czwartek, 11 czerwca 2015

Fluttering Whisper / rozdział VI /

Teraz to nawet wstyd mi się usprawiedliwiać. Po prostu przepraszam, że tyle to trwało.
Wszystkie matury już za mną, mam nadzieję, że uda mi się wrócić do pisania.
W sumie to dziś mijają dwa lata od założenia bloga. Dziękuję Wam za wszystko. Kocham Was.
Wielkie przeprosiny dla Yuno, za to, że jestem takim dupkiem.
Miłego czytania.
Hwaiting~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- Powiem wprost. Słyszałem, że zostałeś pobity za szkołą.
Spojrzał znacząco na mój temblak, a ręka sama mi drgnęła.
- Zdaje mi się, że znasz szkolny regulamin. Każda bójka musi być zgłaszana, inaczej ofiara zyskuje status współsprawcy.
Od 7 minut twarz dyrektora nie zmieniła wyrazu. Ten mężczyzna był przerażający.
- Więc słucham, co masz mi do powiedzenia?
Na dużym drewnianym biurku ułożył splecione dłonie i patrzył na mnie, czekając na odpowiedź.  Krzesło robiło się coraz mniej wygodne. Przez wpół zasłonięte żaluzje gdzieniegdzie wpadały smugi światła, oświetlające zdobyte przez  szkołę puchary i przycisk do papieru w kształcie lecącego orła.
Odchrząknąłem i odezwałem się powolnie.
- Nie było żadnej bójki.
- Żartujesz sobie ze mnie?
Mężczyzna wstał, wyszedł zza biurka i wskazał palcem na temblak.
- Potknąłem się.
Odpowiedziałem, nie patrząc mu w oczy. Nie miałem pojęcia do czego zmierza nasza rozmowa.
- Mhm, rozumiem. W takim razie wytłumacz mi nagranie ze szkolnego monitoringu, na którym widać jak walczysz z dwoma chłopakami.
Musiałem odwrócić twarz, by nie widział wypieków powstałych od jego palącego wzroku. Chodził wokół zajmowanego przeze mnie krzesła, a ja czułem się jak na policyjnym przesłuchaniu.
- Z kim się biłeś?
- Nie wiem.
Oparł się o biurko i potarł dość mocno oczy. Nachylił się w moim kierunku, a ja wciskałem się w krzesło tak mocno, że jeszcze chwila i zostałbym w nim na zawsze.
- Posłuchaj, Junhong. To nie są żarty.
- Ja nie wiem kto to był.
Wlepiłem wzrok podłogę. Dyrektor opadł ciężko na własny fotel i westchnął.
- Wracaj na lekcję.
Wstałem jak poparzony i wręcz rzuciłem się do drzwi, chcąc jak najszybciej opuścić gabinet.
- Będę Cię miał na oku.
Ostatnie zdanie usłyszałem będąc już w progu. W drodze do klasy zatrzymałem się kilka razy przy ścianie i starałem się uspokoić swoje drżące ciało.

***

Siedziałem na ledwo zamykającej się walizce. Ciepła łza spływała mi po piekącym policzku. Dosunąłem mocno zamek do końca i wstałem , zerkając na pokój. W tym momencie uchyliły się drzwi i ujrzałem głowę matki. Spojrzałem na nią bez emocji i zacząłem zgarniać pozostałe rzeczy do spakowania. 
- Junhong...
Głos jej drżał.
- Tata na pewno nie chciał Cię uderzyć...
Stanąłem bez ruchu. Nienawidzę go. 
- Zaraz wychodzę.
- Hongie…
Wyszedłem z pokoju i ciągnąłem za sobą walizkę po schodach, robiąc mnóstwo hałasu. Teraz wolałbym być w każdym innym miejscu, nawet u Chandu, byle nie w tym domu. Ojciec siedział w kuchni, kiedy mnie zauważył zerwał się na równe nogi, ale ominąłem go bez słowa. Ubranie się nie zabrało mi dużo czasu, a kiedy wyszedłem, on znów usiadł. Nawet nie miał odwagi przeprosić. Co z niego za ojciec. A matka jak zwykle nie miała na niego żadnego wpływu. Gdyby chociaż spróbowała go zatrzymać…Chłodny wiatr sprawiał, że mokre policzki dawały o sobie znać jeszcze mocniej. Szedłem wzdłuż ulicy, która była dość pusta jak na piątkowe popołudnie. Walizka tłukła się głośniej niż zwykle, wydaje mi się, że była także cięższa, choć nie spakowałem więcej niż kilka podkoszulków i kosmetyczkę.  Zacząłem się zastanawiać czy rzeczywiście chcę iść do Chandu. Stanę przed nim i co powiem? Cześć? Przygarnij mnie? A może: Wybaczam Ci wszystko, mogę tu zamieszkać? To śmieszne. Poza tym Chandu na pewno nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Zatrzymałem się na równi z błyszczącym budynkiem po drugiej stronie ulicy, gdzie mieszkał Park.  Nie mam dużego wyboru. Chyba zostałem zmuszony do schowania własnej dumy gdzieś głęboko. Przeszedłem na drugą stronę, wziąłem kilka głębszych oddechów i wszedłem do zapełnionej ludźmi kawiarni. Sympatyczny dzwoneczek oznajmiający otwarcie drzwi zwrócił uwagę stojącego za ladą Yongnama, który od razu się uśmiechnął.
- Junhong!
Pomachał do mnie energicznie, a jego wyraz twarzy zachęcił mnie do rozmowy. Dobrze w końcu widzieć kogoś tak uśmiechniętego.
-Hej, coś się stało? Już się bałem, że całkiem…ej, co Ci jest w policzek?
Radosny głos chłopka nagle zmienił się o 180 stopni. Zasłoniłem wyraźnie zaczerwienioną połowę twarz, która wciąż bardzo mnie piekła.
- A to..to nic.
Uśmiechnąłem się szybko, aby odwrócić uwagę chłopaka.
- No a co u Ciebie?
Powiedziałem, siadając bokiem przy barze, zdrowym policzkiem w stronę Hana. Brunet wrócił na miejsce pracy i zaczął zajmować się swoimi obowiązkami, nie spuszczając ze mnie oka.
- Tak sobie spacerujesz z walizką?
- Hm? Jaką..
A, wstałem z krzesła i przyciągnąłem do siebie pozostawioną wcześniej na środku kawiarni walizkę.
- Zapomniałem. Muszę zostać u Chandu przez kilka dni…
- Ugh?
Yongnam w sekundzie przestał zajmować się czymkolwiek. Jego okrągłe oczy patrzyły na mnie jakby chciały przeczytać coś wewnątrz mnie.
- Cz-cze..
-O, Junhong, dobrze, że tu jesteś, właśnie miałem po Ciebie jechać.
Pan Park zszedł po schodach i stanął obok mnie, chwytając za moją walizkę.
- Chodź, masz gotowy pokój.
Ukłoniłem się grzecznie i spojrzałem na zdezorientowanego Yongnama.
- To nie tak jak myślisz.
Uśmiechnąłem się i poszedłem za tatą Chandu po schodach, zostawiając na dole bruneta z otwartą buzią. Chłopak tak bardzo nie chce się ze mną widzieć, że aż wysłał tatę, żeby po mnie pojechał? No ładnie. A ja mam tu spędzić  tydzień. Podziękowałem za pomoc z bagażem i zostałem sam w pokoju gościnnym. Był urządzony przytulnie, bladozielone ściany dobrze współgrały z meblami zrobionymi z drewna  w ciepłym odcieniu. Puste półki same prosiły się o zapełnienie ich moimi rzeczami, jednak nie byłem w humorze do oglądania wszystkich swoich gratów i porządkowania ich w szafie. Siedziałem w pustym pokoju, aż coś wewnątrz mnie podpowiedziało, żebym poszedł sprawdzić czy Chandu nie wrócił już do swojego pokoju. Miałem ochotę go zobaczyć, a że po domu poruszałem się dość swobodnie, nie stanowiło to dla mnie problemu. Przeszedłem przez korytarz, czując się jak szpieg, a przecież nie robiłem nic złego. Kiedy uchyliłem drzwi do pokoju chłopaka, zastałem jedynie pozostawiony na biurku wibrujący telefon. Z przyzwyczajenia podszedłem bliżej. Na ekranie wyświetlał się numer i całkiem znane mi nazwisko: Han. W jednej chwili poczułem chęć odebrania telefonu i sprawdzenia, w jakim celu brunet siedzący piętro niżej może dzwonić do Chandu, jednak powstrzymałem się i pozwoliłem poczcie głosowej na przerwanie oczekiwanego połączenia. Usiadłem na łóżku Chandu i przez chwilę myślałem.  Kusiło mnie by sprawdzić, czy Chandu ma może jakieś wcześniejsze połączenia lub wiadomości od Yongnama. To mogłoby mnie oświecić, dlaczego miałem trzymać się od bruneta z daleka. W momencie kiedy próbowałem znaleźć usprawiedliwienie dla grzebania w telefonie Chandu, urządzenie ponownie zawibrowało, tym razem z powodu otrzymanej wiadomości. Nadawcą był również Han, a skoro trzymałem już ten telefon w dłoni, pokusa była zbyt duża.

‘Junhong będzie u Ciebie mieszkać? Jak Ty sobie z tym poradzisz? J

Może nie powinienem tego czytać. Ta wiadomość nie wiele mi rozjaśniła, wręcz przeciwnie. Jak Chandu ma sobie z tym radzić? W sensie, że co? Poirytowany porzuciłem plany dalszego sprawdzania jego telefonu i zamierzałem wrócić do przygotowanego dla mnie pokoju. Otworzyłem drzwi i na korytarzu zaraz przede mną stanął zaskoczony Chandu.
- Co robiłeś w moim pokoju?
Nie znoszę takich niewyjaśnionych sytuacji, ale przecież nie mogę się przyznać, że czytałem jego sms.
- Szukałem Cię, Twój tata zaprowadził mnie do…
- Coś Ci się stało w twarz?
Opuchlizna wciąż nie schodziła, a Chandu sprawiał wrażenie jakby kompletnie nie słuchał tego, co do niego mówię.
- Nie, to nic. Pójdę już.
Nie wiedziałem, co robić, więc uśmiechnąłem się lekko i miałem nadzieję, że uda mi się jakoś spokojnie odejść, żeby przemyśleć, co powiem mojemu chłopakowi.
- Poczekaj chwilkę. Czemu trzymasz w ręce mój telefon?
Przez moment głos Chandu zabrzmiał dziwnie. Mimowolnie spojrzałem na swoją rękę, w której rzeczywiście wciąż znajdował się telefon chłopaka. Brawo, Junhong, nawet tak prosta misja szpiegowska Cię przerasta – pomyślałem sobie.
- A, to. Telefon zaczął dzwonić, więc wziąłem go, żeby Ci zanieść.
- Przecież nie wiedziałeś, gdzie jestem.
Też prawda.
- Miałem przeczucie.
- Kobieca intuicja?
- Haha, zabawne.
Chandu uśmiechnął się raczej naturalnie, znaczy, że nie doszukiwał się w moim zachowaniu niczego złego.  Kamień spadł mi z serca. To chyba czas, żeby przeprowadzić szczerą rozmowę. Oddałem chłopakowi jego własność, a on tylko odwrócił wzrok i wszedł do swojego pokoju, chcąc zakończyć rozmowę.
-Chandu?
Spytałem zanim drzwi trzasnęły mi przed nosem.
- Możemy porozmawiać o Yongnamie? Nie chcę, żeby nasza relacja ucierpiała na jego pojawieniu się.
Park starał się udawać zaskoczonego, ale obaj spodziewaliśmy się tej rozmowy. W końcu mamy razem mieszkać przez tydzień.
- Nie ma o czym mówić. To po prostu nie jest towarzystwo dla Ciebie.
- Zawsze to powtarzasz.
- Zaufaj mi.
Pff, jeśli tak ma wyglądać ta rozmowa to ja nie mam na nią ochoty. W jednej chwili z dolnego piętra dobiegł do nas specyficzny dźwięk i jęk Yongnama. Spojrzeliśmy na siebie i obaj zbiegliśmy schodami do kawiarni, gdzie półprzytomny Han leżał na ladzie, rozlewając wokół świeżą krew. Sprzed budynku odjechał czarny samochód, który dziwnie kojarzył mi się z dniem, w którym też zostałem pobity.  








~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję, że jesteście. 
Hwaiting~ 

niedziela, 31 sierpnia 2014

Fluttering Whisper / rozdział V /

Ach, ja i to moje tempo pisania -,,-
Cześć :D jak minęły wam wakacje? Mam nadzieję, że dobrze.
Ostatnie dni wolności upływają zbyt szybko, niestety. Ale teraz przynajmniej mamy siłę, by na dobre wrócić do nauki! ...nie?
Dajcie z siebie wszystko. Trzymam kciuki, jesteście świetni.
Miłego czytania.
Take care ~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- O nie. Chyba drzwi się zatrzasnęły.
- No przestań, to niemożliwe.
Zachowałem stoicki spokój i podszedłem do drzwi.
- Daj, ja spróbuję.
Poruszałem kilka razy klamką, a drzwi praktycznie same się otworzyły. Często się tak zacinały, po prostu trzeba było umieć je otworzyć.
- Mam w tym wprawę, uwierz.
Yongnam uśmiechnął się zadowolony.
- Brawo, uratowałeś nam życie.
Zabrzmiało to dość ironicznie, ale pomimo tego poczułem się dumny.
- Chodź, pokaże Ci jeszcze raz. Skoro tu pracujesz, ta umiejętność może Ci się przydać.
Chwyciłem Yongnama za ramię, a drugą ręką mocno trzasnąłem drzwiami od chłodni.
- Popatrz, wystarczy, że pociągniesz lekko do góry, a później mocno pchniesz…
Zrobiłem tak, jak powiedziałem, ale tym razem nie otrzymałem pożądanego efektu. Uśmiechnąłem się żartobliwie do Hana, udając, że robię to dla zabawy, a on patrzył na mnie z politowaniem. Spróbowałem jeszcze raz. I jeszcze raz.
- No, jak Ci idzie?
Znów ta ironia w głosie.
- Cóż…
Zacząłem, ukrywając zdenerwowanie.
- Wygląda na to, że drzwi naprawdę się zatrzasnęły.
Yongnam z niedowierzaniem pokręcił głową i usiadł na metalowym blacie wolnym od pudeł.
- Tylko nie to…
- Spokojnie, przecież zaraz nas ktoś otworzy.
Pocieszyłem bruneta, choć sam stresowałem się odczuwanym zimnem. Usiadłem obok niego i starałem się zacząć rozmowę dla zabicia czasu.
- W tej chłodni jest całkiem…chłodno.
Jestem idiotą. Postarałem się, nie ma co.
- No, chłodno jest. Poczekaj.
Han zeskoczył z blatu, zdjął z bioder fartuch i przykrył mi nim ramiona.
- Przynajmniej trochę powinno pomóc.
Zmusiłem się do delikatnego uśmiechu.
- Nie trzeba było.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Sytuacja była nieco dziwna, ale zdałem sobie sprawę, że jeszcze dziwniej będzie, gdy Chandu nas otworzy. Wolałbym zamarznąć w chłodni, niż znów kłócić się z chłopakiem. A jestem pewien, że z tego będzie kłótnia. Po prostu mam takiego pecha. Rozprawiając o własnym losie poczułem,  że Yongnam kładzie mi głowę na ramieniu.
- Junhong..
Wyszeptał. Odsunąłem się, ponieważ nie chciałem wchodzić z brunetem w intymniejszy kontakt. Wbrew moim oczekiwaniom, chłopak wciąż na mnie napierał.
- Ej, co robisz!
Odepchnąłem go lekko za ramię, a jego ciało bezwładnie opadło na blat .
- Yongnam, kurwa!
Zerwałem się szybko i chwyciłem bruneta za ramiona.
- Co jest…
Mówiłem pod nosem, szarpiąc jego ciałem. Zupełnie nie reagował. Przystawiłem policzek do jego malinowych ust. Oddychał spokojnie, co widać było po ruchach jego klatki piersiowej. Sam odetchnąłem z ulgą, widząc, że chłopak żyje. Ale co mam teraz z nim zrobić? Rozejrzałem się dookoła, ciało Yongnama ułożyłem na blacie w wygodniejszej pozycji i przykryłem go jego własnym fartuchem. Starałem się go ocucić, uderzając kilka razy w twarz. Całkiem niezła zabawa.
- Halo, jest tam ktoś?
Krzyknąłem w stronę drzwi. Wydawało mi się, że coś słyszałem. Szybko do nich podbiegłem i zacząłem robić hałas pięściami.
- Ej, słyszy mnie ktoś?! Tu jestem, halo!
Szarpałem teraz intensywnie za klamkę, aż poczułem, że od drugiej strony też ktoś nią rusza. Odsunąłem się o krok, a w drzwiach stanął wysoki chłopak.
- Chandu!
Rzuciłem mu się na szyję, a ten zdezorientowany wskazał palcem na Yongnama.
- Czy on, no wiesz…nie żyje?
Uderzyłem chłopaka dość mocno w ramię.
- Oszalałeś?! Trzeba wezwać pogotowie, stracił przytomność.
- Co wy tu razem robiliście?
Zaczyna się. Nie był to moment na tą rozmowę.
- Nic. Później Ci wytłumaczę.
Wyszedłem z chłodni, potarłem o siebie zmarznięte dłonie i wyciągnąłem telefon z pozostawionej wcześniej na zapleczu torby.

***

                No nieźle. Od początku tygodnia jestem już drugi raz w szpitalu. Na szczęście tym razem nie w roli pacjenta. Siedziałem spokojnie na izbie przyjęć i czekałem, aż wypuszczą Yongnama. Pogotowie przyjechało dość szybko, jednak wciąż był nieprzytomny, więc zabrali go na izbę. Pomimo sprzeciwu Chandu, pojechałem z brunetem. Czułem, że muszę. Chłopak obudził się już w karetce, wszystko było w miarę stabilne, ale zabrali go jeszcze na badanie odruchów. Dlatego siedziałem sobie w szpitalu, przeglądając kolorowe czasopisma. Po chwili uśmiechnięty Yongnam wyszedł zza rogu.
- Wszystko dobrze?
Wstałem z krzesła i przygotowałem się do wyjścia.
- Tak, dzięki.
- Czemu od razu nie powiedziałeś, że źle reagujesz na chłód?
Brunet wzruszył ramionami, a ja spojrzałem na niego z miną matki karcącej swoje dziecko.
- Wszystko dobre, co się dobrze kończy, nie?
Uśmiechnął się ujmująco i wyszedł z budynku. Dołączyłem szybko do stojącego przed szpitalem bruneta.
- I co teraz?
Spytałem, choć sam nie wiem, jakiej odpowiedzi się spodziewałem.
- W jakim sensie ‘co teraz’? Wrócimy autobusem do kawiarni. To tylko trzy przystanki.
Kiwnąłem głową na znak zgody i razem poszliśmy w stronę przystanku autobusowego. Chciałem zacząć jakąś rozmowę, ale nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć. Kiedy już otworzyłem usta, Yongnam mnie uprzedził.
- Dziękuje. To miłe, że tak się mną przejąłeś.
Spojrzał na mnie z ukosa, a ja odwróciłem wzrok, udając, że sprawdzam, o której mamy autobus.
- To nic, źle bym się czuł, gdybyś przyjechał tu sam. Nasz autobus będzie za minutę.
- Wiesz, od dawna nikt się o mnie nie troszczył, więc to przyjemna odmiana.
Uśmiechnąłem się, znów nie wiedząc, jak wyrazić się słowami. Staliśmy na przystanku w ciszy, a nasz autobus nie kazał na siebie czekać.  Zajęliśmy dwa miejsca i obaj spoglądaliśmy na mijane miasto. Ludzie wracali z pracy zatłoczonymi od samochodów ulicami, tłumy wiecznie śpieszących się osób pędziły chodnikami w różnych kierunkach. Nagle rytm życia miasta wydał mi się zupełnie inny.
- Jak było w szkole?
Zaskoczyło mnie pytanie Yongnama.
- Umm, w porządku.
Han uśmiechnął się nawet na mnie nie patrząc. Na szczęście udało nam się ominąć korki, więc dotarliśmy do kawiarni w miarę sprawnie. Chandu, o którym całkiem zapomniałem, stał za barem i wyraźnie na nas czekał. Kiedy tylko weszliśmy, stanął naprzeciwko nas i chwycił mnie dość mocno za rękę.
- Porozmawiajmy.
Yongnam poszedł od razu na zaplecze, nie chcąc przeszkadzać. Mimo to, Chandu ciągnął mnie po schodach na górne piętro. Usiadłem na łóżku chłopaka i przygotowałem się na kazanie.
- Prosiłem Cię przecież o tak prostą rzecz, nie mogłeś dla mnie tego zrobić?
Park znów był zdenerwowany. Stał na środku pokoju, mówiąc podniesionym głosem.
- O co Ci chodzi?
Zmarszczyłem brwi.
- O trzymanie się z daleka od Hana. Nigdy nie możesz zrobić tego, o co proszę.
- Nigdy?! Zawsze robię to, co mi każesz, mam tego dość!
Teraz mój głos też brzmiał dosadniej. Chandu potarł twarz dłońmi i powiedział już łagodniej.
- Same problemy przez tego Yongnama.
- Przestań. Ciągle tylko powtarzasz, żebym się do niego nie zbliżał, bez podania konkretnego powodu. To nie z Yongnamem jest problem, tylko z Tobą. Jesteś egoistą.
Wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę drzwi. Kiedy minąłem chłopaka, złapał mnie za przedramię.
- Patrz, już nastawił Cię przeciwko mnie.
- To nie on mnie tak nastawił, sam to zrobiłeś.
Wyszarpałem się z uścisku Chandu i zszedłem na dół. Yongnam stał za ladą i patrzył na mnie uważnie.
- Masz przeze mnie problemy?
Przecząco kiwnąłem głową.
- Nie przez Ciebie.
- Junhong!
Odwróciłem się za krzyczącym z górnego piętra chłopakiem. Chandu o włos nie przewrócił się na schodach, biegnąc na dół. Spojrzał na Yongnama, który tym razem nie wyszedł.
- Pogadajmy jeszcze.
Zwrócił się do mnie.
- Na dziś nam już chyba wystarczy. Do zobaczenia, Yongnam.
Aish, to było perfidne z mojej strony. Zasłużył. Podszedłem bliżej drzwi i usłyszałem za plecami  jak ktoś wbiega po schodach. Wkurzony doszedłem do domu, wziąłem prysznic i powoli zacząłem się zastanawiać, co będę robił sam w domu przez tydzień. Nie ma opcji, żebym spędził z tym egoistą choćby sekundę.  A moi rodzice wyobrażają sobie, że za dwa dni u niego zamieszkam. Niedoczekanie. Zażyłem tabletki przeciwbólowe i od razu położyłem się do łóżka. To chyba przez nie chodzę ostatnio taki rozdrażniony. Faszerują człowieka nie wiadomo czym, a później…aaeach*odgłos ziewania*. Co ja miałem jeszcze dziś zrobić? A tak, wstałem po telefon i z zamykającymi się oczami wystukałem sms:

‘Odpuśćmy sobie spotkania w tym tygodniu.’

Zaznaczyłem pole odbiorcy i przez moment zastanowiłem się do kogo wysłać tego sms. Do Chandu? Do Yongnama? Najbezpieczniej będzie, jeśli wyślę do obu. Dodałem dwóch odbiorców i wysłałem wiadomość.  Leżałem w swoim wygodnym łóżku, czekając na jakąś odpowiedź. Po 20 minutach nie otrzymałem żadnej, więc pomyślałem sobie ‘Chrzanić to.’ i poszedłem spać.

***

                 Czwartkowy poranek przebiegł bez zakłóceń, tak jak z resztą cały dzień. W szkole luzy, bo ostatnie dwa dni tygodnia szkolne zawsze mijają mi przyjemnie. Nikt nie męczył mnie sms’ami, nikt nie czekał przy bramce, nikt nie stał przy mojej szafce. Spokój i cisza. Obawiam się jednak, że to spokój przed burzą. O ile czwarty dzień tygodnia był dla mnie ukojeniem i pomógł mi odpocząć od ciągłego natłoku myśli, o tyle wiecznie wyczekiwany przez wszystkich piątek  minął dość nerwowo. Myślałem o wyjeżdżających rodzicach i domu, w którym mam zostać. Sprawy z Chandu się komplikują, znów zaczynamy kłócić się o wszystko. Czy na miejscu Chandu nie zachowywałbym się tak samo? Nie wiem. Ciężko mi sobie wyobrazić taką sytuacje. Z resztą, nie ma po co tego rozważać.
- Jun! Jesteś w szkole, okaż szacunek nauczycielowi!
Momentalnie podniosłem głowę z ławki i usiadłem wyprostowany, jakbym miał kołek włożony wiadomo gdzie.  Tuż przed moja ławką stał pan dyrektor z pogardliwą miną.
- Pozwól ze mną do gabinetu.
Wyszedł. Spojrzałem na nauczyciela, który kiwnął głową na znak, że mogę opuścić salę. Pośpiesznie wrzuciłem książki do torby i zostawiłem za sobą przysypiającą z nudów klasę.
                Gabinet nie był przyjemnym miejscem w szkole, choć na pewno był lepszy niż toaleta na trzecim piętrze. Nie śmierdziało tu grzybem, ściany nie miały przebarwień, a trzecioklasiści tu nie pili i nie topili głów pierwszaków w sedesach. Tak, takie rzeczy zdarzają się nawet w najlepszych szkołach.
- No, Junhong…
Co znowu zrobiłem?

- Powiem wprost. Słyszałem, że zostałeś pobity za szkołą. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje za czytanie. 
Hwaiting ~~



wtorek, 15 lipca 2014

Fluttering Whisper / rozdział IV /

Zawsze sobie powtarzam, że muszę ogarnąć dupę, po czym i tak tego nie robię ;-;
Nię będę się nawet dziś rozpisywać, po prostu mam nadzieję, że wam się spodoba. Tyle.
Czekajcie na następne rozdziały :3
Miłego czytania ^-^

Take care ~

*moja kochana Beto, przepraszam, ale bardzo zależało mi, żeby dodać to jak najwcześniej* *prosi o przebaczenie* *plis, nie bijcie za błędy*


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Nie chciałem się odwracać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio serce bolało mnie tak bardzo. Chyba nigdy. Jak mogłem być tak głupi i po raz kolejny łudzić się, że nam się uda. Codziennie powtarzane ‘kocham Cię’ było jedynie kłamstwem, pogłębiającym ranę w moim sercu. Nie wiem, czy byłem bardziej zły, czy smutny. Po prostu stałem zgarbiony, a z czubka nosa kapały mi łzy.
- Junhong…
Usłyszałem zza pleców. Zacisnąłem pięści. Ktoś podszedł bliżej, a ja wciąż nie ruszyłem się z miejsca.
- Może jest coś, co mógłbym…
Upewniłem się, że osobą stojącą za mną nie jest Chandu i odwróciłem się ze łzami w oczach.
- Dlaczego? Dlaczego Chandu powiedział coś takiego?
Yongnam miał wyraźnie smutną minę. Zrobił krok w moją stronę i objął mnie delikatnie, a ja wcale się nie wzbraniałem. Właśnie teraz potrzebowałem kogoś do przytulenia. Objąłem chłopaka i zacząłem cichutko szlochać w jego ramię, czekając na odpowiedź.
- Może po prostu pomyliłeś się co do Chandu. Nie zawsze ludzie są tymi, za których się podają.
Odsunąłem się na chwilę od Yongnama, spojrzałem mu w oczy i zastanowiłem się przez chwilę, czy on jest tym, za kogo się podaje.  I w ogóle kim jest? Widzę go trzeci raz w życiu i nie wiem o nim za wiele, ale cieszę się, że tu teraz stoi.
- Czemu za mną pobiegłeś? Co Cię obchodzą nasze prywatne sprawy…
- Nie mów tak.
Han otarł dłonią lecącą po moim policzku łzę.
- Nie chcę, żebyś przez niego płakał. Nie mogę patrzeć na Twoją smutną buzię. Ten debil…
- Nie wyzywaj go!
Odsunąłem się od chłopaka i krzyknąłem, zupełnie odruchowo broniąc Chandu. Yongnam ciągle patrzył mi w oczy, jakby starał się wybadać czy może mnie jeszcze raz przytulić, czy nie.
- Ja…chciałeś mnie tylko pocieszyć, przepraszam.
Powiedziałem spokojnie i sam przytuliłem się do bruneta.
- Pójdę już.
Odwróciłem się i odszedłem.
- Zadzwoń.
Han powiedział do moich oddalających się pleców. Szedłem powoli w stronę domu, a ręka znów zaczęła mnie boleć. Temblak zostawiłem w kawiarni. Cholera. Nie wiem, jak mogłem się tak pomylić. Ze łzami w oczach wyciągnąłem telefon i, uważając, aby się nie przewrócić, napisałem sms. Odbiorcą był ‘Han Frajer Yongnam’.

‘Przynieś mi jutro temblak do szkoły.’

Napisałem do niego tylko dlatego, że sam nie mam ochoty wracać do kawiarni. Niech sobie nie myśli, że nagle będziemy się przyjaźnić. Cudem dowlokłem się do domu, gdzie nie czekało mnie nic przyjemnego. Ze śladami po łzach na policzkach wszedłem do domu, a mama powitała mnie ‘czule’. O tej porze nigdy nie ma ich jeszcze w domu.
- Gdzie się szwendałeś?
Spojrzała na moje zapuchnięte oczy i momentalnie złagodniała.
- Junhong, co się stało?
- Nic.
Rzuciłem krótko. Kobieta pokręciła lekko głową i wskazała mi drogę do kuchni, gdzie przy stole siedział mój ojciec. Usiadłem naprzeciw i z uporem wycierałem rękawem nadmiernie nawodnione oczy.
- W przyszłym tygodniu wyjeżdżamy.
Moja rodzicielka oświadczyła, siadając obok swojego męża. Nie wiem, o co im chodzi, ale chętnie się gdzieś wybiorę. Dobrze mi zrobi zmiana środowiska na jakiś czas. Nie będę musiał oglądać Chandu.
- To gdzie jedziemy?
Spytałem spokojnie, a na ich twarzach pojawił się pewnego rodzaju niepokój.
- Junhong, to nie tak..
Zaczął ojciec powoli.
- Ty z nami nie pojedziesz…To tygodniowy wyjazd służbowy, nie możemy Cię zabrać.
Odruchowo uderzyłem pięścią w stół, ale po twarzy nie dałem poznać niezadowolenia. Trudno, tydzień wolności w domu też będzie przyjemnym doświadczeniem.
- Nie szkodzi. Przecież poradzę sobie sam przez tydzień.
Zmusiłem się nawet do delikatnego uśmiechu, co wyszło mi dość naturalnie. Mama uśmiechnęła się szerzej i powiedziała weselszym tonem.
- Na szczęście nie musisz siedzieć w domu sam. Rozmawialiśmy z panem Park, z radością zgodził się na naszą propozycję, więc..
Bałem się tego, co zaraz usłyszę.
- Więc przez cały następny tydzień będziesz mieszkał z Chandu. Przeprowadzisz się do nich w sobotę. Fajnie, nie?
- Nie!
Wstałem gwałtownie od stołu.
- Nie możecie mi tego zrobić! Nigdzie się stąd nie wybieram!
Krzyczałem na zdezorientowanych rodziców, aż w końcu pobiegłem do swojego pokoju. Usiadłem w rogu łóżka i znów zacząłem szlochać. Wiem, co to za facet, który o wszystko ryczy. Ale kiedy jest się tak bezsilnym, nie można zrobić nic innego. Podkuliłem nogi, lecz w zajęciu wygodnej pozycji przeszkadzał mi trzymany w kieszeni telefon. Wyciągając go ze spodni, mimowolnie spojrzałem na pasek powiadomień. 1 nowa wiadomość. Nadawca: ‘Han Frajer Yongnam’.

‘Myślałem, że nie mogę się więcej pokazywać obok Twojej szafki ’

Frajer. Przestałem płakać i odpisałem brunetowi.

‘To jest szkoła, każdy może tam wejść…’

Na odpowiedź też nie czekałem długo.

‘W takim razie będę tam przed lekcjami.’

Uśmiechnąłem się. Wyobraziłem sobie Yongnama pod moją szafką i się uśmiechnąłem. Musi być ze mną naprawdę źle. Wstałem z łóżka, ubrałem słuchawki i puściłem sobie jakąś antydepresyjną muzykę. Nie ma opcji, żebym przeprowadził się do Chandu. Nie chcę go nawet oglądać. W tym momencie uświadomiłem sobie, że tapeta w moim telefonie to właśnie zdjęcie Parka. Wybrałem jeden z tych systemowych shitów i uwolniłem ekran komórki od twarzy, która nie przypominała mi teraz nic przyjemnego. Oparłem głowę o ścianę i zasnąłem, nie chcąc już myśleć o swoim nieszczęsnym życiu. Kiedy moja playlista dobiegła końca, brak muzyki przebudził mnie na moment. Spojrzałem na telefon. 7 nowych wiadomości. Wszystkie od Chandu. Bez zastanowienia wcisnąłem ‘Usuń nieprzeczytane’, choć może to nie był najlepszy pomysł. Źle się czuję. Znów to się dzieje. Znów coś idzie nie tak. Ciekawe, co Chandu do mnie napisał. Ugh, cholera. Chcę z nim porozmawiać. Leżałem tak chwilę  i kłóciłem się z myślami. Zmęczony sam sobą, przewróciłem się na prawy bok i, bez zasypiania, przeleżałem kilka godzin, które zostały do mojego szkolonego budzika. Kiedy zadzwonił, bez problemu wstałem i zacząłem się szykować. Zawsze o siebie dbałem, ale dziś chciałem wyglądać wyjątkowo ładnie. Tak po prostu. Zebrałem wszystkie potrzebne rzeczy, zażyłem tabletki i byłem gotów do wyjścia. Otworzyłem drzwi wejściowe i zobaczyłem, że przy bramce stoi Chandu. Na pierwszy rzut oka nie byłem zachwycony, ale jednak w głębi duszy cieszyłem się, że go tu widzę. Podszedłem bliżej i przywitałem się niepewnie.
- Cześć.
- Junhong, to nie tak…
Chłopak od razu zaczął się tłumaczyć, a ja byłem w stanie mu nawet wybaczyć. Ale chciałem dowiedzieć się dlaczego.
- To wszystko przez Yongnama.
Tak myślałem, że to usłyszę.
- Zmanipulował mnie, dlatego powiedziałem coś zupełnie przeciwstawnego do moich uczuć. Wcale tak nie myślę. To było po prostu głupie nieporozumienie.
Chandu spojrzał na mnie błagalnie, licząc, że mu uwierzę. Ufałem mu i nie miałem powodu, by tego nie robić.
- Rozumiem. Właściwie, przespałem się z tym i nie jestem zły. Znaczy, jest mi przykro, ale myślę, że jeśli się postarasz, to dasz radę mi to wynagrodzić.
Uśmiechnąłem się do chłopaka, któremu wyraźnie ulżyło. Odpowiedział na mój uśmiech swoim i chwycił mnie za rękę.
- Dobrze, będę się starał. A teraz chodźmy do szkoły.
Zgodnie kiwnąłem głową i razem ruszyliśmy w kierunku szkoły. Szliśmy uśmiechnięci, jednak nagle dopadła mnie okropna myśl. Przecież Yongnam czeka w szkole z temblakiem. Dopiero co pogodziłem się z Chandu i nie chcę, żeby się na mnie denerwował. Zatrzymałem się gwałtownie i chwyciłem chłopaka za ramię.
- Czekaj! Sam pójdę do szkoły.
Park ewidentnie się zdziwił.
- O co Ci chodzi? Pójdziemy razem, przecież nikt nie będzie się gapić…
- Nie!
Chyba krzyknąłem trochę za głośno.
- To znaczy nie, nie idź, zobaczymy się po lekcjach w kawiarni, dobrze?
Położyłem chłopakowi dłoń na policzku, a on kiwnął głową.
- No dobrze, niech będzie.
Chandu uśmiechnął się delikatnie i odszedł w stronę swojego domu. Znów byłaby afera. Dobrze, że w porę opanowałem sytuację. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na zegarek. Pewnie Yongnam już czeka. Przyśpieszyłem i w niecałą minutę doszedłem do szkoły.   Brunet stał przy mojej szafce i wyraźnie ucieszył się na mój widok.
- Znów miałbym przez Ciebie problem.
Powiedziałem na przywitanie.
- Jaki problem?
Chłopak trzymał temblak, w wyciągniętej w moją stronę ręce. Chwyciłem go z małą ilością wdzięczności na twarzy.
- Dzięki.
Wziąłem głęboki oddech.
- Wiesz, pogodziłem się z Chandu…więc daj mi spokój. Nie chcę zawracać sobie Tobą głowy.
- Co, co tak…
- Po prostu nie spotykajmy się więcej.
Sam się zdziwiłem, z jakim trudem przyszła mi ta rozmowa.
- Czemu? Co naopowiadał Ci Chandu?
Han zaciskał zęby, wyglądając na poirytowanego.
- Zrozum mnie, nie mam nic do Ciebie, ale skoro mój chłopak nie chcę, żebym się z Tobą widywał…
- Jesteś niesprawiedliwy, nawet nie dajesz mi szansy.
Staliśmy tak chwilę, a Yongnam starał się patrzeć mi prosto w oczy, jednak usilnie unikałem jego wzroku. Brunet odezwał się pierwszy.
- Po prostu zostańmy przyjaciółmi. Nie skreślaj mnie tak od razu.
Jego uśmiech był naprawdę prześliczny. Bez znaczenia jak bardzo chciałem, nie mogłem mu powiedzieć: nie.
- Pomyślę nad tym.
Posłałem mu minimalny uśmiech i poszedłem na zajęcia. Gdybym patrzył się na niego dłużej, spokojnie bym się zgodził. Nie wiem czemu, ale jest w nim coś takiego…magicznego. Nie jestem w stanie tego określić. Założyłem temblak na ramię i ruszyłem prosto na lekcję.

***

                Tak jak obiecałem Chandu, zaraz po lekcjach udałem się w stronę kawiarni. Humor miałem już zdecydowanie lepszy, więc wszystko było jakieś przyjemniejsze. Jednak wciąż nie byłem pewien, co zrobię z Yongnamem. Muszę przyznać, że chciałbym się z nim zaprzyjaźnić. Z drugiej strony jest Chandu, który chce, żebym trzymał się od Hana z daleka. Nie wiem, co z tym zrobić. Wszedłem do przepełnionej kafejki i ,od razu, z uśmiechem na ustach pobiegłem na zaplecze, chcąc zobaczyć znów Chandu. Otworzyłem drzwi, ale o dziwo nie czułem się rozczarowany, kiedy ujrzałem tam Yongnama.
- O, Junhong, dobrze, że jesteś, idź do chłodni po bitą śmietanę, właśnie mi się skończyła.
Kiwnąłem posłusznie głową, przecież mogę mu wyświadczyć przysługę. Wszedłem do chłodni, gdzie pełno było zawalonych pudłami półek. Zacząłem szukać bitej śmietany, ale w żadnym kartonie nie mogłem jej znaleźć.
- No, masz już?
Usłyszałem za plecami. Kiedy się obróciłem, Yongnam sam stał w chłodni i wymachiwał w moim kierunku szukaną rzeczą.
- Zaraz bym znalazł.
Pokazałem chłopakowi język i, obaj z uśmiechami na twarzach, ruszyliśmy do wyjścia na zaplecze.
Yongnam pociągnął za klamkę, lecz drzwi ani drgnęły. Spróbował jeszcze raz, ale to też nie dało efektu.
- Cholera. Chyba się zatrzasnęły.







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za czytanie.
Hwaiting ~~