczułem jak moja własna ręka robi mi krzywdę, uderzając z impetem w szczękę.
- Do jasnej cholery. Co to ma być?
Fascynacja? Miłość? Litości, Sundo, nie jesteś gejem. Zaliczyłeś w szkole
prawie wszystkie laski, nie możesz być homo. Nie możesz zakochać się w kolesiu.
Próbowałem słuchać tego głosu w mojej
głowie. Jednak byłem prawie pewien, że oszukuje sam siebie. Aby odgonić te myśli,
wstałem z łóżka i stanąłem przed lustrem. Jednym ruchem zdjąłem koszulkę. Moje
ciało wyglądało prawie idealnie. Piękne mięśnie, gładka skóra… Musiałem
powstrzymywać się przed samozachwytem. Ale czy taki koleś jak Kyoung
zainteresuje się mną? Ma przecież prawie takie same mięśnie. Zacząłem się zastanawiać,
co mężczyźni lubią w innych mężczyznach. Lubi opiekuńczych macho? A może woli
wrażliwych słabeuszy? Chwyciłem się za głowę i mocno potrząsnąłem.
- Chyba zaraz zwariuje.
Zmierzwiłem włosy i szarmancko się uśmiechnąłem,
widząc takie ciacho w lustrze.
- Chyba jestem po prostu zmęczony.
Położę się na kilka godzin, a jutro jak zawsze będę wyrywał nowe laski.
Rozebrany rzuciłem się na łóżko i
momentalnie zasnąłem. Po przebudzeniu miałem bardzo dobry humor. Śniło mi się coś
przyjemnego, nie do końca pamiętam co. Mam nadzieję, że nie żaden facet. W
poszukiwaniu butów rozejrzałem się po mieszkaniu. Miałem syf większy niż zwykle.
Niestety.
- Nie mam czasu na sprzątanie.
Przydałaby mi się gosposia. Mogłaby od razu gotować.
Wbrew mojej woli, mózg przywołał obraz
Kyounga, stojącego w kuchni z talerzem pysznego jedzonka, uśmiechającego się najpiękniej
na świecie. Wszedłem do łazienki i ochlapałem twarz zimną wodą, bo inaczej nie
pozbyłbym się tych dziwacznych myśli. Nie wiem skąd mi się to wzięło. Ubrałem
pośpiesznie mój ulubiony podkoszulek w serek i wyszedłem z mieszkania, czochrając
sobie włosy, aby wyglądały zadziornie. Kilka dziewczyn zaczepiło mnie w drodze
do szkoły, co wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój.
- Oppa! Możemy odprowadzić Cie na
zajęcia?
- Dam radę.
Przygryzłem dolną wargę, przez co te
prawie zemdlały. Poszedłem do szkoły, słysząc za sobą szepty. Na dziedzińcu
wszyscy usuwali mi się z drogi, ktoś nawet otworzył mi drzwi. Uwielbiałem to.
Uwielbiałem to, jak inni uczniowie ostrożnie przechodzili obok, bojąc się mnie
dotknąć. Ehhh… W klasie przysypiałem. Lekcje interesowały mnie dziś wyjątkowo
mało. Myślałem tylko o walce. Chciałem się skupić, musiałem im odpłacić za nazwanie
mnie tchórzem. Nawet jeśli musiałbym uderzyć Kyounga. Walka to walka. A on jest
przeciwnikiem. Jednak mam taka cicha nadzieje, ze nie będę musiał go bić. Słysząc
dzwonek oznajmiający koniec lekcji, westchnąłem ciężko i wyszedłem przed
szkole. Czekaliśmy na resztę drużyny, część już przyszła.
- Dobra. Chłopaki, skupcie się. Musimy
to wygrać. Zero litości. Red?
- Dragon!
Grupa chłopaków odpowiedziała mi z
entuzjazmem. Przybiliśmy sobie piątki i z uśmiechem ruszyliśmy w stronę rzeki. Już
dłuższą chwilę słychać było szum wody, ale krzaki zasłaniały nam przyszłe pole
walki. Słychać było rozmowy, pewnie Black Tiger. Wyszliśmy zza krzaków i
ujrzałem Camwoo, stojącego ze swoim nieodłącznym kijem baseballowym. Reszta Black
Tiger wstała i stanęła dumnie za swoim liderem. Patrzyli na nas ze złością w
oczach. Podejrzewam, że wyglądaliśmy podobnie do nich. Ba, nawet lepiej. Dałem
znak moim towarzyszom, którzy ruszyli w stronę drugiej grupy.
- Jeden na jednego?
Camwoo skinął twierdząco głową.
- Tylko czysto. Same pięści.
Spojrzałem znacząco na jego broń.
Camwoo odrzucił kij na bok, gdzieś w krzaki.
- No to zaczynajmy.
Dokoła nagle znalazło się mnóstwo
kolesi, bijących się jeden na jednego. Stałem w samym środku pola bitwy, naprzeciwko
mojego największego wroga. Kątem oka zauważyłem, jak ktoś ode mnie uderza Kyounga pięścią w głowę.
- Oby tylko nic mu się nie stało.
Nie wiem, jak w takiej chwili mogłem o
nim pomyśleć. Co jakiś czas spadało na mnie kilka kropel krwi, które należały
do bijących się wokół osób. Patrzyłem jak Kyoung ociera usta z krwi i oddaje
przeciwnikowi z nawiązką. Zrobił to niesamowicie seksownie. Był naprawdę silny.
Podczas gdy ja patrzyłem się w bok, mój wróg się niecierpliwił.
- Długo jeszcze będziesz się
zastanawiał?
Camwoo patrzył na mnie ze wściekłością.
Uśmiechnąłem się i ruszyłem w jego kierunku. Jemu najwyraźniej puściły nerwy.
Zacisnął zęby i zamachnął się na mnie. Schyliłem się, ale zdążył musnąć moje włosy.
Wyprostowałem się i zauważyłem jak Camwoo łapie równowagę. Wykorzystałem moment
i kopnąłem go prosto w klatkę piersiowa. Wróg zakrztusił się własna śliną. Puściłem
do niego oczko, co wkurzyło go jeszcze bardziej. Wbiegł we mnie, przewracając
mnie na plecy. Przyparł mnie za ramiona do ziemi. Odchylił mi głowę w bok,
dzięki czemu mogłem spojrzeć na Kyounga. Bił się z moim na brzegu rzeki, z
twarzą całą we krwi. Camwoo chwycił mnie za szyję i zaczął przyduszać. Czułem
jak twarz mi się zapala. Oddech robił mi się coraz płytszy. Krew nie dopływała
do mózgu, wydawało mi się, że tracę przytomność. Nie mogłem nic zrobić,
brakowało mi sił. Gdzieś w tle usłyszałem śmiech, pewnie Camwoo. Kątem oka zdążyłem
zauważyć, że ktoś idzie w naszą stronę. W jednej chwili duszące mnie ręce rozluźniły
uścisk, a ja nabrałem w płuca powietrza jak nigdy. Camwoo już na mnie nie
siedział, wyprostowałem się i zacząłem ruszać zdrętwiałymi rekami. Rozejrzałem się
dookoła. Wszyscy nadal się bili, ale wydaje mi się, że moi chłopcy radzili
sobie lepiej. Spojrzałem na Camwoo leżącego obok. Nie ruszał się. Nade mną stał
Gun, trzymał w ręce kij należący do Camwoo i szeroko się uśmiechał. Podał mi
dłoń, abym mógł szybciej wstać. Najwidoczniej uderzył Camwoo naprawdę mocno.
- Wszystkie chwyty dozwolone.
Puścił do mnie oczko, podając mi kij.
Popatrzyłem z góry na rywala, który leżał bez ruchu.
- Szkoda na niego sił.
Pomyślałem i zerknąłem w stronę brzegu
rzeki. Kyoung nadal bił się z tym typem, trafił na jednego z moich lepszych. Niespodziewanie,
przeciwnik Kyounga chwycił go za szyję i pchnął w stronę rzeki. Kyoung stracił
równowagę i z pluskiem wpadł do wody. Bez chwili zastanowienia pobiegłem w
stronę rzeki. W drodze zerwałem z siebie koszulkę, eksponując idealne mięśnie.
Wskoczyłem do wody, próbując złapać ciało półprzytomnego Kyounga. Pływałem
całkiem nieźle, więc szybko udało mi się wypłynąć z chłopakiem na brzeg. Wyszarpałem
go za ciuchy z wody i ułożyłem w krzakach obok tak, aby nikt nie mógł nas
zobaczyć. Zza roślinnej bariery słychać było odgłosy bijących się chłopaków. W
jednej chwili pomyślałem o zrobieniu mu usta-usta.
- Przecież to koleś, chyba nie chcesz pocałować
kolesia.
Słowa powtarzane w mojej głowie już prawie
mnie odwiodły od tego pomysłu. Kiedy miałem już wstać i wrócić do walki, mój
mózg dopuścił do siebie myśl, że Kyoungowi mogło coś się stać, a ja go nie
ratuje. Bez zastanowienia uklęknąłem przy chłopaku i przyciskając swoje usta
jak najmocniej jego, dmuchnąłem ogromna ilość powietrza w jego płuca. Kyoung
odkaszlnął i wypluł spora ilość wody, która na nieszczęście wylądowała na mojej
twarzy.
- No pięknie. Ja go ratuje, a ten na
mnie pluje.
Trzymałem rękę na jego klatce
piersiowej i czułem, jak jego oddech się stabilizuje. Wyglądał jakby spał.
Jakby spał w moich ramionach. Odgarnąłem mu włosy z twarzy i zachwycałem się idealnie
nakreślonymi rysami. Wyszedłem na chwilę zza krzaków, bo odgłosy walki
przeszkadzały mi w rozkoszowaniu się ta chwilą. Podszedłem do już przytomnego,
ale jeszcze leżącego na ziemi Camwoo.
- Każ swoim już sobie iść. To koniec.
Ten podparł się łokciami i spojrzał na
mnie gniewnie.
- Nie.
Nienawidziłem, gdy ktoś mi się
sprzeciwiał. Nachyliłem się i chwyciłem go z całej siły za gardło.
- Każ im już skończyć!
Krzyknąłem ze wściekłością. Byłem
naprawdę zły, co widać było w moich oczach. Camwoo wstał ostrożnie, nie
spuszczając ze mnie wzroku. Gwizdnął na swoich kolegów i machnął na znak, że
się wycofują. Black Tiger niechętnie, ale posłusznie poszli wszyscy w stronę
swojej szkoły.
- Szefie, co się stało?
- Nic, po prostu wygraliśmy.
Uśmiechnąłem się serdecznie.
- Idźcie świętować. Zaraz was dogonię.
Moi towarzysze wymienili szczere uśmiech
i poszli do mieszkania Guna, gdzie mieliśmy świętować. Kiedy już zniknęli z
pola widzenia, spokojnym krokiem wróciłem za krzaki. Kyoung dalej tam leżał. Uklęknąłem
nad nim. Serce mi rosło na widok jego uśmiechającej się niby przez sen twarzy.
- A więc jednak…
Wymamrotał Kyoung, co wprawiło mnie w
niemałe zdziwienie. Lekko otworzył oczy.
- Co?
Chciałem usłyszeć dalszy ciąg zdania.
- Zależy Ci na mnie.
Kyoung uśmiechnął się szarmancko,
wiedząc, że ma rację.
- Pfff, nie wmawiaj sobie. Słuchaj, coś jest z Toba nie tak. Nie mogę pozbyć się Ciebie z głowy.
Moje słowa wywołały u niego jeszcze
większy uśmiech.
- Z głowy czy z serca?
Wow czekam na więcej ^^, to było zajebiste, mam nadzieję, że szybko doczekam się kontynuacji. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńDziękuje ^^
Usuń