niedziela, 30 czerwca 2013

Sundo x Kyoung cz.2

Hejka ^-^ Skończyłem drugą część "Sundo x Kyoung" xD to nie jest jeszcze koniec tej historii, będzie kolejna część. Ale muszę ją najpierw napisać :) tymczasem zapraszam do czytania części drugiej!~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



- Z głowy czy z serca?
Gdy powiedział te słowa, zadałem sobie sprawę z tego, co właśnie wyprawiam. Zakochiwałem się w chłopaku. Ujął mnie prosto za serce. Uniósł brodę do góry, jakby czekał na pocałunek. Nachyliłem się lekko, czując jego oddech na swoich ustach. Był tak przyjemnie ciepły. W ostatniej chwili mój zdrowy rozsądek włączył się do akcji.
- No kuźwa, jeszcze czego.
Upuściłem pewnego siebie Kyounga na ziemię i wstałem. Uśmiechnął się szeroko. Jego głos zabrzmiał tak rozkosznie.
- Do zobaczenia.
Spojrzałem jeszcze raz na chłopaka, który całkowicie zawładnął moim sercem. Mimowolnie mięśnie twarzy ułożyły mi się w delikatny uśmiech. Jego oczy fascynowały blaskiem i wręcz emanowały prawdziwym pięknem. Kiedy się zorientowałem, że patrzę na niego z rozmarzeniem, otrzepałem gwałtownie głowę, chcąc wyrzucić z niej wszystkie myśli. Przeszedłem przez krzaki i szybkim tempem ruszyłem w stronę domu.
            Z każdym mrugnięciem przed oczami pojawiała mi się twarz Kyounga. Jego słowa odbijały się echem w mojej głowie. Az tak było widać, że coś do niego miałem? Sam nie byłem pewien. Wahałem się. Rodzące się we mnie uczucie do chłopaka było zupełnie abstrakcyjne. Już samo zakochanie było czymś nowym. Całą drogę do domu nie mogłem oswobodzić swoich myśli. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Zmęczony, poobijany, zagubiony wróciłem do domu i natychmiast rzuciłem się na kanapę w salonie. Ukryłem twarz w poduszce i starałem się zapanować nad coraz to bardziej chorymi myślami rojącymi mi się w głowie. Potarłem sobie szyję, czując pieczenie w miejscu, gdzie ściskał mnie Camwoo. Cholernie piekło. Miałem dość tego dnia. Nawet wygrana nie cieszyła mnie tak bardzo. Zacząłem modlić się o sen.
            Szybko tego pożałowałem. Tej nocy miałem pierwszy mokry sen z udziałem Kyounga. Kiedy się obudziłem, byłem bliski szaleństwa. Analizowałem każdy szczegół snu. Jego bliskość była niesamowicie realistyczna. Czułem jego pot na własnej skórze. Nie wiem, który z nas był seme. Chyba na zmianę. Gdy ja byłem na dole, Kyoung zwinnie wił się po moim nagim ciele, rozpalając mnie niewyobrażalnie. Po chwili zamienialiśmy się miejscami i on, leżąc pode mną, pozwalał mi robić ze sobą wszystko. Uwielbiałem rządzić, a rządzenie Kyoungiem sprawiało mi przyjemność jak nic innego. Przepełniony obrazami ze snu, które samego mnie odrzucały, starałem się pojąć całą ta sytuację. Robiło mi się od tego niedobrze. Myślałem o sobie jak o potworze. Takie rzeczy powinno się leczyć. To niezdrowe. Głowa zaczęła mnie bolec niemiłosiernie. Poszedłem do kuchni, by znaleźć coś na polepszenie. Łyknąłem kilka tabletek. Rozejrzałem się po mieszkaniu. Kuchnia była połączona z salonem, więc spokojnie mogłem ogarnąć wzrokiem cały ten burdel. Oprócz kanapy, na której dzisiaj spałem, był tam również stół, szczelnie zasłonięty przez śmieci różnego typu. Na panelach tez nie było zbyt czysto. Zaczerpnąłem sporo powietrza, z ulgą odetchnąłem i stwierdziłem, że nie idę dziś do szkoły. Wziąłem porządny prysznic i przebrałem się w świeżo wyprane dresy.
- Tak, to już czas, żeby ogarnąć trochę tego syfu.
Czując, że nachodzi czas porządków, zdjąłem koszulkę. Zawsze sprzątałem, o ile w ogóle, z gołą klatą, no bo jak inaczej. Musiałem zająć sobie czymś myśli, aby mój umysł mógł odpocząć od ciągłej walki z moim sercem. Najpierw idealnie posprzątałem moja sypialnię. Już zebrały się trzy worki śmieci, a to nie była nawet połowa roboty. Łazienka poszła mi szybko, tam zawsze starałem się trzymać porządek ze względów higienicznych. Z salonem i kuchnią było gorzej. Zanim zebrałem śmieci z podłogi minęła ponad godzina. Kiedy skończyłem sprzątać największe pomieszczenie, było już późno, a na zewnątrz panował półmrok. Spojrzałem na czyste mieszkanie i uśmiechnąłem się dumnie.
- Oczywiście Sundo, należy Ci się teraz nagroda.
Głos mojej podświadomości przemawiał do mnie bardzo mocno. Szybko ubrałem się w normalne ciuchy i mokra ręką ułożyłem włosy tak, że wyglądałem naprawdę dobrze. W takim też humorze wyszedłem z mieszkania i wzdłuż ulicy ruszyłem luźnym krokiem. Na końcu alei skręciłem do mojego ulubionego baru. Kiedy tylko wszedłem, niemal odurzył mnie gęsty dym. Widziałem coś na odległość może trzech metrów. Starając się nie przewrócić jakiegoś palacza, ostrożnie balansowałem pomiędzy ciałami całkowicie pochłoniętymi przez dym. Przy barze zamówiłem dwa duże piwa i usiadłem przy ulubionym stoliku. Przytłumione światło idealnie pomagało mi się zrelaksować, zwłaszcza w połączeniu z alkoholem. Taka mieszanka sprawiała, że czułem się rewelacyjnie. Dookoła przechodziło mnóstwo osób, głownie dziewczyn, pomijając fakt, że prawie każdy palił to takie, to inne substancje, które z pewnością nie były lecznicze. Ja miałem dziś ochotę wyłącznie na piwo. Pierwsze wypiłem prawie na raz. Drugie zacząłem sobie sączyć powoli, bardziej rozkoszowałem się smakiem. Muzyka grała strasznie głośno. Wpatrywałem się w sylwetki wyginające się na parkiecie. Spojrzałem w lewo. Przy stoliku obok siedziała grupka dziewczyn i wyraźnie mnie obgadywały. Nie spuściłem z nich wzroku, starając wymusić na nich koniec rozmów na mój temat. Jedna z nich wstała i ruszyła w moim kierunku. Była ubrana dość wyzywająco, nawet jak na mój gust. Usiadła zaraz obok mnie, dotykając swoimi kolanami moich w akcie gestu i patrzyła na mnie głodnym wzrokiem. Zupełnie to zignorowałem, biorąc duży łyk piwa. Dziewczyna nie dała za wygraną. Uniosła swoje gładkie nogi i położyła je na mnie tak, że wyglądaliśmy jak nieźle napalona para. Nie sprawiło mi to przyjemności, więc delikatnie ją zepchnąłem, przez co ta całkiem spadła z fotela. Wstałem od stolika.
- Ej! Tak nie traktuje się damy!
- Oh, Mademoiselle.
Uśmiechnąłem się ironicznie.
- Bardzo dostojnie. A teraz Panna wybaczy, muszę udać się do kibla.
Ukłoniłem się teatralnie i z uśmiechem na ustach ruszyłem w stronę łazienki. To nie była wymówka, naprawdę chciało mi się sikać. Szedłem trochę niepewnym krokiem, z każdej strony ktoś się o mnie obijał. Nadal swędziała mnie szyja po uścisku Camwoo. Z ręką na
karku wszedłem do łazienki. Odetchnąłem z ulgą. Było tak cicho i pusto. Tutaj prawie w ogóle nie było dymu. Nachyliłem się nad umywalką i oparłem się o nią dwiema rękami. Moje lustrzane odbicie mówiło mi, że jestem zajebiście seksowny. Włosy układały się dziś niemal perfekcyjnie. Koszula opinała delikatnie moje mięśnie, co dodatkowo potęgowało kuszący wygląd.
- Nie było Cię dziś w szkole.
Usłyszałem głos gdzieś z tyłu i zamarłem. Od razu poznałem głosy chłopaka, przez którego szalałem po nocach. Kyoung stanął naprzeciwko mnie. Odwróciłem się twarzą do niego i oparłem plecami o blat przy umywalkach. Wyglądał prześlicznie. Z jednej strony włosy miał spięte spinką, z drugiej swobodnie opadały mu na błyszczące oczy. Był ubrany w szare dżinsy i niebieski podkoszulek, idealnie pasujący mu do oczu. Uśmiechnął się delikatnie. Trzymał obie ręce w kieszeniach.
- Co Ty tu robisz?
Od dłuższego czasu tu przychodziłem, ale dziś zauważyłem Kyounga tutaj po raz pierwszy.
- Myślałem, że chodzisz do bardziej gejowskich miejsc…
Lekko spuścił głowę, wpatrując się w swoje buty. Oniemiałem.
- Coś sobie wyjaśnijmy, ok.? Ja nie jestem gejem.
Spojrzałem na niego ostro. Chyba zrobiło mu się głupio, bo zaczął drapać się po głowie, nadal nie podnosząc wzroku. Wyglądał bezradnie. Jak z pewnego siebie w jednej chwili zmienił się w taka ciotę? Wyprostowałem się. Nie wiedziałem co powiedzieć, strasznie miałem na niego ochotę. Coraz bardziej dochodził do mnie fakt, że się w nim zakochiwałem. Serce zaczęło mi szybciej bić. Wyciągnąłem rękę w jego stronę i już chciałem coś powiedzieć, ale przerwał mi jego szept.
- Sundo… Kocham Cię.
Zamarłem. Teraz to zupełnie czułem się zdezorientowany. Obserwowałem uważnie Kyounga. Patrzył teraz na mnie. Widać było, że wyznanie uczuć wyraźnie mu pomogło.
- Ja…
Nie miałem pomysłu co zrobić. Z resztą nie miałem okazji, bo Kyoung zbliżył się do mnie na odległość kilku centymetrów i dotknął swoimi ustami moich. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Mój żołądek zawziął się w supeł, powodując dziwny ucisk. Lekko się zachwiałem, ale Kyoung chwycił mnie w pasie, co przywróciło mi równowagę. Z szoku delikatnie rozchyliłem usta, co chłopak uznał za zielone światło dla języka, który w jednej chwili znalazł się obok mojego. Zaczął go pieścić i modelować, co sprawiało mi nie małą radość. Rozluźniłem się trochę i zaplotłem ręce na szyi Kyounga, gładząc przy tym jego włosy. Poczułem, że się uśmiecha. Kiedy zacząłem wodzić palcami po jego szyi, jęknął mi cicho prosto do ust. Chyba zorientował się, że pragnę czegoś więcej. Spojrzał na mnie.
- Śmierdzisz piwem.
Uśmiechnął się i znów wbił w moje usta. Nieśmiało sięgnął dłońmi do moich pośladków, na co ja przycisnąłem go do siebie mocniej i agresywniej zacząłem całować. Czułem rosnące w nas podniecenie. Obaj pragnęliśmy tego samego. Siebie nawzajem. Kyoung chwycił mnie mocno za uda i podniósł. Posadził mnie na blacie obok umywalki i przyciągnął do siebie. Teraz jego szare dżinsy w miejscu złączenia ud były napięte do granic możliwości. Oplotłem nogami Kyounga i zacisnąłem je wokół jego bioder. Czułem jego erekcję zaraz obok swojej, przez co dreszcz przeszedł mnie nawet w miejscach, gdzie nigdy wcześniej nie przechodził. Blat był wilgotny, czułem jak spodnie na tyłku mi przemakają. Kyoungowi to nie przeszkadzało, bez przerwy gładził mnie po pośladkach. Oderwałem na sekundkę usta od ust Kyounga, aby spojrzeć mu w oczy. Błyszczały się intensywnie, było w nich widać nutkę podniecenia i szczęścia. Uśmiechnąłem się delikatnie i mimowolnie przygryzłem dolną wargę. Kyoung chyba uznał to za znak, ponieważ ponownie zaatakował moje usta, tym razem od początku z języczkiem i agresywniej. Sam zaczął przygryzać moją dolną wargę. Jęknąłem cicho. Trzymałem palce w jego włosach, bawiąc się nimi. Kyoung uniósł mi brodę i złożył na mojej szyi długi pocałunek, zostawiając za sobą różowy, pulsujący ślad.
- Teraz jesteś tylko mój.
Ślad po ucisku Camwoo przestał piec, teraz czułem tylko rozkosznie wilgotne ślady ust Kyounga. Obcałowywał hojnie moja szyję i obojczyki. Odchyliłem się delikatnie, szepcząc podniecająco.
- K…Kyoung…
Zachęcony swoim imieniem chłopak wsunął dłonie w moje spodnie. Jego długie, męskie palce wodziły zmysłowo po moich nagich pośladkach. Przesunął powoli dłonie w stronę przedniej części moich spodni i zatrzymał dłonie na udach, niebezpiecznie blisko mojego nabrzmiałego od krwi przyrodzenia. Doprowadzało mnie to do szaleństwa. Jego dotyk był niewyobrażalnie przyjemny. Powoli wodził opuszkami palców po wewnętrznej części ud. Czułem jak cała energia mojego ciała kumuluje się w tym jednym miejscu. Jęknąłem, nie mogąc wytrzymać.
- Kyoung, proszę…
Młodszy spojrzał na mnie z zadowolona miną.
- Pragniesz mnie?
Spytał i uniósł lewą brew.
- Kocham Cię.
Mówiąc te słowa, poczułem jak mój zdrowy rozsądek uznaje dominację mojego serca. Odetchnąłem z ulgą i wiedziałem, że to jest to, czego naprawdę chcę. Wsunąłem dłonie pod koszulkę Kyounga, jednocześnie ją podnosząc. Kyoung wyciągnął ręce z moich spodni. Mruknąłem niezadowolony. Zdjął całkiem swój podkoszulek. Przypatrywałem się mojemu bogowi oblizując językiem usta. Kyoung zachichotał i zaczął rozpinać moją koszulę. W tym momencie zeskoczyłem z mokrego blatu i przyparłem swoim ciałem Kyounga do przeciwległej ściany. Chwyciłem jedną ręką jego różowego sutka i zacząłem się nim bawić, przez co Kyoung osunął się powoli na podłogę. Siadłem na nim okrakiem i coraz intensywniej stymulowałem jego brodawki.
- Nie wiedziałem, że jesteś taki wrażliwy.
Uśmiechnąłem się, a Kyoung tylko odchylił głowę do tyłu. Zacząłem ruszać biodrami w przód i w tył, ocierając nasze napięte spodnie o siebie. Kyoung poczerwieniał na twarzy i jęknął rozkosznie.
- Tam… Sundo…
Uśmiechnąłem się i już wiedziałem, co mam zrobić.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Dziekuje za czyatnie!~
Bedę starać się jeszcze bardziej! ^^
Hwaiting~~



wtorek, 25 czerwca 2013

Sundo x Kyoung cz.1

     

Hej~! Zapraszam do lektury kolejnego opowiadania. Ostatnio dużo się działo, więc trochę czasu zajęło mi napisanie tego, no ale cóż, udało się :) Przyjemnego czytania :>
Hwaiting~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


           Lekcje w szkole dłużyły mi się dziś wyjątkowo.  Siedziałem półprzytomny i co minutę przysypiałem. Po lekcjach mieliśmy iść z chłopakami na jakąś ustawkę. Już nie mogłem się doczekać. Uwielbiałem się bić. W dodatku liczyłem dziś na wygraną. Biliśmy się z grupką ze szkoły naprzeciwko, Black Tiger. Już nie raz z nimi wygrywaliśmy, ale oni tez potrafili nieźle dokopać. A ich szef? Pff, nie ma drugiej osoby, która tak działałaby mi na nerwy jak Camwoo. Ostatnio zdobył kilku nowych rekrutów, ponoć dobrych pierwszoklasistów. Ale i tak nas nie pokonają, Red Dragon zawsze wygrywa. Dzwonek wyrwał mnie z zamysłu.
- Idziemy, szefie?
Kiwnąłem głową do kolegi z grupy i razem z resztą wyszliśmy na zewnątrz. Za szkołą już czekali na nas kolesie z Black Tiger. Ci nowi rzeczywiście wyglądali nieźle, zwłaszcza taki jeden. Szliśmy pewnym krokiem, nie mogliśmy pozwolić sobie na zawahanie. Kiedy już ustawiliśmy się naprzeciw tamtych, wyszedłem kilka kroków przed kolegów. W końcu musiało być widoczne kto jest liderem. Stałem opozycyjnie do Camwoo, najgorszego typa na świecie. No, może oprócz mnie. Wpatrywałem się w niego chwilę, po czym splunąłem w jego stronę i odwróciłem wzrok. Bardziej interesował mnie jeden z tych młodych. Było w nim coś takiego. Miał prawie tak duże mięśnie jak ja. Wpatrywał się mętnym wzrokiem gdzieś w bok. Żuł gumę i ostentacyjnie poruszał ustami. Co jakiś czas przygryzał dolną wargę, co sprawiało, że wyglądał naprawdę kusząco. Chwila. – pomyślałem – Nie gap się na jakiegoś pierwszaka, masz teraz ważniejsze rzeczy do roboty. Przerzuciłem wzrok na przeciwnika. Camwoo trzymał na ramieniu kij baseballowy. Niezrażony, przybliżyłem się do niego pewnie. Rzuciłem mu wyzywające spojrzenie.
- No to zaczynamy.
Camwoo kiwnął głową w stronę swoich towarzyszy.
- Kyoung, może cos panu zademonstrujesz?
Pierwszak, na którego zwróciłem uwagę, kiwnął posłusznie głową. Więc miał na imię Kyoung. Chłopak ruszył w moim kierunku i stanął pół metra przede mną. Poczułem jak deszcz zaczyna padać. W jednej sekundzie ściana wody puściła się z nieba. Staliśmy naprzeciw siebie, a ja podziwiałem jak wilgotny podkoszulek podkreśla jego ciało. Podszedł bliżej i nachylając się nade mną, szepnął mi prosto w twarz.
- Przepraszam za to co teraz zrobię.
Próbowałem spojrzeć mu w oczy, lecz mokre, brązowe włosy całkowicie je przysłoniły. Moje źrenice się zwężyły. Czy to żart? Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Kyoung nie jest taki jak reszta. Nie jest taki jak my. Nagle poczułem jak coś ciężkiego uderza o mój policzek. Odsunąłem się o parę kroków i zauważyłem, że Kyoung wraca na swoje miejsce. Otarłem usta ze śliny i krwi. Potrząsnąłem głową, by mokre kosmyki ułożyły się w sensowny sposób. Szedłem w stronę Camwoo, który już przymierzał jak zamachnąć się kijem, by najlepiej mnie uderzyć. Kiedy już podszedłem dość blisko, Camwoo uniósł kij nad moja głowę. Na szczęście, nie byłem początkujący w tego typu zabawach, więc nie dałem tak się zrobić. Chwyciłem go za ramię, ściskając najmocniej jak mogłem. Wiwatujący za jego plecami koledzy momentalnie ucichli, przez co mogłem dosłyszeć moją drużynę. Camwoo upuścił broń trzymana w ręce i jęknął cicho z bólu. Na jego twarzy malował się grymas niezadowolenia. Dobrze wiedziałem, w którym miejscu go złapać, żeby zdrętwiała mu cała ręka, żeby bolało go jak najbardziej. Energicznym ruchem ręki uderzyłem go w brzuch, wciąż patrząc na Kyounga. Kompletnie nie mogłem się skupić. Odepchnięty Camwoo szedł w moja stronę szybkim krokiem, żeby mi oddać. Kiedy tylko próbował we mnie wbiec, uchyliłem się i chwyciłem go za tył głowy, nie pozostawiając mu możliwości ruchu.
- Koniec na dziś.
Nie było sensu walczyć, skoro nie dałbym z siebie wszystkiego. Ciągle głowę zaprzątał mi ten dzieciak. Puściłem lidera, a ten upadł na beton.
- Jeszcze nie skończyliśmy.
Powiedział Camwoo, wstając i otrzepując się z pyłu.
- Ja już skończyłem, idziemy chłopaki.
Kiwnąłem do towarzyszy, którzy bez słowa ruszyli za mną.
- Tchórz!
Krzyknął ktoś z Black Tiger. Odwróciłem się na pięcie.
- Jutro o tej samej porze. Roztrzaskam wam wszystkim łby. Nad rzeką. Pożegnajcie się.
Spojrzałem ostatni raz na Kyounga. Wydaje mi się, że lekko się uśmiechnął. Poczułem małe ukłucie w sercu. Odwróciłem się szybko i odszedłem, by nie patrzeć dłużej na tego chłopca. 
- Szefie?
Spytał Gun w drodze do domu.
- Czemu się poddaliśmy? Coś się stało?
Próbowałem wymyślić jakąś dobrą wymówkę.
- Nie poddaliśmy się, przełożyliśmy walkę na jutro. Dziś byśmy nie wygrali.
- Czy to ma cos wspólnego z tym, że ten dzieciak Cię uderzył?
Jak on dobrze mnie znał.
- Daj spokój.
Powiedziałem i skręciłem w swoją uliczkę. Gun patrzył chwilę w moja stronę, chyba się o mnie martwił. Słońce powoli zachodziło i nagle wydało mi się takie piękne. Nigdy nie zwracałem uwagi na przyrodę, ale dziś byłem w wyjątkowo dobrym humorze.
- Chwila, wystarczy. Jutro walka, musze jeszcze trochę poćwiczyć.
Sam się otrząsnąłem ze stanu błogości i wszedłem do domu. Mieszkałem sam, więc rzuciłem plecak gdzieś za siebie i nie ścigając butów, poszedłem od razu do sypialni. Nie miałem ochoty ćwiczyć. Położyłem się na łóżku z rękami za głową i westchnąłem ciężko. Spojrzałem na ciężarki lezące w kącie. Podniosłem rękę, ale leżały za daleko bym mógł po nie sięgnąć. Zamknąłem oczy. Teraz na spokojnie mogłem pomyśleć o Kyoungu. Jego uśmiech plątał się po mojej głowie, w której miałem myśli związane wyłącznie z nim. Czemu tak bardzo przeszkadzał mi fakt, że mógłbym go uderzyć? Przecież nawet go nie znałem. Powinien być mi obojętny. Jednak było w nim coś takiego… Cos co sprawiało, że miałem ochotę spotkać się z nim jeszcze raz. Czułem, że serce bije mi mocniej. Może jego ręka znów znalazłaby się na moim policzku, może tym razem w delikatniejszy sposób…? Nagle poczułem jak moja własna ręka robi mi krzywdę, uderzając z impetem w szczękę.
- Do jasnej cholery. Co to ma być? Fascynacja? Miłość? Litości, Sundo, nie jesteś gejem. Zaliczyłeś w szkole prawie wszystkie laski, nie możesz być homo. Nie możesz zakochać się w kolesiu.
Próbowałem słuchać tego głosu w mojej głowie. Jednak byłem prawie pewien, że oszukuje sam siebie. Aby odgonić te myśli, wstałem z łóżka i stanąłem przed lustrem. Jednym ruchem zdjąłem koszulkę. Moje ciało wyglądało prawie idealnie. Piękne mięśnie, gładka skóra… Musiałem powstrzymywać się przed samozachwytem. Ale czy taki koleś jak Kyoung zainteresuje się mną? Ma przecież prawie takie same mięśnie. Zacząłem się zastanawiać, co mężczyźni lubią w innych mężczyznach. Lubi opiekuńczych macho? A może woli wrażliwych słabeuszy? Chwyciłem się za głowę i mocno potrząsnąłem.
- Chyba zaraz zwariuje.
Zmierzwiłem włosy i szarmancko się uśmiechnąłem, widząc takie ciacho w lustrze.
- Chyba jestem po prostu zmęczony. Położę się na kilka godzin, a jutro jak zawsze będę wyrywał nowe laski.
Rozebrany rzuciłem się na łóżko i momentalnie zasnąłem. Po przebudzeniu miałem bardzo dobry humor. Śniło mi się coś przyjemnego, nie do końca pamiętam co. Mam nadzieję, że nie żaden facet. W poszukiwaniu butów rozejrzałem się po mieszkaniu. Miałem syf większy niż zwykle.  Niestety.
- Nie mam czasu na sprzątanie. Przydałaby mi się gosposia. Mogłaby od razu gotować.
Wbrew mojej woli, mózg przywołał obraz Kyounga, stojącego w kuchni z talerzem pysznego jedzonka, uśmiechającego się najpiękniej na świecie. Wszedłem do łazienki i ochlapałem twarz zimną wodą, bo inaczej nie pozbyłbym się tych dziwacznych myśli. Nie wiem skąd mi się to wzięło. Ubrałem pośpiesznie mój ulubiony podkoszulek w serek i wyszedłem z mieszkania, czochrając sobie włosy, aby wyglądały zadziornie. Kilka dziewczyn zaczepiło mnie w drodze do szkoły, co wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój.
- Oppa! Możemy odprowadzić Cie na zajęcia?
- Dam radę.
Przygryzłem dolną wargę, przez co te prawie zemdlały. Poszedłem do szkoły, słysząc za sobą szepty. Na dziedzińcu wszyscy usuwali mi się z drogi, ktoś nawet otworzył mi drzwi. Uwielbiałem to. Uwielbiałem to, jak inni uczniowie ostrożnie przechodzili obok, bojąc się mnie dotknąć. Ehhh… W klasie przysypiałem. Lekcje interesowały mnie dziś wyjątkowo mało. Myślałem tylko o walce. Chciałem się skupić, musiałem im odpłacić za nazwanie mnie tchórzem. Nawet jeśli musiałbym uderzyć Kyounga. Walka to walka. A on jest przeciwnikiem. Jednak mam taka cicha nadzieje, ze nie będę musiał go bić. Słysząc dzwonek oznajmiający koniec lekcji, westchnąłem ciężko i wyszedłem przed szkole. Czekaliśmy na resztę drużyny, część już przyszła.
- Dobra. Chłopaki, skupcie się. Musimy to wygrać. Zero litości. Red?
- Dragon!
Grupa chłopaków odpowiedziała mi z entuzjazmem. Przybiliśmy sobie piątki i z uśmiechem ruszyliśmy w stronę rzeki. Już dłuższą chwilę słychać było szum wody, ale krzaki zasłaniały nam przyszłe pole walki. Słychać było rozmowy, pewnie Black Tiger. Wyszliśmy zza krzaków i ujrzałem Camwoo, stojącego ze swoim nieodłącznym kijem baseballowym. Reszta Black Tiger wstała i stanęła dumnie za swoim liderem. Patrzyli na nas ze złością w oczach. Podejrzewam, że wyglądaliśmy podobnie do nich. Ba, nawet lepiej. Dałem znak moim towarzyszom, którzy ruszyli w stronę drugiej grupy.
- Jeden na jednego?
Camwoo skinął twierdząco głową.
- Tylko czysto. Same pięści.
Spojrzałem znacząco na jego broń. Camwoo odrzucił kij na bok, gdzieś w krzaki.
- No to zaczynajmy.
Dokoła nagle znalazło się mnóstwo kolesi, bijących się jeden na jednego. Stałem w samym środku pola bitwy, naprzeciwko mojego największego wroga. Kątem oka zauważyłem, jak ktoś ode mnie uderza Kyounga pięścią w głowę.
- Oby tylko nic mu się nie stało.
Nie wiem, jak w takiej chwili mogłem o nim pomyśleć. Co jakiś czas spadało na mnie kilka kropel krwi, które należały do bijących się wokół osób. Patrzyłem jak Kyoung ociera usta z krwi i oddaje przeciwnikowi z nawiązką. Zrobił to niesamowicie seksownie. Był naprawdę silny. Podczas gdy ja patrzyłem się w bok, mój wróg się niecierpliwił.
- Długo jeszcze będziesz się zastanawiał?
Camwoo patrzył na mnie ze wściekłością. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w jego kierunku. Jemu najwyraźniej puściły nerwy. Zacisnął zęby i zamachnął się na mnie. Schyliłem się, ale zdążył musnąć moje włosy. Wyprostowałem się i zauważyłem jak Camwoo łapie równowagę. Wykorzystałem moment i kopnąłem go prosto w klatkę piersiowa. Wróg zakrztusił się własna śliną. Puściłem do niego oczko, co wkurzyło go jeszcze bardziej. Wbiegł we mnie, przewracając mnie na plecy. Przyparł mnie za ramiona do ziemi. Odchylił mi głowę w bok, dzięki czemu mogłem spojrzeć na Kyounga. Bił się z moim na brzegu rzeki, z twarzą całą we krwi. Camwoo chwycił mnie za szyję i zaczął przyduszać. Czułem jak twarz mi się zapala. Oddech robił mi się coraz płytszy. Krew nie dopływała do mózgu, wydawało mi się, że tracę przytomność. Nie mogłem nic zrobić, brakowało mi sił. Gdzieś w tle usłyszałem śmiech, pewnie Camwoo. Kątem oka zdążyłem zauważyć, że ktoś idzie w naszą stronę. W jednej chwili duszące mnie ręce rozluźniły uścisk, a ja nabrałem w płuca powietrza jak nigdy. Camwoo już na mnie nie siedział, wyprostowałem się i zacząłem ruszać zdrętwiałymi rekami. Rozejrzałem się dookoła. Wszyscy nadal się bili, ale wydaje mi się, że moi chłopcy radzili sobie lepiej. Spojrzałem na Camwoo leżącego obok. Nie ruszał się. Nade mną stał Gun, trzymał w ręce kij należący do Camwoo i szeroko się uśmiechał. Podał mi dłoń, abym mógł szybciej wstać. Najwidoczniej uderzył Camwoo naprawdę mocno.
- Wszystkie chwyty dozwolone.
Puścił do mnie oczko, podając mi kij. Popatrzyłem z góry na rywala, który leżał bez ruchu.
- Szkoda na niego sił.
Pomyślałem i zerknąłem w stronę brzegu rzeki. Kyoung nadal bił się z tym typem, trafił na jednego z moich lepszych. Niespodziewanie, przeciwnik Kyounga chwycił go za szyję i pchnął w stronę rzeki. Kyoung stracił równowagę i z pluskiem wpadł do wody. Bez chwili zastanowienia pobiegłem w stronę rzeki. W drodze zerwałem z siebie koszulkę, eksponując idealne mięśnie. Wskoczyłem do wody, próbując złapać ciało półprzytomnego Kyounga. Pływałem całkiem nieźle, więc szybko udało mi się wypłynąć z chłopakiem na brzeg. Wyszarpałem go za ciuchy z wody i ułożyłem w krzakach obok tak, aby nikt nie mógł nas zobaczyć. Zza roślinnej bariery słychać było odgłosy bijących się chłopaków. W jednej chwili pomyślałem o zrobieniu mu usta-usta.
- Przecież to koleś, chyba nie chcesz pocałować kolesia.
Słowa powtarzane w mojej głowie już prawie mnie odwiodły od tego pomysłu. Kiedy miałem już wstać i wrócić do walki, mój mózg dopuścił do siebie myśl, że Kyoungowi mogło coś się stać, a ja go nie ratuje. Bez zastanowienia uklęknąłem przy chłopaku i przyciskając swoje usta jak najmocniej jego, dmuchnąłem ogromna ilość powietrza w jego płuca. Kyoung odkaszlnął i wypluł spora ilość wody, która na nieszczęście wylądowała na mojej twarzy.
- No pięknie. Ja go ratuje, a ten na mnie pluje.
Trzymałem rękę na jego klatce piersiowej i czułem, jak jego oddech się stabilizuje. Wyglądał jakby spał. Jakby spał w moich ramionach. Odgarnąłem mu włosy z twarzy i zachwycałem się idealnie nakreślonymi rysami. Wyszedłem na chwilę zza krzaków, bo odgłosy walki przeszkadzały mi w rozkoszowaniu się ta chwilą. Podszedłem do już przytomnego, ale jeszcze leżącego na ziemi Camwoo.
- Każ swoim już sobie iść. To koniec.
Ten podparł się łokciami i spojrzał na mnie gniewnie.
- Nie.
Nienawidziłem, gdy ktoś mi się sprzeciwiał. Nachyliłem się i chwyciłem go z całej siły za gardło.
- Każ im już skończyć!
Krzyknąłem ze wściekłością. Byłem naprawdę zły, co widać było w moich oczach. Camwoo wstał ostrożnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Gwizdnął na swoich kolegów i machnął na znak, że się wycofują. Black Tiger niechętnie, ale posłusznie poszli wszyscy w stronę swojej szkoły.
- Szefie, co się stało?
- Nic, po prostu wygraliśmy.
Uśmiechnąłem się serdecznie.
- Idźcie świętować. Zaraz was dogonię.
Moi towarzysze wymienili szczere uśmiech i poszli do mieszkania Guna, gdzie mieliśmy świętować. Kiedy już zniknęli z pola widzenia, spokojnym krokiem wróciłem za krzaki. Kyoung dalej tam leżał. Uklęknąłem nad nim. Serce mi rosło na widok jego uśmiechającej się niby przez sen twarzy.
- A więc jednak…
Wymamrotał Kyoung, co wprawiło mnie w niemałe zdziwienie. Lekko otworzył oczy.
- Co?
Chciałem usłyszeć dalszy ciąg zdania.
- Zależy Ci na mnie.
Kyoung uśmiechnął się szarmancko, wiedząc, że ma rację.
- Pfff, nie wmawiaj sobie. Słuchaj, coś jest z Toba nie tak. Nie mogę pozbyć się Ciebie z głowy.
Moje słowa wywołały u niego jeszcze większy uśmiech.
- Z głowy czy z serca?









poniedziałek, 17 czerwca 2013

Sumean x Soogyu cz.2

Cześć 2.
Myślę, że ta jest znacznie ciekawsza ^^ Liczę, że wam się spodoba. Hwaiting~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- Jeśli chciałeś mnie zobaczyć bez ubrań, nie musiałeś mnie podglądać, wystarczyło poprosić.
Nie mogłem uwierzyć, że powiedział coś takiego na głos.  Dla niego wszystko było takie proste.
- Ja… ja tylko… niechcący …
Nie pozwolił mi dokończyć zdania, przykładając mi palec do ust, aby mnie uciszyć.
- Nie będziemy teraz o tym gadać.
Pochylił się nade mną, a jego brązowe kosmyki spadły mu na twarz, prawie całkowicie zasłaniając oczy. Trząsłem się coraz bardziej. Chciałem coś powiedzieć, ale usta drżały mi z nerwów. Jego bliskość działała na mnie niesamowicie. Wszystkie części ciała miałem sparaliżowane, nie mogłem się ruszyć. Czułem jego ciało blisko swojego, jego zapach. Jakbym odpływał. Był tak blisko... Widząc to, Soogyu zyskał na pewności siebie i dmuchnął mi gorącym powietrzem w okolice ucha i szyi. Przyjemny dreszcz przeszedł mi po całym ciele.
- Nie rób z siebie takiej ofiary. Dobrze wiem, że nie jesteś takim niewiniątkiem, Ty zboczeńcu.
Te słowa i jego uśmiech momentalnie podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Odsunąłem się na drugi koniec łóżka i z niedowierzaniem patrzyłem na mojego hyunga. Podkuliłem nogi jak małe dziecko i przycisnąłem się do ściany. Czułem, że w takiej pozycji jestem bardziej niedostępny i świat nie skrzywdzi mnie tak bardzo.
- Sume, nie to miałem na myśli. Nie miało Cię to obrazić. Po prostu nie wiem jak to nazwać.
Ale nazwał mnie zboczeńcem? Czy to znaczy, że uważa mnie za potwora? Nie chce mieć ze mną nic wspólnego? Coraz więcej takich myśli zaczęło się zbierać w mojej głowie. Soogyu chyba widział, że się zadręczam.
- Dość tego. Trzeba w końcu coś z tym zrobić.
Mówiąc to, Soogyu przybliżył się do mnie i zaczął mnie całować. Miał tak miękkie i ciepłe usta, jak dokładnie sobie wyobrażałem. Nabrałem trochę więcej odwagi i zacząłem odwzajemniać pocałunek. Zachęcony tym Soogyu włożył mi język do ust. Nigdy się tak nie całowałem, to było wspaniałe uczucie. Dotykał swoim językiem mojego, ruszał nim po podniebieniu, jakby chciał sprawdzić każdy kącik moich ust. Czułem jak od pocałunku usta mi puchną i robią się czerwone, jednak sprawiało mi to tyle przyjemności, że nie byłem w stanie przestać. Jednocześnie Soogyu włożył mi rękę pod koszulkę i zaczął powoli ją ściągać. Oderwał się na chwilę ode mnie.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Tylko nie spinaj się za bardzo.
I znów ten uśmieszek. Tak bardzo go kochałem. On dobrze wiedział, że to ma być mój pierwszy raz.
- Będę ostrożny.
Zaczął całować mnie po szyi, doskonale znał moje czułe punkty. Wiedział, jak na to zareaguje. Chwycił moja rękę i ułożył mi ja za głową, nie zostawiając mi możliwości żadnego manewru.  Zaczął schodzić coraz niżej, całując i liżąc mnie po klatce piersiowej. Wilgotne ślady po jego ustach piekły mnie, jakby były wypalane. Soogyu zaczął drażnić moje sutki, liżąc je i ssąc. Nie mogłem powstrzymać się od jęków rozkoszy, ale musiałem uważać, aby nikt nas nie usłyszał. Zdawało mi się że Jun i Minhyuk byli od dłuższego czasu w domu, tyle że nie chcieli nam przeszkadzać. Kiedy zaczął podgryzać moje brodawki, nie wytrzymałem i jęknąłem parę razy głośno. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja kiwnąłem głową, aby nie przestawał. Zacisnąłem usta jak najmocniej potrafiłem, aby tylko nie krzyknąć.  Soogyu spokojnym ruchem zdjął swoje spodnie wraz z bokserkami. Na mój ruch nie musiał długo czekać. Sam byłem w szoku, że leżąc na łóżku, przygnieciony dana osobą, będę w stanie zdjąć spodnie w tak szybkim tempie. Zanim się zorientowałem, leżał na mnie, a obaj byliśmy nadzy. Rozchyliłem lekko nogi, żeby dać Soogyu jakiś znak.
- Na pewno?
Kiwnąłem głową. Jak nie teraz to kiedy. Wymieniliśmy uśmiechy, a Soogyu złapał mnie w pasie i szybkim ruchem obrócił. Liczyłem, że będzie delikatny, choć wtedy tak naprawdę nie obchodziło mnie to, czy będzie boleć. Chciałem dać mu jak najwięcej przyjemności. Mój hyung poślinił dwa palce  w swojej prawej ręki.  Poczułem jak najpierw wkłada mi pierwszego, później dokłada drugiego. Zaczął delikatnie, powoli nimi ruszać, przyzwyczajając mnie do różnych ruchów. Doprowadzało mnie to do granic wytrzymałości. Czułem jak ciepło rozchodzi się po moim ciele. Nie mogłem już wytrzymać. Bałem się, że dojdę za wcześnie. Poprosiłem Soogyu, żeby już zaczął. Poczułem jak cześć hyunga wchodzi powoli w moje ciało. Bolało bardziej niż myślałem, jednak nic nie było w stanie zepsuć mi tej radości i rozkoszy z bliskości Soogyu. Wykonywał coraz szybsze ruchy biodrami. Z każdym pchnięciem powstrzymywałem się coraz bardziej przed jękami. Zacisnąłem usta coraz mocniej, a rękami ściskałem koc leżący na łóżku. Ciche jęki wyrywały mi się raz po raz. Nagle poczułem jak Soogyu wszedł we mnie do końca. Wrzask wyrwał mi się z piersi. Fala orgazmu przelała się przez moje ciało, dostarczając każdej jego części nieograniczonej rozkoszy. Soogyu szepnął, że zaraz dojdzie, a ja już nawet nie hamowałem swoich jęków i krzyków. W pewnym momencie poczułem jak Soogyu wytryskuje do mojego wnętrza. Położył się obok mnie, a ja odetchnąłem wykończony. To było najwspanialsze przeżycie na świecie. Nie było osoby szczęśliwszej ode mnie.
- Kocham Cie, Soogyu.
Od tak długiego czasu miałem ochotę powiedzieć to na głos. Przytuliłem się do jego ciepłego torsu. Soogyu objął mnie jedną ręką, drugą odgarnął mi blond grzywkę z czoła i delikatnie mnie ucałował.
- Sume, od dawna Cie pragnąłem. Już Cie nigdy nie oddam. Będziesz tylko mój. Już na zawsze.
Po tych słowach marzyłem już tylko żeby zasnąć u boku ukochanego.

                Rano obudziłem się z wielkim bólem głowy. Nikogo przy mnie nie było. Usiadłem na łóżku. Powoli analizowałem wszystkie zdarzenia wczorajszego dnia. Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. W tym momencie do pokoju wszedł Soogyu.
- Wstawaj Sume.  Zrobiliśmy Ci super śniadanie.
- Soogyu? Możemy porozmawiać o wczoraj?
- Jak o wczoraj? Przecież dopiero dziś w nocy wróciłeś ze szpitala.
- Dziś?
No nie. No NIE.  Moje całe szczęście w jednej sekundzie się ulotniło. Poczułem jakby ktoś wbijał mi ostrze w serce. Jak coś takiego mogło mi się przyśnić. Ukryłem twarz w dłoniach. Było mi wstyd. Nie byłem w stanie zrozumieć, jak coś tak niedorzecznego wydało mi się prawdą. Poczułem, że cały się trzęsę.
- Zostawisz mnie na chwile samego?
Spojrzałem na Soogyu, ale ten nie zamierzał się ruszyć. Jego rozpromieniona twarz patrzyła na mnie z podziwem.
- No przestań, ale z Ciebie dzieciak. Dałeś się nabrać, łatwo Ci wmówić jakąś bajeczkę.
Podszedł do mnie i pocałował mnie namiętnie.
- Jeśli nie do końca pamiętasz wczorajszy wieczór, możemy to dzisiaj powtórzyć.
Znów uśmiechnął się zalotnie i wyszedł z pokoju w stronę kuchni. Teraz byłem pewien, że jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Z radości podskoczyłem kilka razy i pobiegłem do kuchni. Pozostała trójka siedział przy stole i czekała na mnie. Soogyu im chyba już wszystko powiedział, ponieważ Minhyuk i Jun spoglądali raz na mnie raz na Soogyu z zadowolonymi minami. Usiadłem obok mojego ulubionego hyunga.
- Smacznego.
Powiedziałem i uśmiechnąłem się serdecznie.  Zerknąłem na Soogyu i puściłem do niego oczko. Pozostali odpowiedzieli mi równie serdecznymi uśmiechami. Kiedy zaczęliśmy jeść, poczułem jak całe mieszkanie wypełnia przyjemna atmosfera, Wszystko było w jak najlepszym porządku.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kyaa~ Koniec pierwszego w życiu one shota ^^ Fajne uczucie ;p
 Muszę wziąć się do roboty, aby pisać jak najwięcej ! ^^



Sumean x Soogyu cz.1



Hej!~ Właśnie skończyłem moje pierwsze opowiadanie. Wyszło mi trochę długie, więc podzieliłem je na dwie części. Bohaterzy to postacie całkowicie zmyślone. Podobnie jak i sytuacja. Od razu uprzedzę, że nie pisałem tego w oparciu o własnie doświadczenie ^.^ Zaraz dodam druga cześć n.n Miłego czytania. Hwaiting~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




          Siedziałem na łóżku, patrząc w białą ścianę. Czekanie mnie dobijało. Nagle weszła długo wyczekiwana pielęgniarka.
- Możesz już wyjść.
Porwałem entuzjastycznie torbę z rzeczami i jak najszybciej wybiegłem ze szpitala. Czułem wdzięczność do wolontariuszy, w końcu to oni mnie uratowali. Mimo to, chciałem wrócić do domu. Przed budynkiem nikt na mnie nie czekał. Tak jak się spodziewałem. Wsiadłem w tramwaj nr  179 i przejechałem przez większą część jeszcze śpiącego miasta. Z wielką torbą dowlokłem się do drzwi naszego wieżowca. Starałem się wejść tak cicho jak to tylko możliwe, żeby nie obudzić moich hyungów. Brakowało mi ich. Zwłaszcza tego jednego. Soogyu. Otworzyłem drzwi i bez włączania światła rozebrałem się z butów i kurtki. Na zewnątrz nie było zimno, ale lekarz kazał mi się nie wyletnić. Przeszedłem przez kuchnie i zauważyłem talerzyk z kolorowymi babeczkami i moim imieniem.
- Oni się normalnie uroczy.
Uśmiechnąłem się pod nosem i przeszedłem korytarzem do końca, żeby wejść do swojego pokoju. Z pomieszczenia obok dobiegły mnie szepty Minhyuka i Juna.
- Biedny Sumean, pewnie wróci zmęczony.
- No, wymęczył się biedaczek. Ale nie ma pojęcia jak się cieszymy, że nic mu nie jest. Ten wypadek był okropny. Jak to się w ogóle stało, że ten kierowca w niego  wjechał?
- Wiesz, Soogyu opisywał to dość niewyraźnie, chyba nie chciał żebyśmy…
Przyśpieszyłem kroku. Nie chciałem tego słychać. To była moja wina, nie miałem ochoty do tego wracać. Otworzyłem drzwi do mojego pokoju i serce stanęło mi w piersi. Na moim łóżko siedział Soogyu i trzymał coś w ręce. Poczułem, że nogi się pode mną uginają, ale starałem się wyglądać męsko.  Soogyu wstał i ruszył w moja stronę.
- Sumean, stęskniłem się.
Jego głos zabrzmiał tak ciepło. Wręczył mi kartkę do rąk i szepnął do ucha.
- Wyśpij się, zobaczymy się na śniadaniu.
Ciepły oddech Soogyu na mojej szyi przyprawił mnie o dreszcze. Odsunąłem się od niego na chwilę by spojrzeć na jego twarz. Wyglądał jak zawsze pięknie. Jego orzechowe oczy wpatrywały się we mnie z rozmarzeniem. Wprawiło mnie to w niemałe zakłopotanie. Widząc to, chłopak wyszedł i zostawił mnie samego na środku pokoju. Rzuciłem się z rozczarowaniem na łóżko.
- Liczyłem chociaż na małego buziaka, a tu nic. Chyba robie sobie zbyt dużo nadziei.
Spojrzałem na kartkę, która wręczył mi Soogyu. Na kopercie narysowany był różowy balonik w kształcie serduszka. Szeroko się uśmiechnąłem. W środku była kartka z napisem:

Mój Sumean. Ten tydzień bez Ciebie był najgorszym okresem w moim życiu.
Nigdy tak bardzo się nie denerwowałem.
Cieszę się, że już jesteś.
                                                                                      Twój Soogyu            

Wiedział jak takie gierki na mnie działają. Dla niego byłem po prostu zwykłym młodszym kolegą. Od zawsze się mną opiekował, ale nie wydaje mi się, żeby czuł do mnie coś więcej. To by było zbyt piękne. Nie chciałem dłużej o tym myśleć, przyprawiło mnie to o ból głowy. Chciałem już tylko zasnąć. Położyłem się na boki z poduszka pod głową, która idealnie chłonęła łzy płynące mi z oczu.

          Po przebudzeniu łeb bolał mnie jeszcze bardziej. Mnóstwo myśli kłębiło mi się w głowie. A wszystkie na temat jednego. Poszedłem do łazienki odrobinę się odświeżyć. W brzuchu burczało mi niewyobrażalnie, w końcu to szpitalne jedzenie nie jest szczególnie urozmaicone. W kuchni czekał na mnie po brzegi zastawiony stół. Wszystkie moje ulubione potrawy. Mmmm, pycha! Podczas gdy ja się objadałem, pozostałych trzech hyungów wpatrywało się we mnie. Najbardziej unikałem wzroku Soogyu, co najwyraźniej wyczuł, ponieważ wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju. Teraz jeszcze mocniej poczułem na sobie wzrok pozostałych.
- No co?
Odezwałem się z pełnymi ustami, przez co cześć pogryzionego już jedzenia wylądowała z powrotem na talerzu.
- Rozmawialiście wczoraj?
W głosie Juna słychać było troskę.
- Bardzo się o Ciebie martwił. Może to już czas, żeby mu o wszystkim powiedzieć?
- Nie. Nie będziemy o tym rozmawiać.
Nie chciałem mu tego mówić. Wstydziłem się swoich uczyć.
- No przestań, mały. Chcemy Ci przecież pomóc. Znasz nasze zdanie na ten temat. Soogyu za bardzo na Tobie zależy, żeby Cię stracić.
Po tych słowach Jun i Minhyuk wstali i poszli do siebie przygotować się na zajęcia. Ja nie mogłem przełknąć nic więcej. Coś we mnie pękło. Ciągła bliskość Soogyu, jego uśmiechnięta twarz, jego miękkie, brązowe włosy… doprowadzał mnie do szaleństwa. Nie mogłem dłużej wysiedzieć na miejscu. Odwróciłem głowę w stronę pokoju Soogyu i zauważyłem chłopaka, zmierzającego do łazienki. Chwilę później usłyszałem szum wody i trzask zamykanej kabiny prysznicowej. Tak bardzo stęskniłem się za Soogyu, że nie mogłem się powstrzymać. Na plecach podszedłem pod drzwi  łazienki i lekko uchyliłem drzwi. Soogyu stał tyłem do mnie. Woda spływała mu po ramionach, które teraz wydawały mi się nawet bardziej umięśnione niż dawniej. Para wodna osadzała się na lustrze i unosiła po całym pomieszczeniu, sprawiając, że powietrze stawało się coraz cięższe. Chyba naprawdę trochę przypakował. Jego uda podkreślały kształt pięknie umięśnionych pośladków. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, na chwilę przestałem nawet oddychać. W jednej chwili poczułem rękę na moich ustach. Ktoś pociągnął mnie gwałtownie do siebie. Spojrzałem mu w oczy. Takie obrotu sprawy się nie spodziewałem.

                Ktoś ewidentnie pociągnął mnie do tyłu, odciągając od drzwi.
-Co ty wyprawiasz ?! Tego już chyba za wiele, młody! Albo mu to powiesz, albo daj sobie spokój i nie zniżaj się do takich zagrywek!
Minhyuk był naprawdę wściekły. A ja już nie mogłem wytrzymać. Zacząłem płakać.
- Sumean, przepraszam. Nie chciałem krzyczeć. Już nie płacz.
Przytulił mnie mocno do siebie.
- Powiedz mu wszystko. Nie możesz się tak dłużej męczyć.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł z domu.
Nie mogło tak dłużej być, coś  z tym zrobię. Słowa Minhyuka mnie pokrzepiły. W tym momencie Soogyu wyszedł z łazienki. Speszony chwyciłem swoją torbę i wybiegłem na zajęcia. Soogyu został w domu, musiał jeszcze się ubrać i przygotować do zajęć. Szedłem szybkim tempem, ale po drodze zdążyłem się zatrzymać by kupić mój ulubiony jogurt. Podczas zajęć w studio usilnie próbowałem unikać Soogyu. Całkiem nieźle mi szło. Nie wyobrażałem sobie, co mógłbym mu powiedzieć, gdyby mnie spytał, co robiłem pod drzwiami łazienki. Nie umiałem kłamać. I nie chciałem go okłamywać. Zaraz po zajęciach wróciłem do domu, żeby nikt nie mógł mnie zaczepić. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać.

          W domu panowała idealna cisza. Siedziałem na łóżku i rozmyślałem o tym, co zrobiłem dziś rano. Tragedia. Mogłem się powstrzymać i go nie podglądać. To było zbyt dziecinne. Nagle usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. O tej porze nie powinno jeszcze być nikogo w domu. Słyszałem kroki i wiedziałem, że ktoś idzie do mojego pokoju. Drzwi się otworzyły, a ja ujrzałem twarz Soogyu, na której malował się szarmancki uśmiech. Podszedł bliżej łóżka i jednym ruchem zdjął swój podkoszulek. Wpatrywałem się w niego z otwartymi ustami i nie byłem w stanie powiedzieć nawet słowa.

- Jeśli chciałeś mnie zobaczyć bez ubrań, nie musiałeś mnie podglądać, wystarczyło poprosić





wtorek, 11 czerwca 2013

Annyeonghaseyo~

Witam ^^ Jestem HanKyoung i będę umieszczał na tym blogu swoje opowiadania yaoi. Dopiero zaczynam pisać, więc proszę o wyrozumiałość i zostawianie jak największej liczby komentarzy z uwagami, co muszę poprawić. Liczę na pomoc!~~ Hwaiting! *.*