piątek, 14 lutego 2014

Walentynkowy Taoris ^^

O matko, dwa posty w jednym miesiącu o.o co sie ze mną dzieje xD
Z okazji Walentynek życzę Wam wszystkiego najlepszego, dużo tej prawdziwej miłości i gorących kochanków ^^
Sam średnio gram w kosza, więc Tao... no xD
Miłego czytania :) Take care ~



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Dwa kroki, wybicie i rzut. Aś, czemu pomimo tylu prób nie idzie mi to tak dobrze jak innym? Już od kilku godzin trenowaliśmy koszykówkę, a ja wciąż psułem każdą podaną do mnie piłkę. Pozostała jedenastka naprawdę starała się mnie wspierać, ale bądźmy szczerzy, koszykówka to nie mój sport. Na moje nieszczęście, jestem uparty. Postanowiłem sobie, że nauczę się grać. Albo przynajmniej, że nie będę za każdym razem gubił piłki. Ustawiłem się do rzutu, jednak nie dorzuciłem nawet do obręczy.
- Tao, czekaj, pomogę Ci.
Sehun podbiegł do mnie i zaoferował swoją pomoc, widząc jak się mecze. Stanął tuż za mną i dotknął swoją klatką piersiową moich pleców. Wydaje mi się, że wywołało to na jego twarzy uśmiech. Uniosłem piłkę do góry, a Sehun położył swoje dłonie na moich.
- Musisz trzymać ją pewniej, nie bój się.
Młodszy silniej zacisnął palce wokół moich. Nie wiem, co próbował tym osiągnąć.
- Może lepiej ja mu to pokaże.
Ktoś wysoki wyrwał mi piłkę z ręki, a Sehun momentalnie się ode mnie odkleił. Kris machnął na znak, że może już sobie iść, a najmłodszy odszedł niepocieszony. Teraz Kris stanął za mną, dopasowując się idealnie do mojego ciała. Uśmiechnąłem się. Nic nie może się równać z dotykiem mojego gege. Jego ramiona otulały mnie rozkosznie, przez co kompletnie zapomniałem, że jesteśmy na treningu.
- Tęskniłem za tym. 
Wyszeptałem, a Wu Fan oparł brodę na moim ramieniu i dmuchnął mi delikatnie ciepłym powietrzem w szyje.
- Ja też, nadrobimy wszystko w dormie.
Obaj się uśmiechnęliśmy, a Kris uroczo złożył pocałunek na moim uchu. Razem trzymając ręce na piłce, udało nam się nawet trafić do kosza. Wiedziałem. Kiedy jestem z moim Krisem, wszystko jest możliwe. Kris odwrócił mnie do siebie.
- Potrenuj jeszcze.
Przybiliśmy sobie piątki, a Kris z uśmiechem poszedł w stronę szatni.
- Tao, zbieramy się, idziesz?
Luhan krzyknął do mnie. Zza jego pleców wychylał się Sehun i podejrzanie na mnie patrzył.
- Poćwiczę jeszcze, idźcie, zaraz do was dołączę. 
Pozostali członkowie wyszli z hali, zostawiając mnie samego. Uparłem się już, że nauczę się grać, więc tak zrobię. Przebiegłem kilka metrów kozłując i zatrzymałem się do rzutu. Pudło. Kurwa. Spróbowałem jeszcze raz.  I jeszcze raz.  Nie znoszę tego uczucia, kiedy bardzo chce coś zrobić, a mi nie wychodzi.
- Dobra, ostatni raz.
Wziąłem rozbieg i niezdarnie rzuciłem piłkę przed siebie. Przynajmniej dotknęła obręczy. Zły na siebie, zostawiłem piłkę na podłodze i poszedłem do szatni. Na ławce położyłem dopiero co zdjęty podkoszulek, z torby wyciągnąłem ręcznik i żel pod prysznic. Eh, chce zmyć z siebie złość. Głupia koszykówka. W pomieszczeniu obok znajdowało się kilkanaście pryszniców, oddzielonych od siebie cienką dyktą. Kilka z nich było zajęte, więc znalazłem jeden, który wydawał się pusty i otworzyłem drzwi.
- Boże, przepraszam, nie chc...
Czy ja muszę mieć takie szczęście? Kabina do której chciałem wejść oczywiście była zajęta.
- Czekaj, zostań.
Znajomy mi głos zatrzymał mnie w bezruchu. Już miałem zamknąć te drzwi, ale wróciłem się na polecenie mężczyzny i dopiero teraz mu się przyjrzałem. Kris stał nagi pod słuchawką prysznica, a spływająca po nim woda sprawiała, że jego ciało nabierało połysku.
- Co Ty tu jeszcze robisz?
Poczułem się pewniej i wszedłem do kabiny, zamykając ją od środka.
- Czekałem na Ciebie. Nie szło Ci najlepiej, chcę Ci choć trochę poprawić humor.
Kris zrobił krok w moją stronę i położył dłoń na moim nagim ramieniu. Wilgotne włosy delikatnie opadały mu na oczy, ale wciąż mogłem dostrzec w nich ten blask.  
- Kris, jestem zmęczony, spocony i zły. Mieliśmy nadrobić to dormie, pamiętasz?
Spojrzałem jeszcze raz na ciało chłopaka. Eh, czemu musi być taki idealny? Jego mięśnie, skóra, wszystko. Jestem zmęczony, nie mam teraz ochoty na zabawę. Chciałem to sobie wmówić. Oblewająca jego ciało woda wcale mi nie pomagała. Każda kropelka wydawała się być malutkim diamencikiem zdobiącym jego roznegliżowane ciało. Chrzanić zmęczenie. Nie można oprzeć się komuś tak perfekcyjnemu.
- To jak będzie?
Kris znalazł się jeszcze bliżej, przesuwając rękę z mojego ramienia na szyję.
- Chodź do mnie, mały.
Obaj się uśmiechnęliśmy i zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku. Kris nie postępował ze mną delikatnie, ale przecież nie robiliśmy tego pierwszy raz. Przycisnął mnie mocno do siebie, żeby sięgnąć głębiej mojego gardła. Jęczałem z przyjemności, a Kris spuścił ręce i zaczął ściągać moje spodenki.
Zanim sam by to zrobił minęłaby wieczność, więc pomogłem, samemu ściągając dolne części garderoby. Byłem już wystarczając podniecony, Kris też. Gładziłem rękami po jego plecach, delikatnie go drapiąc, uwielbia to.
- Teraz przynajmniej nie musisz brać prysznica sam.
Kris wyszeptał, a ja przewróciłem oczami słysząc tą głupią uwagę. Pocałowałem go kilka razy w szyję, a moje usta zostawiły za sobą pulsujące ślady. Ciepła woda dopieszczał nasze i tak już rozgrzane ciała, co czyniło tą chwilę jeszcze przyjemniejszą. Zupełnie ignorowaliśmy fakt, że nie byliśmy tam sami. Co nas to obchodzi. Mi by nie przeszkadzały jęki z kabiny obok. Starszy wziął do ręki mojego penisa i zaczął powoli go stymulować. Ociągałem się chwilę ze zrobieniem tego samego, ale rosnąca męskość Wu Fana wyraźnie się o to dopominała. Kilka razy przejechałem palcami po jego udach, aż w końcu moja ręka sięgnęła tam, gdzie powinna. Po kilku chwilach igraszek Kris odwrócił mnie tyłem do siebie i przyparł mnie do ściany. Zimne płytki, których dotknąłem, tworzyły kontrast z nagrzanym ciałem chłopaka stojącego tuż za mną. Bez zbędnych zabaw Kris wszedł w mnie głęboko, a wydałem z siebie donośny dźwięk zadowolenia. Zapewne wzbudziłem tym ciekawość osób myjących się w kabinach obok. Można by pomyśleć, że to sex jak każdy. Jednak kiedy robiliśmy to z Wu Fanem, każda noc była inna i wyjątkowa. To nie był tylko sex. Nie da się opisać tego, co wtedy czuliśmy. To takie…magiczne. Kris wypełniał mnie dostatecznie, pocierając mocno o zaciskające się na nim mięśnie. Wciąż dotykał mojego penisa, więc w miarę szybko doszedłem w jego dłonie. Tempo naszych ruchów przyspieszało z każdą minutą. Kris doświadczył orgazmu zaraz po mnie, opierając się mocnej o ścianę. Dyszeliśmy ciężko, a unosząca się wszędzie para utrudniała oddychanie.
- Co, jeszcze raz?
Kris wysapał łapiąc oddech, a ja kiwnąłem głową, uśmiechając się pod nosem.

- T-tak. W końcu są Walentynki.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziekuję za czytanie. 
Kocham Was. 
Hwaiting ~ 


czwartek, 13 lutego 2014

Fluttering Whisper / rozdział I /

Cześć ^^ matko, tak dawno mnie tu nie było ;;; Tęskniłem. Można powiedzieć, że ostatnie dwa miesiące były dla mnie bardzo wewnętrzne. Przepraszam za tak długą nieobecność. Mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy. ^.^
 Mam dla was opowiadanie ( tak, specjalnie dla was <3 ), więc liczę na pozytywne odczucia :) Będzie miało kilka części, sam nie wiem do końca ile. Jestem jeszcze w trakcie tworzenia ;p
Jutro jest 14 lutego? <3 Jesteście zakochani, prawda? Mam nadzieję, że spędzicie ten dzień z kimś wyjątkowym. Ja na pewno. ( ChaeWon? ^^ )

Miłego czytania. Take care ~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Zależy mi na nim. Cholernie mi zależy. Nie wiem jak to możliwe, że ciągle nam się nie udaje. Zawsze musi być coś, co przeszkadza. To robi się irytujące. W całej naszej miłosnej układance znajduje się jeden wadliwy element, którego nie potrafimy znaleźć. A sprawdzanie wszystkich po kolei jest czasochłonne. Czasem mam wątpliwości, czy powinniśmy być razem. Już tyle razy się schodziliśmy i rozstawaliśmy. Nie wiem, czy powinniśmy wciąż próbować. Prawda, kocham go, ale za każdym razem niszczy się cząstka nas.
A jedyną rzeczą na świecie, której bym nie przeżył, jest utrata właśnie jego.

Dlaczego poranne słońce musi być takie jasne? Promienie wpadające przez okno molestowały moje oczy, nie dając mi możliwości pospania chwili dłużej. Wiedząc, że nic z tego nie będzie, powoli wstałem i przeciągnąłem się. Nienawidziłem wstawać tak wcześnie. Ledwo widząc cokolwiek, doszedłem do łazienki. Po tylu latach wczesnego wstawania do szkoły odkryłem, że każdego ranka moim najlepszym przyjacielem jest zimna woda. I pasta do zębów. Przeczesałem kilka razy włosy samymi palcami i przypiąłem z boku spinką kilka kosmyków, które nie chciały współpracować. Spojrzałem na zegarek. Jeszcze 10 minut. Umyłem szybko zęby, wymyślając sobie od razu, co dziś ubiorę. Z powodu braku czasu poszedłem na łatwiznę i zdecydowałem się na moją ulubioną marynarkę w odcieniach ciemnego fioletu i szare dżinsy. Wrzuciłem do torby kilka zeszytów i spojrzałem na telefon.  1 nieprzeczytana wiadomość.

‘Hongie, pamiętasz coś z wczoraj? Było super :D ‘

Ahh. Pamiętam wszystko. Może miałem tendencję do upijania się w niedzielne wieczory, ale robiłem to z moim chłopakiem, więc w porządku. Były to te momenty, które naprawdę warto zapamiętać i gdzieś zapisać. Albo przynajmniej zapamiętać. Nie myśląc dłużej o wczorajszym wieczorze, zostawiłem w pokoju bałagan i zbiegłem na dół. Zegarki wskazywały 6.58. Ubrałem jesienny płaszcz i wyszedłem z domu. Nie zdziwiło mnie to, że Chandu czekał już przy mojej bramce. On zawsze był gotowy przed mną. ZAWSZE. (uwaga: podtekst erotyczny). Znów nie ubrał szalika. A później to ja będę wysłuchiwał narzekań, jak to boli go gardło.
- Zawsze zmuszasz mnie do czekania.
- Sam przychodzisz za wcześnie.
Wymieniliśmy uśmiechy i pocałowaliśmy się ciepło. Kilka przechodzących obok osób obrzuciło nas szaleńczymi spojrzeniami. Przyzwyczaiłem się już. Nasze społeczeństwo nie jest jeszcze przyzwyczajone do innych orientacji. Codziennie ludzie się na nas gapią, krzywią, ale można to przeżyć. Zwykle staramy się to ignorować. Najgorzej jest, kiedy ludzie są wrogo nastawieni. Obojętni są jeszcze do zniesia, bo po prostu ich nie obchodzimy. A tacy źli potrafią nieźle uprzykrzyć nam życie. To uczucie, kiedy ludzie na ulicy za Tobą krzyczą: ‘Co wy, kurwa, pedały?’. Ohh. Czując na sobie spojrzenia całej ulicy, poszliśmy w stronę szkoły. Za 20 minut zaczynałem lekcję. Cały czas trzymaliśmy się za ręce i uśmiechaliśmy się do siebie. Już od kilku tygodni było dobrze, jak nigdy. Wydaje mi się, że wszystko jest już na dobrej drodze. Mieszkałem w pobliżu szkoły, więc za niecałe 5 minut byliśmy pod budynkiem. Kiedy weszliśmy do środka, wszyscy ludzie chodzący po korytarzy spojrzeli na nasze splecione dłonie. To było wręcz palące spojrzenie. Codziennie rano mam nadzieję, że ludzie się do tego przyzwyczają i nie będą już tak na nas patrzeć. Niestety. A przecież byliśmy ze sobą już ponad rok. No, z przerwami. Stanęliśmy przy mojej szafce, a ja wyciągnąłem z niej kilka potrzebnych książek.
- Odprowadzić Cię pod salę?
- Dam radę, dzięki.
- Chyba nie czujesz się źle po wczoraj?
- Ja? No co Ty. Było cudownie.
Uśmiechnąłem się i oplotłem  ręce wokół szyi Chandu, który położył dłonie na moich biodrach i delikatnie oparł mnie o metalowe szafki. Miał piękne, idealnie pasujące do brązowych włosów oczy. Całymi dniami mógłbym na niego patrzeć. I pewnie wpatrywałbym się w niego zdecydowanie dłużej, gdyby dzwonek nie przerwał tej przyjemnej chwili. Chandu puścił do mnie oczko.
- Kocham Cię, Hongie.
-Też Cię kocham. Do zobaczenia!
Pocałowaliśmy się na pożegnanie i wciąż machając do chłopaka, pobiegłem do sali. Lekcje dzisiaj niczym się nie wyróżniały, były nudne jak zawsze. Pod koniec drugiej lekcji dostałem sms:

‘ Już tęsknię. Nie mogę się doczekać wieczoru.’

Kochany. Też nie mogłem się już doczekać. Sporo czasu spędzaliśmy osobno przez różnicę wieku. Chandu był dwa lata starszy. Całymi dniami pomagał ojcu w prowadzeniu kawiarni, którą kiedyś przejmie. Kawiarnia była całkiem przyjemna, wnętrze było przytulne, a interes się kręcił. Dom Chandu wraz z gastronomią znajdował się kilka minut od szkoły, więc codzienne popołudniowe spotkania rekompensowały nam ten stracony w wylęgarni pozerów i ignorantów czas. Przespałem się kilka lekcji i zanim się obejrzałem, nadszedł czas lunchu. Nie jadałem sam, mogę nieskromnie powiedzieć, że byłem dość lubiany. Miałem sporo przyjaciół i znajomych, którzy wiedzieli o moim homoseksualizmie i nie mieli z tym problemu. Siedzieliśmy sporą grupką przy okrągłym stoliku i zastanawialiśmy się, co dziś zjeść. W sumie, nie miałem większej ochoty na posiłek, więc zadowoliłem się tylko jabłkiem i sokiem (LOL xD). Pozostałe lekcje spędziłem układając sobie w głowie scenariusz dzisiejszego wieczoru. Mam nadzieję, że nikt z mojej klasy nie posiada umiejętności czytania w myślach, bo inaczej mam przesrane. Chandu wyrabiał ze mną rozmaite rzeczy, sprawiające nam obu przyjemność. Ostatnio zrobiliśmy się bardziej śmiali. Chyba po prostu z każdym wieczorem jesteśmy coraz pewniejsi swoich ciał. Tak to raczej działa. Można przyzwyczaić się do takiego kontaktu fizycznego i za którymś razem tak bliska nagość już nie krępuje. Co nie znaczy, że intymność traci wtedy magię. Wręcz przeciwnie. Kiedy jest się świadomym ciała i nie krępuje nas nagość ten kontakt fizyczny jest jeszcze przyjemniejszy. Tak, zdecydowanie tak. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dzwonek kończący lekcję fizyki przywrócił mi świadomość. Jeszcze tylko godzina i koniec.  Wydaje mi się, że ta lekcja będzie dłużyć mi się w nieskończoność. Zawsze tak jest. Im bardziej na coś czekamy, tym czas oczekiwania wydaje nam się dłuższy. Dlatego powinienem przestać myśleć tylko o Chandu i skupić się na ekonomii.  Haha, na pewno mi się uda. Skoczyłem jeszcze do szafki, aby wziąć na lekcję podręcznik, którym z powodzeniem można by zastąpić brakującą w chodniku kostkę brukową. I nikt nie zauważyłby różnicy. Ważąca 3 tony książka upadła na podłogę, wydając okropny dźwięk. Ach, wiedziałem, że ją upuszczę. Schyliłem się po księgę i zobaczyłem, że z mojej szafki wypadło coś jeszcze. Mała niebieska karteczka. Zupełnie ignorując leżącą na posadce wielką książkę, chwyciłem i rozłożyłem karteczkę.

‘Niespodzianka za szkołą.
Będę na Ciebie czekał.  
                       Ch. ‘

Nie wiedząc czemu od razu pomyślałem o Chandu. Zwinąłem karteczkę w kulkę i włożyłem do kieszeni. Ciekaw jestem, co wymyślił mój ukochany. Dobrze, że w końcu się dogadaliśmy. Ostatnio naprawdę byłem zadowolony z naszego związku, było cudownie. Chciałbym, żeby tak było już zawsze. Z niesmakiem podniosłem książkę z podłogi i pobiegłem na lekcję. Co pięć minut spoglądałem na zegarek ile jeszcze czasu do końca. Byłem podekscytowany. Mieliśmy się zobaczyć dopiero wieczorem, a tu proszę, zobaczymy się już kilka godzin wcześniej. Zamyślony, rysowałem serduszka w zeszycie, gdzieniegdzie ładnie wypisując imię Chandu. Coraz mniej przyswajałem to, co mówił profesor, a po jakimś czasie jego głos całkiem przestał dla mnie istnieć. Dzwonek zadzwonił, a tłum nastolatków entuzjastycznie zerwał się do wyjścia. Powoli zebrałem wszystkie swoje rzeczy, żeby niczego nie zostawić. Na korytarzu zrobiło się pusto, a ja z wielkim uśmiechem na twarzy zbiegłem do szatni po płaszczyk. Ubrałem się i zarzuciłem skórzaną torbę na ramię, idąc pustym korytarzem. Po lekcjach szkoła bardzo szybko robiła się opustoszała. Ostatni dzwonek był dla uczniów zbawieniem, bo pozwalał im wrócić do własnego życia po kilku spędzonych tu godzinach. Wyszedłem przed szkołę i wziąłem porządny wdech. Słońce ładnie przebijało się przez chmury. Za szkołą jest spokojnie, Chandu pewnie przygotował coś romantycznego. Zszedłem po kilku schodkach i ruszyłem po rozwalonym chodniku wzdłuż szkolnych budynków. Kiedy skręciłem w całkiem odludne miejsce, rozejrzałem się z uśmiechem szukając ukochanego. Nigdzie nie dostrzegłem Chandu, ale za to na małym murku leżała kolejna niebieska karteczka. Mój chłopak lubił zabawę w kotka i myszkę, ja nawet też. To fajne, takie niespodzianki. Przynajmniej wiesz, że ten ktoś włożył w to serce. Bez wahania podszedłem bliżej i schyliłem się po kawałek papieru.
Mocne kopnięcie w biodro pozbawiło mnie równowagi. Zdezorientowany, powoli wstałem i otrzepałem się z kurzu. W odległości nie większej niż trzy metry stało trzech kolesi, zupełnie mi obcych. Jeden z nich zrobił krok w moją stronę. Usztywniłem nogi. Cios z prawej. Instynktownie kucnąłem. Drugi bierze rozmach. Odwracam się i wstaję. Lewym łokciem blokuje wymierzony we mnie cios. W tym samym czasie trzeci z nich wykonuje zamaszysty ruch nogą, podcinając jedną z moich. Pchnięty, tracę równowagę. Upadam. Jeden kopie mnie mocno w nerki. Jęczę. Przy trzecim mocnym kopnięciu w plecy czuję nagły przypływ sił i adrenaliny. Uchwyt. Trzymam jednego z nich za kostkę. Podciągam się, jednocześnie ciągnąc tego kolesia w dół. Mocne kopnięcie w obojczyk. Odchylam się w tył, jednak udaje mi się wstać. Jednym ruchem nogi skutecznie przytwierdzam do ziemi lecącego w dół chłopaka. Ręce wysoko, przygarbiony, kolana ugięte. Pozostali patrzą na mnie czujnie, czekają na ruch. Uśmiecham się pod nosem. Obrót. Podnoszę nogę na wysokość jego głowy, celowo o nią zahaczając. Zachwiany koleś opiera się o drugiego, na chwilę tracą mnie z oczu. Skok. Staję tuż za nimi. Jeden nagle się obraca. Bum. Mocno trafia mnie w szczękę żelazną pięścią. Ciche chrupnięcie odbija się w mojej głowie echem. Cholera. Z drugiej strony. Kolejna pięść dotyka mojej twarzy, raniąc kość policzkową. Ah. Zaczynam biec, bardzo się chwiejąc. Pot i kurz skleiły mi włosy. Dobiegam do głównej ulicy i podpieram się o mur Sali gimnastycznej. Nie gonią mnie. Staram się złapać oddech, ale nie mogę. Obite płuca, nerki, złamany obojczyk i szczęka. Podbite lewe oko. Dyszę. Nie mogę nawet przełknąć śliny, bo zaczynam się dławić. Co to było? Przychodzę na spotkanie z chłopakiem, a trzech całkiem obcych świrów zaczyna mnie bić. O co, kurwa, w tym chodzi? Poczekałem chwilkę, aż mój błędnik się w miarę wyrówna i będę w stanie iść normalnie. Trzymając się za lewą nerkę, ruszyłem powoli w stronę kawiarni Chandu. Chciałem, żeby mi wytłumaczył, co miało miejsce kilkanaście minut temu. Przechodnie patrzyli na mnie z politowaniem, ale nikt nie spytał, czy nic mi nie jest. Pewnie, każdy ma swoje problemy. Nie będą zwracać uwagi na ledwo trzymającego się w pionie chłopaka. Samolubne świnie. Na szczęście , kawiarnia naprawdę nie była daleko. Odetchnąłem z ulgą, gdy w zasięgu mojego wzroku pojawił się przeszklony budynek, którego górne piętro było zamieszkiwane przez mojego chłopaka. Chwytając za klamkę, oparłem się o nią dość mocno i wpadłem do pomieszczenia z wielkim hukiem. Siedzący za barem Chandu podniósł głowę znad blatu i w jednej chwili pomógł mi usiąść przy jednym ze stolików.
- Matko, Junhong, co się stało?
Chandu chyba naprawdę był zaskoczony wcześniejszym spotkaniem.
- Co się stało?! Zostawiasz mi w szafce kartkę, żebyśmy spotkali się za szkołą, a kiedy ja tam przychodzę, Ciebie nie ma. Za to są tam jakieś świry, które zaczynają mnie lać. Co Ci odwaliło?!
Zwracałem na siebie uwagę pozostałych klientów, krzycząc na zdezorientowanego chłopaka.
- Chyba nie sądzisz, że to ja kazałem im Cię pobić?! Nie zostawiałem Ci żadnej kartki. Pamiętasz jak wyglądali ci kolesie?
- Nie wiem. Może bym ich rozpoznał, nie pamiętam.
Chandu delikatnie pogładził mnie po obolałym policzku.
- Spokojnie, znajdę ich. O to się nie martw. A teraz chodź, umyjesz się, a później pojedziemy do szpitala. Mogło Ci się stać coś poważnego.
Od początku mogłem się domyślić, że to przecież nie Chandu. Musiała zajść jakaś głupia pomyłka. Ktoś sobie pomylił szafki i wrzucił tą karteczkę do mojej przez przypadek. Au. Dużo kosztował mnie ten przypadek. Podparłem się o Chandu i powoli zaczęliśmy iść w stronę zaplecza, skąd przeszlibyśmy do mieszkania bruneta.
- Chandu? To Ty?
Chandu gwałtownie się odwrócił, delikatnie nadszarpując moje i tak bolące ramię. Na widok gościa w drzwiach, Chandu stanął jak wryty. Po kilku sekundach zorientowałem się, że jest wkurzony, ponieważ zacisnął pięści. Spojrzał na mnie, później na nowego gościa. Jego oczy gwałtownie się powiększyły. Krzyknął.
- Co Ty tu w ogóle robisz?!







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje za czytanie.
Oczekujcie kolejnego rozdziału ^^
Hwaiting ~