niedziela, 31 sierpnia 2014

Fluttering Whisper / rozdział V /

Ach, ja i to moje tempo pisania -,,-
Cześć :D jak minęły wam wakacje? Mam nadzieję, że dobrze.
Ostatnie dni wolności upływają zbyt szybko, niestety. Ale teraz przynajmniej mamy siłę, by na dobre wrócić do nauki! ...nie?
Dajcie z siebie wszystko. Trzymam kciuki, jesteście świetni.
Miłego czytania.
Take care ~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- O nie. Chyba drzwi się zatrzasnęły.
- No przestań, to niemożliwe.
Zachowałem stoicki spokój i podszedłem do drzwi.
- Daj, ja spróbuję.
Poruszałem kilka razy klamką, a drzwi praktycznie same się otworzyły. Często się tak zacinały, po prostu trzeba było umieć je otworzyć.
- Mam w tym wprawę, uwierz.
Yongnam uśmiechnął się zadowolony.
- Brawo, uratowałeś nam życie.
Zabrzmiało to dość ironicznie, ale pomimo tego poczułem się dumny.
- Chodź, pokaże Ci jeszcze raz. Skoro tu pracujesz, ta umiejętność może Ci się przydać.
Chwyciłem Yongnama za ramię, a drugą ręką mocno trzasnąłem drzwiami od chłodni.
- Popatrz, wystarczy, że pociągniesz lekko do góry, a później mocno pchniesz…
Zrobiłem tak, jak powiedziałem, ale tym razem nie otrzymałem pożądanego efektu. Uśmiechnąłem się żartobliwie do Hana, udając, że robię to dla zabawy, a on patrzył na mnie z politowaniem. Spróbowałem jeszcze raz. I jeszcze raz.
- No, jak Ci idzie?
Znów ta ironia w głosie.
- Cóż…
Zacząłem, ukrywając zdenerwowanie.
- Wygląda na to, że drzwi naprawdę się zatrzasnęły.
Yongnam z niedowierzaniem pokręcił głową i usiadł na metalowym blacie wolnym od pudeł.
- Tylko nie to…
- Spokojnie, przecież zaraz nas ktoś otworzy.
Pocieszyłem bruneta, choć sam stresowałem się odczuwanym zimnem. Usiadłem obok niego i starałem się zacząć rozmowę dla zabicia czasu.
- W tej chłodni jest całkiem…chłodno.
Jestem idiotą. Postarałem się, nie ma co.
- No, chłodno jest. Poczekaj.
Han zeskoczył z blatu, zdjął z bioder fartuch i przykrył mi nim ramiona.
- Przynajmniej trochę powinno pomóc.
Zmusiłem się do delikatnego uśmiechu.
- Nie trzeba było.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Sytuacja była nieco dziwna, ale zdałem sobie sprawę, że jeszcze dziwniej będzie, gdy Chandu nas otworzy. Wolałbym zamarznąć w chłodni, niż znów kłócić się z chłopakiem. A jestem pewien, że z tego będzie kłótnia. Po prostu mam takiego pecha. Rozprawiając o własnym losie poczułem,  że Yongnam kładzie mi głowę na ramieniu.
- Junhong..
Wyszeptał. Odsunąłem się, ponieważ nie chciałem wchodzić z brunetem w intymniejszy kontakt. Wbrew moim oczekiwaniom, chłopak wciąż na mnie napierał.
- Ej, co robisz!
Odepchnąłem go lekko za ramię, a jego ciało bezwładnie opadło na blat .
- Yongnam, kurwa!
Zerwałem się szybko i chwyciłem bruneta za ramiona.
- Co jest…
Mówiłem pod nosem, szarpiąc jego ciałem. Zupełnie nie reagował. Przystawiłem policzek do jego malinowych ust. Oddychał spokojnie, co widać było po ruchach jego klatki piersiowej. Sam odetchnąłem z ulgą, widząc, że chłopak żyje. Ale co mam teraz z nim zrobić? Rozejrzałem się dookoła, ciało Yongnama ułożyłem na blacie w wygodniejszej pozycji i przykryłem go jego własnym fartuchem. Starałem się go ocucić, uderzając kilka razy w twarz. Całkiem niezła zabawa.
- Halo, jest tam ktoś?
Krzyknąłem w stronę drzwi. Wydawało mi się, że coś słyszałem. Szybko do nich podbiegłem i zacząłem robić hałas pięściami.
- Ej, słyszy mnie ktoś?! Tu jestem, halo!
Szarpałem teraz intensywnie za klamkę, aż poczułem, że od drugiej strony też ktoś nią rusza. Odsunąłem się o krok, a w drzwiach stanął wysoki chłopak.
- Chandu!
Rzuciłem mu się na szyję, a ten zdezorientowany wskazał palcem na Yongnama.
- Czy on, no wiesz…nie żyje?
Uderzyłem chłopaka dość mocno w ramię.
- Oszalałeś?! Trzeba wezwać pogotowie, stracił przytomność.
- Co wy tu razem robiliście?
Zaczyna się. Nie był to moment na tą rozmowę.
- Nic. Później Ci wytłumaczę.
Wyszedłem z chłodni, potarłem o siebie zmarznięte dłonie i wyciągnąłem telefon z pozostawionej wcześniej na zapleczu torby.

***

                No nieźle. Od początku tygodnia jestem już drugi raz w szpitalu. Na szczęście tym razem nie w roli pacjenta. Siedziałem spokojnie na izbie przyjęć i czekałem, aż wypuszczą Yongnama. Pogotowie przyjechało dość szybko, jednak wciąż był nieprzytomny, więc zabrali go na izbę. Pomimo sprzeciwu Chandu, pojechałem z brunetem. Czułem, że muszę. Chłopak obudził się już w karetce, wszystko było w miarę stabilne, ale zabrali go jeszcze na badanie odruchów. Dlatego siedziałem sobie w szpitalu, przeglądając kolorowe czasopisma. Po chwili uśmiechnięty Yongnam wyszedł zza rogu.
- Wszystko dobrze?
Wstałem z krzesła i przygotowałem się do wyjścia.
- Tak, dzięki.
- Czemu od razu nie powiedziałeś, że źle reagujesz na chłód?
Brunet wzruszył ramionami, a ja spojrzałem na niego z miną matki karcącej swoje dziecko.
- Wszystko dobre, co się dobrze kończy, nie?
Uśmiechnął się ujmująco i wyszedł z budynku. Dołączyłem szybko do stojącego przed szpitalem bruneta.
- I co teraz?
Spytałem, choć sam nie wiem, jakiej odpowiedzi się spodziewałem.
- W jakim sensie ‘co teraz’? Wrócimy autobusem do kawiarni. To tylko trzy przystanki.
Kiwnąłem głową na znak zgody i razem poszliśmy w stronę przystanku autobusowego. Chciałem zacząć jakąś rozmowę, ale nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć. Kiedy już otworzyłem usta, Yongnam mnie uprzedził.
- Dziękuje. To miłe, że tak się mną przejąłeś.
Spojrzał na mnie z ukosa, a ja odwróciłem wzrok, udając, że sprawdzam, o której mamy autobus.
- To nic, źle bym się czuł, gdybyś przyjechał tu sam. Nasz autobus będzie za minutę.
- Wiesz, od dawna nikt się o mnie nie troszczył, więc to przyjemna odmiana.
Uśmiechnąłem się, znów nie wiedząc, jak wyrazić się słowami. Staliśmy na przystanku w ciszy, a nasz autobus nie kazał na siebie czekać.  Zajęliśmy dwa miejsca i obaj spoglądaliśmy na mijane miasto. Ludzie wracali z pracy zatłoczonymi od samochodów ulicami, tłumy wiecznie śpieszących się osób pędziły chodnikami w różnych kierunkach. Nagle rytm życia miasta wydał mi się zupełnie inny.
- Jak było w szkole?
Zaskoczyło mnie pytanie Yongnama.
- Umm, w porządku.
Han uśmiechnął się nawet na mnie nie patrząc. Na szczęście udało nam się ominąć korki, więc dotarliśmy do kawiarni w miarę sprawnie. Chandu, o którym całkiem zapomniałem, stał za barem i wyraźnie na nas czekał. Kiedy tylko weszliśmy, stanął naprzeciwko nas i chwycił mnie dość mocno za rękę.
- Porozmawiajmy.
Yongnam poszedł od razu na zaplecze, nie chcąc przeszkadzać. Mimo to, Chandu ciągnął mnie po schodach na górne piętro. Usiadłem na łóżku chłopaka i przygotowałem się na kazanie.
- Prosiłem Cię przecież o tak prostą rzecz, nie mogłeś dla mnie tego zrobić?
Park znów był zdenerwowany. Stał na środku pokoju, mówiąc podniesionym głosem.
- O co Ci chodzi?
Zmarszczyłem brwi.
- O trzymanie się z daleka od Hana. Nigdy nie możesz zrobić tego, o co proszę.
- Nigdy?! Zawsze robię to, co mi każesz, mam tego dość!
Teraz mój głos też brzmiał dosadniej. Chandu potarł twarz dłońmi i powiedział już łagodniej.
- Same problemy przez tego Yongnama.
- Przestań. Ciągle tylko powtarzasz, żebym się do niego nie zbliżał, bez podania konkretnego powodu. To nie z Yongnamem jest problem, tylko z Tobą. Jesteś egoistą.
Wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę drzwi. Kiedy minąłem chłopaka, złapał mnie za przedramię.
- Patrz, już nastawił Cię przeciwko mnie.
- To nie on mnie tak nastawił, sam to zrobiłeś.
Wyszarpałem się z uścisku Chandu i zszedłem na dół. Yongnam stał za ladą i patrzył na mnie uważnie.
- Masz przeze mnie problemy?
Przecząco kiwnąłem głową.
- Nie przez Ciebie.
- Junhong!
Odwróciłem się za krzyczącym z górnego piętra chłopakiem. Chandu o włos nie przewrócił się na schodach, biegnąc na dół. Spojrzał na Yongnama, który tym razem nie wyszedł.
- Pogadajmy jeszcze.
Zwrócił się do mnie.
- Na dziś nam już chyba wystarczy. Do zobaczenia, Yongnam.
Aish, to było perfidne z mojej strony. Zasłużył. Podszedłem bliżej drzwi i usłyszałem za plecami  jak ktoś wbiega po schodach. Wkurzony doszedłem do domu, wziąłem prysznic i powoli zacząłem się zastanawiać, co będę robił sam w domu przez tydzień. Nie ma opcji, żebym spędził z tym egoistą choćby sekundę.  A moi rodzice wyobrażają sobie, że za dwa dni u niego zamieszkam. Niedoczekanie. Zażyłem tabletki przeciwbólowe i od razu położyłem się do łóżka. To chyba przez nie chodzę ostatnio taki rozdrażniony. Faszerują człowieka nie wiadomo czym, a później…aaeach*odgłos ziewania*. Co ja miałem jeszcze dziś zrobić? A tak, wstałem po telefon i z zamykającymi się oczami wystukałem sms:

‘Odpuśćmy sobie spotkania w tym tygodniu.’

Zaznaczyłem pole odbiorcy i przez moment zastanowiłem się do kogo wysłać tego sms. Do Chandu? Do Yongnama? Najbezpieczniej będzie, jeśli wyślę do obu. Dodałem dwóch odbiorców i wysłałem wiadomość.  Leżałem w swoim wygodnym łóżku, czekając na jakąś odpowiedź. Po 20 minutach nie otrzymałem żadnej, więc pomyślałem sobie ‘Chrzanić to.’ i poszedłem spać.

***

                 Czwartkowy poranek przebiegł bez zakłóceń, tak jak z resztą cały dzień. W szkole luzy, bo ostatnie dwa dni tygodnia szkolne zawsze mijają mi przyjemnie. Nikt nie męczył mnie sms’ami, nikt nie czekał przy bramce, nikt nie stał przy mojej szafce. Spokój i cisza. Obawiam się jednak, że to spokój przed burzą. O ile czwarty dzień tygodnia był dla mnie ukojeniem i pomógł mi odpocząć od ciągłego natłoku myśli, o tyle wiecznie wyczekiwany przez wszystkich piątek  minął dość nerwowo. Myślałem o wyjeżdżających rodzicach i domu, w którym mam zostać. Sprawy z Chandu się komplikują, znów zaczynamy kłócić się o wszystko. Czy na miejscu Chandu nie zachowywałbym się tak samo? Nie wiem. Ciężko mi sobie wyobrazić taką sytuacje. Z resztą, nie ma po co tego rozważać.
- Jun! Jesteś w szkole, okaż szacunek nauczycielowi!
Momentalnie podniosłem głowę z ławki i usiadłem wyprostowany, jakbym miał kołek włożony wiadomo gdzie.  Tuż przed moja ławką stał pan dyrektor z pogardliwą miną.
- Pozwól ze mną do gabinetu.
Wyszedł. Spojrzałem na nauczyciela, który kiwnął głową na znak, że mogę opuścić salę. Pośpiesznie wrzuciłem książki do torby i zostawiłem za sobą przysypiającą z nudów klasę.
                Gabinet nie był przyjemnym miejscem w szkole, choć na pewno był lepszy niż toaleta na trzecim piętrze. Nie śmierdziało tu grzybem, ściany nie miały przebarwień, a trzecioklasiści tu nie pili i nie topili głów pierwszaków w sedesach. Tak, takie rzeczy zdarzają się nawet w najlepszych szkołach.
- No, Junhong…
Co znowu zrobiłem?

- Powiem wprost. Słyszałem, że zostałeś pobity za szkołą. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje za czytanie. 
Hwaiting ~~



wtorek, 15 lipca 2014

Fluttering Whisper / rozdział IV /

Zawsze sobie powtarzam, że muszę ogarnąć dupę, po czym i tak tego nie robię ;-;
Nię będę się nawet dziś rozpisywać, po prostu mam nadzieję, że wam się spodoba. Tyle.
Czekajcie na następne rozdziały :3
Miłego czytania ^-^

Take care ~

*moja kochana Beto, przepraszam, ale bardzo zależało mi, żeby dodać to jak najwcześniej* *prosi o przebaczenie* *plis, nie bijcie za błędy*


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Nie chciałem się odwracać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio serce bolało mnie tak bardzo. Chyba nigdy. Jak mogłem być tak głupi i po raz kolejny łudzić się, że nam się uda. Codziennie powtarzane ‘kocham Cię’ było jedynie kłamstwem, pogłębiającym ranę w moim sercu. Nie wiem, czy byłem bardziej zły, czy smutny. Po prostu stałem zgarbiony, a z czubka nosa kapały mi łzy.
- Junhong…
Usłyszałem zza pleców. Zacisnąłem pięści. Ktoś podszedł bliżej, a ja wciąż nie ruszyłem się z miejsca.
- Może jest coś, co mógłbym…
Upewniłem się, że osobą stojącą za mną nie jest Chandu i odwróciłem się ze łzami w oczach.
- Dlaczego? Dlaczego Chandu powiedział coś takiego?
Yongnam miał wyraźnie smutną minę. Zrobił krok w moją stronę i objął mnie delikatnie, a ja wcale się nie wzbraniałem. Właśnie teraz potrzebowałem kogoś do przytulenia. Objąłem chłopaka i zacząłem cichutko szlochać w jego ramię, czekając na odpowiedź.
- Może po prostu pomyliłeś się co do Chandu. Nie zawsze ludzie są tymi, za których się podają.
Odsunąłem się na chwilę od Yongnama, spojrzałem mu w oczy i zastanowiłem się przez chwilę, czy on jest tym, za kogo się podaje.  I w ogóle kim jest? Widzę go trzeci raz w życiu i nie wiem o nim za wiele, ale cieszę się, że tu teraz stoi.
- Czemu za mną pobiegłeś? Co Cię obchodzą nasze prywatne sprawy…
- Nie mów tak.
Han otarł dłonią lecącą po moim policzku łzę.
- Nie chcę, żebyś przez niego płakał. Nie mogę patrzeć na Twoją smutną buzię. Ten debil…
- Nie wyzywaj go!
Odsunąłem się od chłopaka i krzyknąłem, zupełnie odruchowo broniąc Chandu. Yongnam ciągle patrzył mi w oczy, jakby starał się wybadać czy może mnie jeszcze raz przytulić, czy nie.
- Ja…chciałeś mnie tylko pocieszyć, przepraszam.
Powiedziałem spokojnie i sam przytuliłem się do bruneta.
- Pójdę już.
Odwróciłem się i odszedłem.
- Zadzwoń.
Han powiedział do moich oddalających się pleców. Szedłem powoli w stronę domu, a ręka znów zaczęła mnie boleć. Temblak zostawiłem w kawiarni. Cholera. Nie wiem, jak mogłem się tak pomylić. Ze łzami w oczach wyciągnąłem telefon i, uważając, aby się nie przewrócić, napisałem sms. Odbiorcą był ‘Han Frajer Yongnam’.

‘Przynieś mi jutro temblak do szkoły.’

Napisałem do niego tylko dlatego, że sam nie mam ochoty wracać do kawiarni. Niech sobie nie myśli, że nagle będziemy się przyjaźnić. Cudem dowlokłem się do domu, gdzie nie czekało mnie nic przyjemnego. Ze śladami po łzach na policzkach wszedłem do domu, a mama powitała mnie ‘czule’. O tej porze nigdy nie ma ich jeszcze w domu.
- Gdzie się szwendałeś?
Spojrzała na moje zapuchnięte oczy i momentalnie złagodniała.
- Junhong, co się stało?
- Nic.
Rzuciłem krótko. Kobieta pokręciła lekko głową i wskazała mi drogę do kuchni, gdzie przy stole siedział mój ojciec. Usiadłem naprzeciw i z uporem wycierałem rękawem nadmiernie nawodnione oczy.
- W przyszłym tygodniu wyjeżdżamy.
Moja rodzicielka oświadczyła, siadając obok swojego męża. Nie wiem, o co im chodzi, ale chętnie się gdzieś wybiorę. Dobrze mi zrobi zmiana środowiska na jakiś czas. Nie będę musiał oglądać Chandu.
- To gdzie jedziemy?
Spytałem spokojnie, a na ich twarzach pojawił się pewnego rodzaju niepokój.
- Junhong, to nie tak..
Zaczął ojciec powoli.
- Ty z nami nie pojedziesz…To tygodniowy wyjazd służbowy, nie możemy Cię zabrać.
Odruchowo uderzyłem pięścią w stół, ale po twarzy nie dałem poznać niezadowolenia. Trudno, tydzień wolności w domu też będzie przyjemnym doświadczeniem.
- Nie szkodzi. Przecież poradzę sobie sam przez tydzień.
Zmusiłem się nawet do delikatnego uśmiechu, co wyszło mi dość naturalnie. Mama uśmiechnęła się szerzej i powiedziała weselszym tonem.
- Na szczęście nie musisz siedzieć w domu sam. Rozmawialiśmy z panem Park, z radością zgodził się na naszą propozycję, więc..
Bałem się tego, co zaraz usłyszę.
- Więc przez cały następny tydzień będziesz mieszkał z Chandu. Przeprowadzisz się do nich w sobotę. Fajnie, nie?
- Nie!
Wstałem gwałtownie od stołu.
- Nie możecie mi tego zrobić! Nigdzie się stąd nie wybieram!
Krzyczałem na zdezorientowanych rodziców, aż w końcu pobiegłem do swojego pokoju. Usiadłem w rogu łóżka i znów zacząłem szlochać. Wiem, co to za facet, który o wszystko ryczy. Ale kiedy jest się tak bezsilnym, nie można zrobić nic innego. Podkuliłem nogi, lecz w zajęciu wygodnej pozycji przeszkadzał mi trzymany w kieszeni telefon. Wyciągając go ze spodni, mimowolnie spojrzałem na pasek powiadomień. 1 nowa wiadomość. Nadawca: ‘Han Frajer Yongnam’.

‘Myślałem, że nie mogę się więcej pokazywać obok Twojej szafki ’

Frajer. Przestałem płakać i odpisałem brunetowi.

‘To jest szkoła, każdy może tam wejść…’

Na odpowiedź też nie czekałem długo.

‘W takim razie będę tam przed lekcjami.’

Uśmiechnąłem się. Wyobraziłem sobie Yongnama pod moją szafką i się uśmiechnąłem. Musi być ze mną naprawdę źle. Wstałem z łóżka, ubrałem słuchawki i puściłem sobie jakąś antydepresyjną muzykę. Nie ma opcji, żebym przeprowadził się do Chandu. Nie chcę go nawet oglądać. W tym momencie uświadomiłem sobie, że tapeta w moim telefonie to właśnie zdjęcie Parka. Wybrałem jeden z tych systemowych shitów i uwolniłem ekran komórki od twarzy, która nie przypominała mi teraz nic przyjemnego. Oparłem głowę o ścianę i zasnąłem, nie chcąc już myśleć o swoim nieszczęsnym życiu. Kiedy moja playlista dobiegła końca, brak muzyki przebudził mnie na moment. Spojrzałem na telefon. 7 nowych wiadomości. Wszystkie od Chandu. Bez zastanowienia wcisnąłem ‘Usuń nieprzeczytane’, choć może to nie był najlepszy pomysł. Źle się czuję. Znów to się dzieje. Znów coś idzie nie tak. Ciekawe, co Chandu do mnie napisał. Ugh, cholera. Chcę z nim porozmawiać. Leżałem tak chwilę  i kłóciłem się z myślami. Zmęczony sam sobą, przewróciłem się na prawy bok i, bez zasypiania, przeleżałem kilka godzin, które zostały do mojego szkolonego budzika. Kiedy zadzwonił, bez problemu wstałem i zacząłem się szykować. Zawsze o siebie dbałem, ale dziś chciałem wyglądać wyjątkowo ładnie. Tak po prostu. Zebrałem wszystkie potrzebne rzeczy, zażyłem tabletki i byłem gotów do wyjścia. Otworzyłem drzwi wejściowe i zobaczyłem, że przy bramce stoi Chandu. Na pierwszy rzut oka nie byłem zachwycony, ale jednak w głębi duszy cieszyłem się, że go tu widzę. Podszedłem bliżej i przywitałem się niepewnie.
- Cześć.
- Junhong, to nie tak…
Chłopak od razu zaczął się tłumaczyć, a ja byłem w stanie mu nawet wybaczyć. Ale chciałem dowiedzieć się dlaczego.
- To wszystko przez Yongnama.
Tak myślałem, że to usłyszę.
- Zmanipulował mnie, dlatego powiedziałem coś zupełnie przeciwstawnego do moich uczuć. Wcale tak nie myślę. To było po prostu głupie nieporozumienie.
Chandu spojrzał na mnie błagalnie, licząc, że mu uwierzę. Ufałem mu i nie miałem powodu, by tego nie robić.
- Rozumiem. Właściwie, przespałem się z tym i nie jestem zły. Znaczy, jest mi przykro, ale myślę, że jeśli się postarasz, to dasz radę mi to wynagrodzić.
Uśmiechnąłem się do chłopaka, któremu wyraźnie ulżyło. Odpowiedział na mój uśmiech swoim i chwycił mnie za rękę.
- Dobrze, będę się starał. A teraz chodźmy do szkoły.
Zgodnie kiwnąłem głową i razem ruszyliśmy w kierunku szkoły. Szliśmy uśmiechnięci, jednak nagle dopadła mnie okropna myśl. Przecież Yongnam czeka w szkole z temblakiem. Dopiero co pogodziłem się z Chandu i nie chcę, żeby się na mnie denerwował. Zatrzymałem się gwałtownie i chwyciłem chłopaka za ramię.
- Czekaj! Sam pójdę do szkoły.
Park ewidentnie się zdziwił.
- O co Ci chodzi? Pójdziemy razem, przecież nikt nie będzie się gapić…
- Nie!
Chyba krzyknąłem trochę za głośno.
- To znaczy nie, nie idź, zobaczymy się po lekcjach w kawiarni, dobrze?
Położyłem chłopakowi dłoń na policzku, a on kiwnął głową.
- No dobrze, niech będzie.
Chandu uśmiechnął się delikatnie i odszedł w stronę swojego domu. Znów byłaby afera. Dobrze, że w porę opanowałem sytuację. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na zegarek. Pewnie Yongnam już czeka. Przyśpieszyłem i w niecałą minutę doszedłem do szkoły.   Brunet stał przy mojej szafce i wyraźnie ucieszył się na mój widok.
- Znów miałbym przez Ciebie problem.
Powiedziałem na przywitanie.
- Jaki problem?
Chłopak trzymał temblak, w wyciągniętej w moją stronę ręce. Chwyciłem go z małą ilością wdzięczności na twarzy.
- Dzięki.
Wziąłem głęboki oddech.
- Wiesz, pogodziłem się z Chandu…więc daj mi spokój. Nie chcę zawracać sobie Tobą głowy.
- Co, co tak…
- Po prostu nie spotykajmy się więcej.
Sam się zdziwiłem, z jakim trudem przyszła mi ta rozmowa.
- Czemu? Co naopowiadał Ci Chandu?
Han zaciskał zęby, wyglądając na poirytowanego.
- Zrozum mnie, nie mam nic do Ciebie, ale skoro mój chłopak nie chcę, żebym się z Tobą widywał…
- Jesteś niesprawiedliwy, nawet nie dajesz mi szansy.
Staliśmy tak chwilę, a Yongnam starał się patrzeć mi prosto w oczy, jednak usilnie unikałem jego wzroku. Brunet odezwał się pierwszy.
- Po prostu zostańmy przyjaciółmi. Nie skreślaj mnie tak od razu.
Jego uśmiech był naprawdę prześliczny. Bez znaczenia jak bardzo chciałem, nie mogłem mu powiedzieć: nie.
- Pomyślę nad tym.
Posłałem mu minimalny uśmiech i poszedłem na zajęcia. Gdybym patrzył się na niego dłużej, spokojnie bym się zgodził. Nie wiem czemu, ale jest w nim coś takiego…magicznego. Nie jestem w stanie tego określić. Założyłem temblak na ramię i ruszyłem prosto na lekcję.

***

                Tak jak obiecałem Chandu, zaraz po lekcjach udałem się w stronę kawiarni. Humor miałem już zdecydowanie lepszy, więc wszystko było jakieś przyjemniejsze. Jednak wciąż nie byłem pewien, co zrobię z Yongnamem. Muszę przyznać, że chciałbym się z nim zaprzyjaźnić. Z drugiej strony jest Chandu, który chce, żebym trzymał się od Hana z daleka. Nie wiem, co z tym zrobić. Wszedłem do przepełnionej kafejki i ,od razu, z uśmiechem na ustach pobiegłem na zaplecze, chcąc zobaczyć znów Chandu. Otworzyłem drzwi, ale o dziwo nie czułem się rozczarowany, kiedy ujrzałem tam Yongnama.
- O, Junhong, dobrze, że jesteś, idź do chłodni po bitą śmietanę, właśnie mi się skończyła.
Kiwnąłem posłusznie głową, przecież mogę mu wyświadczyć przysługę. Wszedłem do chłodni, gdzie pełno było zawalonych pudłami półek. Zacząłem szukać bitej śmietany, ale w żadnym kartonie nie mogłem jej znaleźć.
- No, masz już?
Usłyszałem za plecami. Kiedy się obróciłem, Yongnam sam stał w chłodni i wymachiwał w moim kierunku szukaną rzeczą.
- Zaraz bym znalazł.
Pokazałem chłopakowi język i, obaj z uśmiechami na twarzach, ruszyliśmy do wyjścia na zaplecze.
Yongnam pociągnął za klamkę, lecz drzwi ani drgnęły. Spróbował jeszcze raz, ale to też nie dało efektu.
- Cholera. Chyba się zatrzasnęły.







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za czytanie.
Hwaiting ~~ 



środa, 11 czerwca 2014

Niespodziewajka z okazji rocznicy (?)

Aloha!
Kurcze, pierwszy wpis pojawił się tu rok temu. Szybko zleciało, ale napewno nie był to łatwy okres. Może nie popisałem się zachwycającym stylem i kunsztem pisarskim, ale cieszę się, że znalazły się osoby, które zainteresowały się 'tym czymś'. I do tych osób: *virtual hug*
Jeśli ze wszystkich osób odwiedzających bloga, jedna poczuła w sercu ciepło po przeczytaniu jakiegoś opowiadania, było warto go założyć. Właśnie ten blog bardzo mi pomógł i wciąż będzie pomagał.
Zauważyłem, że tempo dodawania postów nie jest, hmm, jest raczej umiarkowane. Ale jak to się mówi w języku Sherlocka Holmesa: 'better slow than no go'. :)
A teraz odnośnie tytułu bloga. Jest to tytuł piosenki, a teraz możecie przeczytać jej tekst.
Take care ~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Ty znów tutaj?  Zabawne. Tyle razy próbowałeś mnie uniknąć. Nigdy więcej nie spotkać. Ale zawsze tu powracasz. Kiedyś przestaniesz? Już mnie nie potrzebujesz.  Od początku mnie nie potrzebowałeś. Nie wiem czemu, ale wciąż trzymasz w głowie te wspomnienia. Tkwią w niej jak w piekle, w którym sam się więzisz. Potrzebne Ci to wszystko? Nie rań  siebie. Dzięki mnie wszystko w Twoim życiu stało się klęską. Nie potrzebujesz więcej  cierpienia.
Pewnie zauważyłeś, że nie ma już radosnego Ciebie. Nie mogę przypisać sobie całej zasługi, sam doskonale pozbawiłeś się szczęścia. Jak to się stało? Jak mogłeś być taki głupi? Jeden udany związek, naprawdę nie prosiłeś o wiele. Niestety minąłeś się z niewłaściwą osobą, o której nie mogłeś zapomnieć. Nie chciałeś zapomnieć. Spójrz, jakie to życie jest przewrotne. Prosiłeś o miłość, a kiedy ją dostałeś, wyrzuciłeś jak śmiecia, bo nie spełniała Twoich oczekiwań. Teraz każda, nieważne jaka, miłość jest dla Ciebie jak śmieć. Chyba przestałeś rozumieć jak to działa.
Ostatnio masz się czym pochwalić. Próbowałeś wielu rzeczy i doszedłeś do siebie szybciej niż sądziłeś. Nie widziałeś już nas i tego światła nad naszymi głowami. Nie płakałeś, jadłeś regularnie, pracowałeś nad sobą. Ale wciąż było coś, co Cię niepokoiło, prawda? Nasza obietnica. Nie mogłeś o niej zapomnieć. Często nachodził Cię ból, ale wciąż nie potrafiłeś się jej wyzbyć. Złożonej na wieczność obietnicy, o której nie zapomnisz już do samego końca.  Po tych wszystkich przeżyciach powinieneś nauczyć się, że nie ma obietnic, których nie można złamać.
                Możesz już beze mnie zasypiać. Lepiej Ci, prawda? Życie wraca do normalnego rytmu, ale Ty wciąż się boisz. Boisz się nawrotu bólu, który znów Ci o nas przypomni. Czuję ten strach. W powietrzu jest od niego aż gęsto. Momentami ciężko Ci się oddycha, ale przyzwyczaisz się. Tak już będzie na zawsze.
                Poddaje się.  Sam mnie tu ściągasz i nawet się nie odzywasz. Patrzysz na mnie, rozprawiającego o Twoich uczuciach i nawet się nie wtrącisz. Zawsze byłeś niewychowany, ale przynajmniej we własnym śnie mógłbyś udawać gentleman ‘a. Chyba już mnie tu nie chcesz. Obaj wiemy, że za pewien czas Twoja podświadomość powróci do mnie i tych zdarzeń. Dobrze Ci radziłem, żebyś od razu się ich pozbył. Ale to Twoje głupie sumienie nie pozwala Ci wypuścić mnie z objęć. Pomogę Ci, tak z żalu. Pozwolę Ci iść swoją ścieżką, ale tylko tym razem. Stanę spokojnie, a Ty wyjdź z tej części świadomości, w której gromadzisz raniące Cię wspomnienia. Nie odwrócę się za Tobą, nie mogę. Jeśli to zrobię, pomyślisz, że czuję się tak jak Ty. I wtedy nigdy o mnie nie zapomnisz. A Ty przecież nie chcesz pamiętać, pamiętasz?






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za wszystko, bardzo Was kocham. 
Hwaiting ~ 



wtorek, 10 czerwca 2014

Fluttering Whisper / rodział III /

Łohoho, trochę mi to zajęło. Przykro mi, że sam muszę czekać tyle na kolejny rozdział. No niestety, nie każdy ma talent do pisania :x

Koniec roku się zbliża, macie konkretne plany na wakacje? ^^
Ja już mam przygotowany stosik książek do przeczytania :3

Dobra, zapraszam do czytania c:
Take care ~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Wieczór mógłby skończyć się naprawdę miło. Po reakcji Chandu domyśliłem się, że znów chodzi o tego Yongnama. Chłopak wstał zdenerwowany i rzucił mi szybkie spojrzenie.
- Posłuchaj uważnie…
Powiedział do telefonu, zaciskając zęby. Jednak osoba po drugiej stronie słuchawki najwyraźniej nie chciała słuchać, bo prawdopodobnie się rozłączyła. Brunet patrzył na ściskany w ręce telefon z wyraźnym brakiem zadowolenia.
- Pójdę już, muszę porozmawiać z ojcem.
Zgodziłem się bez protestów, nie narażając się zdenerwowanemu chłopakowi. Odprowadziłem go do drzwi, a nasze pożegnanie wcale nie było czułe.
- Śpij dobrze, Chandu.
Nachyliłem twarz do pocałunku, ale niestety spotkałem się z rozczarowaniem. Chandu przeszedł przez próg i lekko się odwracając rzucił krótko:
- Do jutra.
Ugh. On jest wściekły, a ja na tym tracę. Miałem ochotę trzasnąć drzwiami, ale szybko ogarnąłem, że przecież jestem u siebie i trzask nie przyniósłby zamierzonego efektu. Trzymając jedną rękę blisko brzucha, zamknąłem drzwi i poszedłem prosto do swojego pokoju. Dawno nie widziałem takiego syfu. Kopnąłem gdzieś w kąt kable ciągnące się po podłodze. Skąd nagle tak ich się namnożyło? Brudne ciuchy rzuciłem na jedno krzesło, te w których da się jeszcze chodzić na drugie, zebrałem z biurka brudne kubki i położyłem je na schodach prowadzących do salonu. Mama weźmie je do kuchni jak wróci z pracy. Ułożyłem jeszcze kilka książek na półce i położyłem się na łóżku. Ten sufit wydawał się bardziej interesujący niż wszystko inne. Kiedy moja pozycja wydała się wystarczająco wygodna, spokój moich uszu zakłócił dzwoniący telefon. Super. Wyciągnąłem zdrową rękę w stronę biurka, jednak nie byłem w stanie go dosięgnąć. Z pomrukiem niezadowolenia wstałem i rozglądałem się nad miejscem mojej nauki. Uhh, no nie. Nie chce mi się iść po telefon aż na dół. Mógłbym go zignorować, ale dzwoniąca do mnie osoba chyba miała coś ważnego, bo sygnał bynajmniej nie słabł.  Z bardzo niezadowoloną miną zwlekałem się po schodach i chwyciłem wibrujący telefon. Jakiś nieznany numer.
- Jak tam, słoneczko, Chan  przekazał Ci dobre wieści? Mam nadzieję, że nie będziesz mnie unikał, wiążę z nami większe plany.
- Co?! To Ty?! Po co Ty w ogóle do mnie dzwonisz? I skąd masz mój numer?
Poirytowałem się, a w odpowiedzi dostałem tylko cichutki śmiech dzwoniącego.
- Z czego się śmiejesz, idioto? Daj mi spokój, nie chcę z Tobą rozmawiać, jestem z Chandu!
Zaakcentowałem dosadnie, żeby Yongnam zrozumiał, że nie mam ochoty z nim rozmawiać. Usłyszałem delikatny podmuch powietrza w słuchawce, co świadczyło o tym, że ktoś po drugiej stronie się uśmiechnął. Naprawdę się wkurzyłem. Co on sobie wyobraża, wydzwaniać tak do mnie, jak do..jak do…jak do jakiegoś swojego kolegi, tak.
- Jesteś uroczy kiedy tak się wkurzasz, przecież tylko rozmawiamy.
-Ale ja nie chcę z Tobą rozmawiać!
- W takim razie czemu się nie rozłączysz?
Odsunąłem na chwilę telefon od ucha i spojrzałem na czerwoną słuchawkę, kończącą rozmowę. Właśnie, dlaczego od razu się nie rozłączyłem?
- Nie chciałem być niegrzeczny, ale teraz widzę, że muszę!
Wyrzuciłem z siebie szybko i rzuciłem słuchawką. Patrzyłem na telefon i zastanowiłem się przez moment, czemu tak naprawdę się nie rozłączyłem. Przecież nie zależało mi na rozmowie z tym idiotą. Może po prostu byłem ciekawy co chce mi powiedzieć? Nie, to nie powinno mnie obchodzić. Może myślałem, że powie mi coś o Chandu? Nie, w tym momencie zupełnie nie myślałem o moim wkurzonym chłopaku. Jedyną rozsądną opcją jest ta, że byłem zbyt zszokowany faktem telefonu od tej osoby, więc po prostu nie pomyślałem. Tak, jakoś nie wpadło mi to głowy, żeby się rozłączyć, jestem zbyt uprzejmy. Schowałem telefon do kieszeni i znów wszedłem po schodach do własnej sypialni, gdzie czekało na mnie mięciutkie łóżko. Położyłem się w pozycji, z której mnie wyrwano i zamknąłem oczy, wyobrażając sobie coś przyjemnego, przyśpieszając tym samym zaśnięcie. W sekundzie siedziałem w kawiarni Park i popijałem pyszne americano. Naprzeciw mnie siedział chłopak, śmialiśmy się, rozmawialiśmy i raczej dobrze czuliśmy się w swoim  towarzystwie. On też pił kawę. W pewnym momencie chwycił mnie za dłoń i delikatnie ją gładził, a ja uśmiechałem się, patrząc mu w oczy. Zaraz. To były JEGO oczy. Czarne, błyszczące oczy Yongnama. Potrząsnąłem szybko głową i znów patrzyłem w biały sufit. Chyba jestem po prostu trochę zły na Chandu, to tyle. Pomyślałem, że lepiej będzie już sobie nic nie wyobrażać, odwróciłem się na drugi bok i po prostu zasnąłem.


***


                Wbrew pozorom, wtorki są jeszcze gorsze niż poniedziałki. Nienawidzę wtorków. Zwłaszcza wtedy, gdy mój szkolny budzik nie dzwoni i muszę zebrać  się do wyjścia w minutę. Zerwałem się z łóżka, zapominając o odniesionych wczoraj urazach. Ubrałem jeden rękaw koszuli, co było dużym błędem. Jęknąłem z bólu i mocno przycisnąłem do siebie ramię. Aishh, lepiej być nie mogło. Delikatnie skończyłem się ubierać, pamiętając o spakowaniu do szkoły temblaka. Nie wytrzymałbym całego dnia z tą ręką. Wepchnąłem go gdzieś pomiędzy książki i, niosąc torbę na innym niż zawsze ramieniu, zszedłem na dół. Chandu od wczoraj się nie odezwał, więc chyba na mnie nie czekał. Nie wiem. Ja na pewno do niego nie napisze pierwszy, przecież to na ojca był wściekły, nie na mnie, więc czemu ma do mnie nie pisać? Nie miałem czasu nawet zjeść śniadania, zabrałem tylko kilka tabletek i szybkim krokiem wyszedłem z domu, zmierzając w kierunku szkoły. Chandu nie czekał przy bramce. Pogrążony w myślach, doszedłem do szkoły jeszcze szybciej niż normalnie. Na szczęście nie spóźniłem się na pierwszą matematykę. Kiedy wszedłem na główny korytarz, ludzie popatrzyli na mnie szukając znów atrakcji, jednak tym razem ich rozczarowałem, ponieważ nie trzymałem żadnego chłopaka za rękę. Świry. Skoczyłem jeszcze do szafki, z zamiarem zostawienia paru książek, przecież nie będę ich tak dźwigał na ramieniu przez cały dzień. Z reguły rzeczy wylatują mi z rąk nawet jeśli obie są zdrowe, więc mógłbym się spodziewać upuszczenia jakiegoś podręcznika. Oparłem się o metalową szafkę i zacząłem wkładać do niej książki jedną ręką. Dzięki mojej ciapowatości, już po chwili jedna z nich leciała z pędem w stronę podłogi. Zamknąłem oczy i przygotowałem się na dudniący odgłos posadzki, jednak spotkałem się  z miłą niespodzianą. Choć właściwie jak się teraz okazało, nie tak miłą.
- Przecież bym Ci pomógł, gdybyś poprosił.
Yongnam uśmiechnął się bezczelnie i włożył do mojej szafki dopiero co złapaną książkę. Stałem jak wryty. Poważnie, musiałem mieć najgłupszą minę na świecie, ale najzwyczajniej ten koleś był ostatnią osobą, której bym się tu spodziewał.
- Co..co..co Ty tu robisz?
Wyjąkałem jakby zmienionym głosem.
- To jest szkoła, nie? Każdy może tu wejść.
Zagotowało się we mnie. Matko, jak ten koleś działa mi na nerwy. Za kogo on się uważa, tak sobie wchodzić do mojej szkoły.
- Co Ty, śledzisz mnie? Daj mi spokój, nie wiem w ogóle co Ty sobie wyobrażasz…
- Przestań tak strzelać dupą, chciałem tylko porozmawiać. To jedyne miejsce, gdzie mogę do Ciebie podejść, a Chandu nie będzie chciał mnie zabić.
Próbowałem stanowczo zakończyć tą rozmowę, jednak brunet przerwał mi bardziej stanowczo. O czym on chce niby ze mną rozmawiać? Nie podoba mi się ta cała szopka.
- Widocznie Chandu ma powód, żeby chcieć Cię zabić.
Trzasnąłem szafką i minąłem ponownie ubranego na czarno kolesia. Nie mam pojęcia po co wstawiłem się za Chandu. A właśnie, wyciągnąłem z kieszeni telefon by sprawdzić, czy Chandu przypadkiem nie napisał. Nim zdążyłem odblokować, Yongnam krzyknął, żebym zaczekał. Nawet się nie odwróciłem. Dobiegł do mnie i szybko mnie wyprzedził.
- Nie poddaje się tak łatwo. Dzwoniłem wczoraj, więc mój numer już masz. Gdybyś zmienił zdanie, pisz.
Uśmiechnął się całkiem ładnie i wyszedł ze szkoły. Co to za koleś? Już dawno nikt mnie nie irytował tak jak on. Pewnie myśli, że do niego napiszę. Może czekać na tego sms ‘a do śmierci, bo nie zamierzam do niego pisać. Spojrzałem wreszcie na ten telefon. 1 nowa wiadomość. Od  Chandu.

‘Może wpadniesz do kawiarni dziś po lekcjach? Będę czekał. ’

No. Uśmiechnąłem się do ekranu. Wszystko jest w porządku, Chandu ochłonął po wczoraj, będzie dobrze. I po co przejmować się jakimś świrusem? Zajrzałem w historię połączeń i rozwinąłem pasek opcji nad wczorajszą rozmową z nieznanym numerem. Przesunąłem palec bliżej opcji ‘Usuń’, ale przez ułamek sekundy niekontrolowanie zadrżał. Może jeszcze przyda mi się ten numer, nigdy nic nie wiadomo, może Chandu będzie go kiedyś potrzebował, czy coś. Może zapiszę go, żeby wiedzieć następnym razem jak będzie dzwonił i nie podnosić. Tak, to dobry pomysł. Zapisałem kontakt jako Han Frajer Yongnam i schowałem telefon do kieszeni. Dopiero teraz zorientowałem się, że korytarz jest całkiem pusty, a lekcja trwa już dobre 20 minut. Założyłem pośpiesznie temblak na rękę i biegiem popędziłem do sali, gdzie tortury dla uczniów szykował właśnie szkolny matematyk.
                Tylko kilka osób spytało się, czy wszystko w porządku z moją ręką, co było totalnie bez sensu, bo przecież gdyby było w porządku to bym nie nosił tego temblaka. Ale uśmiechałem się miło i dziękowałem im za troskę. Pomimo perspektywy spotkania z Chandu, odczuwałem jakiś nieznany niepokój. Co chwila spoglądałem na telefon, jakby moja świadomość oczekiwała na wiadomość. Wydaje mi się, że brak tej wiadomości był najlepszym komunikatem. Starałem się skupić jak najmocniej na odbywających się dziś lekcjach, co w pewnym stopniu ograniczało moje myślenie o chłopaku. I jednym, i drugim. Pff, jakbym już nie miał co robić, tylko domyślać się co między nimi zaszło. Przestałem o tym myśleć, a koniec lekcji nadszedł szybciej niż się tego spodziewałem. Wziąłem kilka przeciwbólowych tabletek i poszedłem w stronę kawiarni. Kiedy zobaczyłem, że zbliżam się do tego budynku, przypomniałem sobie, że Yongnam też tam prawdopodobnie będzie. Przecież od wczoraj tam pracuje. Wziąłem głębszy oddech przed samym wejściem  i jedną ręką pchnąłem nie za lekkie drzwi. Przy stolikach jak zwykle siedziało sporo osób, ale za ladą nikogo nie było. Podszedłem bliżej i usłyszałem jakieś szmery na zapleczu. Znałem dokładnie wszystkie pomieszczenia w tym budynku, więc bez skrupułów minąłem ladę i uchyliłem drzwi prowadzące na zaplecze, wkładając tam głowę. Yongnam miał na sobie firmową koszulkę, stał twarzą w moją stronę i chyba mnie zauważył, ale nie dał tego po sobie poznać. Naprzeciw niego stał Chandu, plecami do mnie, i najwyraźniej był wzburzony.
- …Junhong to rozpieszczony dzieciak, bezczelny i nigdy nie będę mógł go pokochać….
Wybiegłem. Ręka cholernie mnie bolała, ale szybko zdjąłem temblak utrudniający mi bieg. Ten tydzień nie mógł się gorzej zacząć. Zatrzymałem się kilka alejek dalej i otarłem płynące po policzkach słone łzy. Szlochałem tak kilka chwil, aż zorientowałem się, że ktoś za mną pobiegł.

Chandu's eyes:

Ehhh, rano pracowało mi się dobrze, dopóki nie przyszedł ten debil. Miałem z ojcem wczoraj poważną rozmowę na jego temat, jednak natychmiast potrzebujemy kogoś do pomocy w kawiarni, a Han jak na razie jako jedyny się zgłosił. Nie mam wyboru, muszę go tolerować. Swoją drogą, ciekawe   czemu się spóźnił. Mam nadzieję, że nie rozmawiał z Hongim. Jak zwykle pewnie wkroczył do kawiarni, a tata zajął się objaśnianiem mu jego obowiązków. Przez cały dzień starałem się go unikać i odzywać się do niego tylko w ostateczności. Jego zadowolony z mojej męczarni uśmiech jeszcze bardziej mnie irytował.
- Zamówienie numer 7.
Podałem mu karteczkę z zamówieniem i jak najszybciej zniknąłem mu z pola widzenia.
- Możesz tu na chwilę podejść?
Spytał tak uprzejmym głosem, że miałem ochotę włożyć jego głowę do kibla. Niechętnie wszedłem na zaplecze i stanąłem naprzeciw Yongnama.
- Z czym masz problem?
- Jak to się stało, że teraz jesteś z Junhongiem?
- Pytałem, z czym masz problem?
Czułem, że robię się czerwony na twarzy, a on tylko się cieszył.
- No właśnie z tym mam problem. Nie wiem jak to się stało, że nagle z nim jesteś. Pamiętasz, co kiedyś mi o nim opowiadałeś?
- Słuchaj, pewne rzeczy się zmieniły. Kocham Junhonga. Racja, kiedyś mówiłem, że Junhong to rozpieszczony dzieciak, bezczelny i nigdy nie będę mógł go pokochać, ale to było zanim go poznałem. Zmieniłem się. Teraz jest dla mnie najważniejszy na świecie i daj mu spokój.
Yongnam zaczął się wyraźnie śmiać pod nosem. Nie patrzył teraz na mnie, tylko gdzieś w tył. Podbiegłem do drzwi i zobaczyłem oddalającego się Junhonga. Cholera.  
- Pozwól, że się tym zajmę.

Z uśmiechem na ustach Han wypchnął mnie z drzwi i pobiegł za moim ukochanym. 




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za czytanie ~ 
Hwaiting ~

wtorek, 25 marca 2014

Fluttering Whisper / rodział II /

Taak, drugi rozdział....to jakaś maskara >.< przepraszam Was, ale sam się nudziłem jak to pisałem. NIe lubię zostawiać spraw niedokończonych, więc doprowadzę to opowiadanie jak najszybciej do końca. Przynajmniej sie postaram.
Cóż, ponoć wszystko się kiedyś zmienia. Wydaje mi się, że ja wciąż jestem taki sam, że stoję w miejscu. Chociaż lepiej stać w miejscu niz sie cofać, prawda?
Dziękuje Wam za wszystko. Take care.
Miłego czytania ~



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Co Ty tu w ogóle robisz?!
Ciemnowłosy gość uśmiechnął się wesoło i podbiegł do Chandu. Chciał się przywitać, ale trzymający mnie za ramię chłopak gwałtownie zrobił krok w tył, ciągnąc mnie za sobą.
- Ał! Nie zapominaj, że wszystko mnie boli!
Musiałem dopomnieć się o trochę uwagi ze strony własnego chłopaka, który wpatrzony był teraz w obcego. Swoją drogą, ten chłopak, na którego widok Chandu tak się wściekł, wyglądał bardzo sympatycznie. Ładnie ułożona, czarna grzywka. Czarne rurki, czarny podkoszulek z dekoltem w serek, czarna kurtka. Aj, dużo czarnego. Jednak całość prezentowała się dość dobrze, przez co chłopak naprawdę mi się spodobał.
- Przepraszam Hongie, zapomniałem.
Chandu przytrzymał mnie delikatniej, a później znów spojrzał na tego kolesia.
- Wynoś się stąd. Nie chcę z Tobą gadać.
- Wyluzuj stary, nie przyszedłem tu do Ciebie.
Gość był zdecydowanie zbyt pewny siebie, ale jakoś pasowało to do jego wyglądu. Przyglądałem mu się dokładnie, a on z uśmieszkiem puścił do mnie oczko. Co on sobie wyobraża?
- Nawet nie wiedziałem, że Cię tu spotkam. Choć to miła niespodzianka, zważając na to, jak śliczny jest Twój kolega.
Boże, co to za typ.  Sam podparłem się o krzesło, a Chandu zrobił kilka kroków w kierunku tego gbura, żeby wyjaśnić mu czyim jestem chłopakiem.  Chwycił przybysza za koszulkę i przyciągnął bliżej siebie.
- Posłuchaj. Junhong jest mój, trzymaj się od niego z daleka.
- Piękne imię, pasuje Ci.
Koleś nie patrzył na trzymającego go Chandu , ponieważ za bardzo skupiał się na wysyłaniu mi bezczelnych uśmieszków. Mój chłopak potrząsnął mocnej ciemnowłosym.
- Jeszcze jedno słowo i…
- Co tu się dzieje?
Z zaplecza właśnie wyszedł tata Chandu, pan Park.
- Dzień dobry.
Ukłoniłem się grzecznie, wciąż trzymając się za bolącą nerkę.
- Nic, tato.
Chandu puścił koszulkę chłopaka i stanął zaraz obok mnie.
- Tato? To Twój ojciec?
Ten fakt wyraźnie rozbawił naszego gościa. Zaśmiał się głośno, jakby ta sytuacja potrzebowała ironicznego śmiechu w tle.
- Pan do mnie?
Tata Chandu potrafi byś surowy, ale ogólnie jest w porządku. Akceptował nasz związek i to było najważniejsze.  Irytujący chłopak opanował śmiech i odezwał się dziwnie normalnym głosem.
- Tak. Nazywam się Han Yongnam, przyszedłem w sprawie pracy.
- W takim razie proszę za mną.
Pan Park odwrócił się i ruszył w stronę swojego gabinetu.
- Tato! Nie możesz go tu zatrudnić!
Chandu krzyknął trochę rozpaczliwie, raniąc moje uszy.
- Ja decyduje o tym, kto tu pracuje.
Tak, zdecydowanie potrafi być surowy. Powiedział to bez obrotu w naszą stronę, a Yongnam poszedł za nim.
- Mam nadzieję, że będziemy się częściej widywać, słoneczko.
Kolejny uśmiech skierowany do mnie.  Zanim Chandu zdążył coś odpowiedzieć, jego ojciec i Yongnam zniknęli za drzwiami gabinetu.  Chłopak był wyraźnie rozgoryczony, zaciskał pięści.
- O co chodzi z tym Yongnamem?
- Nie wymawiaj jego imienia!
Chandu krzyknął na mnie wściekle. Potarł mocno skronie i oczy, starając się uspokoić.
- Przepraszam. Mieliśmy iść na górę, chodź.
Objął mnie ramieniem, ale czułem, że wciąż jest  zdenerwowany. Schodami obok gabinetu jego ojca weszliśmy do części mieszkalnej.
- Nigdy o nim nie wspominałeś. Kto to?
Chciałem się dowiedzieć, czemu widok tego Yongnama tak zdenerwował Chandu. Trzeba przyznać, koleś był skończonym idiotą, ale wydaje mi się, że nie tylko dlatego tak się nie lubili. 
- Nikt. Zapomnij. Miejmy nadzieję, że nie dostanie tu pracy i nie będziemy musieli go więcej oglądać.
Przestałem naciskać, nie chcąc denerwować chłopaka jeszcze bardziej. Musi mieć jakiś powód, skoro nie chce powiedzieć. Trudno, nie muszę wiedzieć wszystkiego.
- Usiądź u mnie, zaraz się umyjesz i pojedziemy do lekarza.
Chandu wydawał się wyraźnie spokojniejszy. Uśmiechnął się do mnie i poszedł do kuchni, pewnie zrobić herbaty. Sam wszedłem do pokoju, gdzie było posprzątane jak zawsze. Chciałbym tez tak mieć. Niestety jestem zbyt leniwy, żeby na bieżąco utrzymywać porządek. Ostrożnie usiadłem na łóżku, odchylając głowę do tyłu i opierając ją o niebieską ścianę. Ciemnogranatowe ściany ładnie współgrały z białymi meblami i dodatkami. Ten pokój po prostu nie mógłby być zaśmiecony. Zawsze panuje tu harmonia. Dlatego lubiłem tu spać. W nocy świecący księżyc wdzierał się przez okno dachowe, zostawiając na ciemnych ścianach jasne poświaty. A do tego Chandu leżący obok. Uśmiechnąłem się, na chwilę zapominając o bolącym ciele.
- Napij się.
Chandu wszedł do pokoju, podał mi kubek z herbata i usiadł obok mnie. Chwyciłem za gorący kubek, prostując się, żeby nie wylać. Chandu wziął jedną z wilgotnych chusteczek leżących na biurku i potarł  moje czoło, odgarniając mi grzywkę.
- Bardzo Cię boli?
Zmrużyłem oczy, odkładając kubek na stolik stojący przy łóżku. Chłopak przysunął się bliżej i objął mnie znowu, tym razem czulej. Ochłonął już po tej akcji na dole. Wytarł mi dokładnie twarz, kilka razy specjalnie zahaczając o mój nos. Wziął kolejną chusteczkę i mocno potarł mi nią usta, aż poczułem gorzki smak środka odkażającego.
- Fuuu, przestań!
Obaj zaczęliśmy się śmiać, a ja starałem się delikatnie odepchnąć rękę chłopaka od moich warg.
- Ej, nie możesz być taki brudny.
Chandu rzucił chusteczkę gdzieś na biurko i popatrzył mi prosto w oczy. Przysunął swoją twarz bliżej mojej i delikatnie polizał językiem moje wargi. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, a Chandu tylko zaśmiał się pod nosem, czując smak odkażacza. Położył rękę na moim udzie i znów polizał moje usta, tym razem od razu przykładając do nich swoje. Nachylił się w moim kierunku, a moje obolałe ciało znów o sobie przypomniało.
- Au..
Jęknąłem, gryząc przez przypadek Chandu w dolną wargę. Odsunął się i otarł kropelkę krwi ze swoich ust.
- Przepraszam.
Poczułem się zażenowany, więc odwróciłem wzrok.
- Nic się przecież nie stało. Zapomniałem, że mieliśmy jechać do lekarza. Wstawaj.
Poczochrał mi wcześniej ułożoną grzywkę i poszedł do kuchni po kluczyki do samochodu.
- Wiesz, właściwie nie musimy jechać. Już mi lepiej, poleżę chwilkę i wszystko mi  przejdzie.
Nie chciało mi się ruszać, wolałbym zostać na mięciutkim łóżku i całować się z chłopakiem. Uśmiechnąłem się przekonywująco, ale to chyba już nie działało na Chandu.
- Nie dyskutuj.
Brązowowłosy wystawił mi język i pomógł zejść po schodach na dół.  W kawiarni wciąż było pełno ludzi, ale na szczęście nie spotkaliśmy tego Yongnama. Nie było go. Wsiedliśmy do stojącego przed budynkiem samochodu, zajmując przednie siedzenia. Grzecznie zapiąłem pasy, a Chandu włożył kluczyk do stacyjki i poprawił lusterka. Prawo jazdy zrobił całkiem niedawno, ale był dobrym kierowcą. Za kółkiem czuł się pewnie, co dało się odczuć, gdy prowadził. Ruszyliśmy w stronę szpitala, oddalonego o jakieś 15 km.
- Chandu? Nie denerwuj się tak więcej, proszę.
Zacząłem, nie wspominając już o ciemnowłosym ignorancie.
- Przepraszam. Po prostu ta sytuacja mnie zaskoczyła. Nie będę już taki, obiecuje.
Chandu popatrzył na mnie i uśmiechnął się powoli. Nie lubiłem, kiedy robił się zły. Trochę mnie wtedy przerażał. Kiedy był zdenerwowany, potrafił krzyczeć bardzo głośno, czego mogłem doświadczyć podczas wielu naszych kłótni. Po kilku minutach dojechaliśmy do miejskiego szpitala, gdzie ktoś miał sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku. Chandu zaparkował i położył rękę na oparciu mojego fotela.
- Junhong, naprawdę Cię kocham. Wracaj szybko, poczekam tutaj.
Nachyliłem się w jego stronę, a chłopak pocałował mnie w czoło. Wysiadłem z samochodu już prawie nie odczuwając bólu. Chyba nie zrobili mi aż takiej krzywdy jak się wydawało. Wszedłem na izbę przyjęć, gdzie pełno było biegających funkcjonariuszy. Jakaś sympatyczna pielęgniarka założyła mi na lewą rękę temblak i kazała poczekać kilka minut na przyjęcie. Oczywiście nie obyło się bez pogadanki o mojej nieodpowiedzialności.
- Powinien pan od razu tu przyjechać. Jeśli ma pan jakiś poważny uraz, może być naprawdę nieciekawie.
Z surową miną kobieta poszła w stronę gabinetu lekarskiego. Czekając na swoją kolej, siedziałem na niewygodnym krześle i myślałem o Yongnamie. Moja niezaspokojona ciekawość była wręcz męcząca. Nie dawała mi spokoju. Nie chciałem znów o tym mówić, bo Chandu by się wkurzył. Sam mógłbym spytać tego Yongnama, ale jest skończonym idiotą i rozmowa z nim to nie najlepszy pomysł.
- Następny.
Usłyszałem zza rogu i poszedłem w stronę gabinetu.

***

Wyszedłem ze szpitala i skręciłem lekko w prawo, gdzie stał nasz samochód. Chandu opierał się o maskę pojazdu, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Świeciło słońce, więc lekko mrużył oczy, ale to nie odejmowało mu uroku. Piękny jak zawsze. Podszedłem bliżej samochodu, trzymając jedną rękę we wcześniej założonym temblaku.
- Co masz z ręką?
Głos mu trochę zadrżał, ale chciał dać po sobie poznać zdenerwowania.
- Nic poważnego, ale muszę ją trzymać nieruchomo przez kilka dni. Po drodze do domu możemy jeszcze wstąpić do apteki? Muszę kupić kilka tabletek.
Chandu otworzył mi drzwi do samochodu z uśmiechem.
- Pewnie, żaden problem.
Pojechaliśmy prosto do apteki, gdzie wykupiłem przepisane przez lekarza leki przeciwbólowe. Przez następne kilka dni mogę odczuwać ból przy poruszaniu się, więc raczej leki się przydadzą. Kiedy dojechaliśmy do mojego domu, było już późno. Wydarzenia dzisiejszego dnia sprawiły, że szybko stał się przeszłością. Tyle się działo, ale nie było źle. Oprócz tego, że mnie pobili, a Chandu wkurzył się za sprawą jakiegoś podejrzanego typa. Mój chłopak zatrzymał samochód tuż pod moją bramka i chyba czekał, aż coś powiem.
- Chodź ze mną do środka.
- Właśnie miałem zamiar Cię odprowadzić.
Wyszliśmy z samochodu, a Chandu cały czas mnie obejmował i pomagał mi iść. A przecież nogi mam zdrowe, to ręka mnie boli. To i tak miło z jego strony. Moich rodziców nie było w domu, więc na szczęście nie musiałem im tłumaczyć całej sytuacji. Przynajmniej na razie. Chandu zrobił herbatę, a ja rozłożyłem na kuchennym stole tabletki i od razu podpisałem, które mogę ile razy zażywać. Wolałbym się nie pomylić.
- Gdzie Twoi rodzice?
- Nie wiem, chyba jeszcze nie wrócili z pracy.
Nie byli pracoholikami, ale musieli dużo czasu poświęcać prowadzonej przez nich firmie.
- Słuchaj, co im powiesz jak Cię zobaczą?
Chandu postawił przede mną kubek z parującym naparem z liści i, siadając naprzeciwko, spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Prawdę. Że mnie pobili.
- Serio, Hongie? Przecież będą chcieli wiedzieć, kto to zrobił, pójdą z tym do szkoły, na policję…
To brzmiało nawet logicznie. Może lepiej nie robić z tego takiej afery? W końcu to było tylko jakieś głupie nieporozumienie.
- To może nie zauważą.
- Z pewnością. Masz pełno siniaków, podbite oko, usztywnioną rękę i musisz brać leki przeciwbólowe.
Czy on zawsze musi być taki cyniczny?
- Siniaki to nie problem. Z cudami kosmetycznymi mamy raz-dwa się ich pozbędę. Gorzej będzie z ręką, ale może też się uda. Po prostu nie będę nosił temblaka przy nich, tylko poza domem. Albo w swoim pokoju, wiesz, że rzadko tam wchodzą.
Wziąłem łyk herbaty, a Chandu popatrzył na mnie jakby z politowaniem.
- Zobaczysz, uda się.
Wystawiłem mu język i wstałem od stołu, wkładając kubek do zmywarki.
- To idziemy na górę? Zostawiłem rano bałagan, ale szybko to ogarnę i…
- Właściwie to powonieniem się już zbierać, późno jest. 
Chandu wstał i podszedł bliżej, żeby się pożegnać.
- Oj nie, zostań jeszcze, nie masz nic lepszego do roboty. A ja jestem poobijany i potrzebuje kogoś, kto się mną zajmie.
Zrobiłem minę słodkiego szczeniacza i liczyłem, że Chandu zgodzi się zostać jeszcze chwilkę.
- Ehh, no dobra. Ale nie zostaje na noc.
Stanowczo musiał zaznaczyć, że będę musiał spać dziś sam. Cały Chandu.
- To może mi coś zagrasz?
Wesołym krokiem przeszedłem do salonu, gdzie w rogu stało elektryczne pianino. Usiadłem na kanapie, ostrożnie układając sobie rękę na poduszce. Uwielbiałem słuchać go jak grał. Lata szkoły muzycznej naprawdę się opłacały. Chandu podszedł do instrumentu, podniósł klapę i delikatnie wydobył z pianina pierwsze dźwięki. Całymi godzinami mógłbym tak siedzieć, rozkoszując się każdym granym prze niego utworem. Nie wyglądał na takiego artystę, ale kiedy grał, zmieniał się zupełnie. Jego dłonie tak lekko dotykały klawiszy, jakby chciał je tylko musnąć. Położyłem głowę na oparciu kanapy. Każda nuta otulała moje już mniej bolące ciało. Chandu i jego muzyka to dla mnie najlepsze ukojenie. Wszystkie dźwięki wydobywające się z instrumentu przenosiły do mnie cząstkę chłopaka, który zajmował pierwsze miejsce w moim sercu. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Niestety Chandu nieoczekiwanie przerwał grę, chwytając się za kieszeń w której wibrował telefon. Musiałem odłożyć dalsze rozkoszowanie się grą Chandu na później, ponieważ chłopak odebrał telefon i szybko tego pożałował.
- Słuchaj, chciałem Ci tylko przekazać, że naprawdę się cieszę. Twój tata bez problemu mnie przyjął, więc będziemy się częściej widywać. Cała nasza trójka. Choć oczywiście Ty będziesz zbędny, haha.






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzięki za czytanie. 
Hwaiting ~  

piątek, 14 lutego 2014

Walentynkowy Taoris ^^

O matko, dwa posty w jednym miesiącu o.o co sie ze mną dzieje xD
Z okazji Walentynek życzę Wam wszystkiego najlepszego, dużo tej prawdziwej miłości i gorących kochanków ^^
Sam średnio gram w kosza, więc Tao... no xD
Miłego czytania :) Take care ~



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Dwa kroki, wybicie i rzut. Aś, czemu pomimo tylu prób nie idzie mi to tak dobrze jak innym? Już od kilku godzin trenowaliśmy koszykówkę, a ja wciąż psułem każdą podaną do mnie piłkę. Pozostała jedenastka naprawdę starała się mnie wspierać, ale bądźmy szczerzy, koszykówka to nie mój sport. Na moje nieszczęście, jestem uparty. Postanowiłem sobie, że nauczę się grać. Albo przynajmniej, że nie będę za każdym razem gubił piłki. Ustawiłem się do rzutu, jednak nie dorzuciłem nawet do obręczy.
- Tao, czekaj, pomogę Ci.
Sehun podbiegł do mnie i zaoferował swoją pomoc, widząc jak się mecze. Stanął tuż za mną i dotknął swoją klatką piersiową moich pleców. Wydaje mi się, że wywołało to na jego twarzy uśmiech. Uniosłem piłkę do góry, a Sehun położył swoje dłonie na moich.
- Musisz trzymać ją pewniej, nie bój się.
Młodszy silniej zacisnął palce wokół moich. Nie wiem, co próbował tym osiągnąć.
- Może lepiej ja mu to pokaże.
Ktoś wysoki wyrwał mi piłkę z ręki, a Sehun momentalnie się ode mnie odkleił. Kris machnął na znak, że może już sobie iść, a najmłodszy odszedł niepocieszony. Teraz Kris stanął za mną, dopasowując się idealnie do mojego ciała. Uśmiechnąłem się. Nic nie może się równać z dotykiem mojego gege. Jego ramiona otulały mnie rozkosznie, przez co kompletnie zapomniałem, że jesteśmy na treningu.
- Tęskniłem za tym. 
Wyszeptałem, a Wu Fan oparł brodę na moim ramieniu i dmuchnął mi delikatnie ciepłym powietrzem w szyje.
- Ja też, nadrobimy wszystko w dormie.
Obaj się uśmiechnęliśmy, a Kris uroczo złożył pocałunek na moim uchu. Razem trzymając ręce na piłce, udało nam się nawet trafić do kosza. Wiedziałem. Kiedy jestem z moim Krisem, wszystko jest możliwe. Kris odwrócił mnie do siebie.
- Potrenuj jeszcze.
Przybiliśmy sobie piątki, a Kris z uśmiechem poszedł w stronę szatni.
- Tao, zbieramy się, idziesz?
Luhan krzyknął do mnie. Zza jego pleców wychylał się Sehun i podejrzanie na mnie patrzył.
- Poćwiczę jeszcze, idźcie, zaraz do was dołączę. 
Pozostali członkowie wyszli z hali, zostawiając mnie samego. Uparłem się już, że nauczę się grać, więc tak zrobię. Przebiegłem kilka metrów kozłując i zatrzymałem się do rzutu. Pudło. Kurwa. Spróbowałem jeszcze raz.  I jeszcze raz.  Nie znoszę tego uczucia, kiedy bardzo chce coś zrobić, a mi nie wychodzi.
- Dobra, ostatni raz.
Wziąłem rozbieg i niezdarnie rzuciłem piłkę przed siebie. Przynajmniej dotknęła obręczy. Zły na siebie, zostawiłem piłkę na podłodze i poszedłem do szatni. Na ławce położyłem dopiero co zdjęty podkoszulek, z torby wyciągnąłem ręcznik i żel pod prysznic. Eh, chce zmyć z siebie złość. Głupia koszykówka. W pomieszczeniu obok znajdowało się kilkanaście pryszniców, oddzielonych od siebie cienką dyktą. Kilka z nich było zajęte, więc znalazłem jeden, który wydawał się pusty i otworzyłem drzwi.
- Boże, przepraszam, nie chc...
Czy ja muszę mieć takie szczęście? Kabina do której chciałem wejść oczywiście była zajęta.
- Czekaj, zostań.
Znajomy mi głos zatrzymał mnie w bezruchu. Już miałem zamknąć te drzwi, ale wróciłem się na polecenie mężczyzny i dopiero teraz mu się przyjrzałem. Kris stał nagi pod słuchawką prysznica, a spływająca po nim woda sprawiała, że jego ciało nabierało połysku.
- Co Ty tu jeszcze robisz?
Poczułem się pewniej i wszedłem do kabiny, zamykając ją od środka.
- Czekałem na Ciebie. Nie szło Ci najlepiej, chcę Ci choć trochę poprawić humor.
Kris zrobił krok w moją stronę i położył dłoń na moim nagim ramieniu. Wilgotne włosy delikatnie opadały mu na oczy, ale wciąż mogłem dostrzec w nich ten blask.  
- Kris, jestem zmęczony, spocony i zły. Mieliśmy nadrobić to dormie, pamiętasz?
Spojrzałem jeszcze raz na ciało chłopaka. Eh, czemu musi być taki idealny? Jego mięśnie, skóra, wszystko. Jestem zmęczony, nie mam teraz ochoty na zabawę. Chciałem to sobie wmówić. Oblewająca jego ciało woda wcale mi nie pomagała. Każda kropelka wydawała się być malutkim diamencikiem zdobiącym jego roznegliżowane ciało. Chrzanić zmęczenie. Nie można oprzeć się komuś tak perfekcyjnemu.
- To jak będzie?
Kris znalazł się jeszcze bliżej, przesuwając rękę z mojego ramienia na szyję.
- Chodź do mnie, mały.
Obaj się uśmiechnęliśmy i zatopiliśmy się w namiętnym pocałunku. Kris nie postępował ze mną delikatnie, ale przecież nie robiliśmy tego pierwszy raz. Przycisnął mnie mocno do siebie, żeby sięgnąć głębiej mojego gardła. Jęczałem z przyjemności, a Kris spuścił ręce i zaczął ściągać moje spodenki.
Zanim sam by to zrobił minęłaby wieczność, więc pomogłem, samemu ściągając dolne części garderoby. Byłem już wystarczając podniecony, Kris też. Gładziłem rękami po jego plecach, delikatnie go drapiąc, uwielbia to.
- Teraz przynajmniej nie musisz brać prysznica sam.
Kris wyszeptał, a ja przewróciłem oczami słysząc tą głupią uwagę. Pocałowałem go kilka razy w szyję, a moje usta zostawiły za sobą pulsujące ślady. Ciepła woda dopieszczał nasze i tak już rozgrzane ciała, co czyniło tą chwilę jeszcze przyjemniejszą. Zupełnie ignorowaliśmy fakt, że nie byliśmy tam sami. Co nas to obchodzi. Mi by nie przeszkadzały jęki z kabiny obok. Starszy wziął do ręki mojego penisa i zaczął powoli go stymulować. Ociągałem się chwilę ze zrobieniem tego samego, ale rosnąca męskość Wu Fana wyraźnie się o to dopominała. Kilka razy przejechałem palcami po jego udach, aż w końcu moja ręka sięgnęła tam, gdzie powinna. Po kilku chwilach igraszek Kris odwrócił mnie tyłem do siebie i przyparł mnie do ściany. Zimne płytki, których dotknąłem, tworzyły kontrast z nagrzanym ciałem chłopaka stojącego tuż za mną. Bez zbędnych zabaw Kris wszedł w mnie głęboko, a wydałem z siebie donośny dźwięk zadowolenia. Zapewne wzbudziłem tym ciekawość osób myjących się w kabinach obok. Można by pomyśleć, że to sex jak każdy. Jednak kiedy robiliśmy to z Wu Fanem, każda noc była inna i wyjątkowa. To nie był tylko sex. Nie da się opisać tego, co wtedy czuliśmy. To takie…magiczne. Kris wypełniał mnie dostatecznie, pocierając mocno o zaciskające się na nim mięśnie. Wciąż dotykał mojego penisa, więc w miarę szybko doszedłem w jego dłonie. Tempo naszych ruchów przyspieszało z każdą minutą. Kris doświadczył orgazmu zaraz po mnie, opierając się mocnej o ścianę. Dyszeliśmy ciężko, a unosząca się wszędzie para utrudniała oddychanie.
- Co, jeszcze raz?
Kris wysapał łapiąc oddech, a ja kiwnąłem głową, uśmiechając się pod nosem.

- T-tak. W końcu są Walentynki.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziekuję za czytanie. 
Kocham Was. 
Hwaiting ~