czwartek, 11 czerwca 2015

Fluttering Whisper / rozdział VI /

Teraz to nawet wstyd mi się usprawiedliwiać. Po prostu przepraszam, że tyle to trwało.
Wszystkie matury już za mną, mam nadzieję, że uda mi się wrócić do pisania.
W sumie to dziś mijają dwa lata od założenia bloga. Dziękuję Wam za wszystko. Kocham Was.
Wielkie przeprosiny dla Yuno, za to, że jestem takim dupkiem.
Miłego czytania.
Hwaiting~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- Powiem wprost. Słyszałem, że zostałeś pobity za szkołą.
Spojrzał znacząco na mój temblak, a ręka sama mi drgnęła.
- Zdaje mi się, że znasz szkolny regulamin. Każda bójka musi być zgłaszana, inaczej ofiara zyskuje status współsprawcy.
Od 7 minut twarz dyrektora nie zmieniła wyrazu. Ten mężczyzna był przerażający.
- Więc słucham, co masz mi do powiedzenia?
Na dużym drewnianym biurku ułożył splecione dłonie i patrzył na mnie, czekając na odpowiedź.  Krzesło robiło się coraz mniej wygodne. Przez wpół zasłonięte żaluzje gdzieniegdzie wpadały smugi światła, oświetlające zdobyte przez  szkołę puchary i przycisk do papieru w kształcie lecącego orła.
Odchrząknąłem i odezwałem się powolnie.
- Nie było żadnej bójki.
- Żartujesz sobie ze mnie?
Mężczyzna wstał, wyszedł zza biurka i wskazał palcem na temblak.
- Potknąłem się.
Odpowiedziałem, nie patrząc mu w oczy. Nie miałem pojęcia do czego zmierza nasza rozmowa.
- Mhm, rozumiem. W takim razie wytłumacz mi nagranie ze szkolnego monitoringu, na którym widać jak walczysz z dwoma chłopakami.
Musiałem odwrócić twarz, by nie widział wypieków powstałych od jego palącego wzroku. Chodził wokół zajmowanego przeze mnie krzesła, a ja czułem się jak na policyjnym przesłuchaniu.
- Z kim się biłeś?
- Nie wiem.
Oparł się o biurko i potarł dość mocno oczy. Nachylił się w moim kierunku, a ja wciskałem się w krzesło tak mocno, że jeszcze chwila i zostałbym w nim na zawsze.
- Posłuchaj, Junhong. To nie są żarty.
- Ja nie wiem kto to był.
Wlepiłem wzrok podłogę. Dyrektor opadł ciężko na własny fotel i westchnął.
- Wracaj na lekcję.
Wstałem jak poparzony i wręcz rzuciłem się do drzwi, chcąc jak najszybciej opuścić gabinet.
- Będę Cię miał na oku.
Ostatnie zdanie usłyszałem będąc już w progu. W drodze do klasy zatrzymałem się kilka razy przy ścianie i starałem się uspokoić swoje drżące ciało.

***

Siedziałem na ledwo zamykającej się walizce. Ciepła łza spływała mi po piekącym policzku. Dosunąłem mocno zamek do końca i wstałem , zerkając na pokój. W tym momencie uchyliły się drzwi i ujrzałem głowę matki. Spojrzałem na nią bez emocji i zacząłem zgarniać pozostałe rzeczy do spakowania. 
- Junhong...
Głos jej drżał.
- Tata na pewno nie chciał Cię uderzyć...
Stanąłem bez ruchu. Nienawidzę go. 
- Zaraz wychodzę.
- Hongie…
Wyszedłem z pokoju i ciągnąłem za sobą walizkę po schodach, robiąc mnóstwo hałasu. Teraz wolałbym być w każdym innym miejscu, nawet u Chandu, byle nie w tym domu. Ojciec siedział w kuchni, kiedy mnie zauważył zerwał się na równe nogi, ale ominąłem go bez słowa. Ubranie się nie zabrało mi dużo czasu, a kiedy wyszedłem, on znów usiadł. Nawet nie miał odwagi przeprosić. Co z niego za ojciec. A matka jak zwykle nie miała na niego żadnego wpływu. Gdyby chociaż spróbowała go zatrzymać…Chłodny wiatr sprawiał, że mokre policzki dawały o sobie znać jeszcze mocniej. Szedłem wzdłuż ulicy, która była dość pusta jak na piątkowe popołudnie. Walizka tłukła się głośniej niż zwykle, wydaje mi się, że była także cięższa, choć nie spakowałem więcej niż kilka podkoszulków i kosmetyczkę.  Zacząłem się zastanawiać czy rzeczywiście chcę iść do Chandu. Stanę przed nim i co powiem? Cześć? Przygarnij mnie? A może: Wybaczam Ci wszystko, mogę tu zamieszkać? To śmieszne. Poza tym Chandu na pewno nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Zatrzymałem się na równi z błyszczącym budynkiem po drugiej stronie ulicy, gdzie mieszkał Park.  Nie mam dużego wyboru. Chyba zostałem zmuszony do schowania własnej dumy gdzieś głęboko. Przeszedłem na drugą stronę, wziąłem kilka głębszych oddechów i wszedłem do zapełnionej ludźmi kawiarni. Sympatyczny dzwoneczek oznajmiający otwarcie drzwi zwrócił uwagę stojącego za ladą Yongnama, który od razu się uśmiechnął.
- Junhong!
Pomachał do mnie energicznie, a jego wyraz twarzy zachęcił mnie do rozmowy. Dobrze w końcu widzieć kogoś tak uśmiechniętego.
-Hej, coś się stało? Już się bałem, że całkiem…ej, co Ci jest w policzek?
Radosny głos chłopka nagle zmienił się o 180 stopni. Zasłoniłem wyraźnie zaczerwienioną połowę twarz, która wciąż bardzo mnie piekła.
- A to..to nic.
Uśmiechnąłem się szybko, aby odwrócić uwagę chłopaka.
- No a co u Ciebie?
Powiedziałem, siadając bokiem przy barze, zdrowym policzkiem w stronę Hana. Brunet wrócił na miejsce pracy i zaczął zajmować się swoimi obowiązkami, nie spuszczając ze mnie oka.
- Tak sobie spacerujesz z walizką?
- Hm? Jaką..
A, wstałem z krzesła i przyciągnąłem do siebie pozostawioną wcześniej na środku kawiarni walizkę.
- Zapomniałem. Muszę zostać u Chandu przez kilka dni…
- Ugh?
Yongnam w sekundzie przestał zajmować się czymkolwiek. Jego okrągłe oczy patrzyły na mnie jakby chciały przeczytać coś wewnątrz mnie.
- Cz-cze..
-O, Junhong, dobrze, że tu jesteś, właśnie miałem po Ciebie jechać.
Pan Park zszedł po schodach i stanął obok mnie, chwytając za moją walizkę.
- Chodź, masz gotowy pokój.
Ukłoniłem się grzecznie i spojrzałem na zdezorientowanego Yongnama.
- To nie tak jak myślisz.
Uśmiechnąłem się i poszedłem za tatą Chandu po schodach, zostawiając na dole bruneta z otwartą buzią. Chłopak tak bardzo nie chce się ze mną widzieć, że aż wysłał tatę, żeby po mnie pojechał? No ładnie. A ja mam tu spędzić  tydzień. Podziękowałem za pomoc z bagażem i zostałem sam w pokoju gościnnym. Był urządzony przytulnie, bladozielone ściany dobrze współgrały z meblami zrobionymi z drewna  w ciepłym odcieniu. Puste półki same prosiły się o zapełnienie ich moimi rzeczami, jednak nie byłem w humorze do oglądania wszystkich swoich gratów i porządkowania ich w szafie. Siedziałem w pustym pokoju, aż coś wewnątrz mnie podpowiedziało, żebym poszedł sprawdzić czy Chandu nie wrócił już do swojego pokoju. Miałem ochotę go zobaczyć, a że po domu poruszałem się dość swobodnie, nie stanowiło to dla mnie problemu. Przeszedłem przez korytarz, czując się jak szpieg, a przecież nie robiłem nic złego. Kiedy uchyliłem drzwi do pokoju chłopaka, zastałem jedynie pozostawiony na biurku wibrujący telefon. Z przyzwyczajenia podszedłem bliżej. Na ekranie wyświetlał się numer i całkiem znane mi nazwisko: Han. W jednej chwili poczułem chęć odebrania telefonu i sprawdzenia, w jakim celu brunet siedzący piętro niżej może dzwonić do Chandu, jednak powstrzymałem się i pozwoliłem poczcie głosowej na przerwanie oczekiwanego połączenia. Usiadłem na łóżku Chandu i przez chwilę myślałem.  Kusiło mnie by sprawdzić, czy Chandu ma może jakieś wcześniejsze połączenia lub wiadomości od Yongnama. To mogłoby mnie oświecić, dlaczego miałem trzymać się od bruneta z daleka. W momencie kiedy próbowałem znaleźć usprawiedliwienie dla grzebania w telefonie Chandu, urządzenie ponownie zawibrowało, tym razem z powodu otrzymanej wiadomości. Nadawcą był również Han, a skoro trzymałem już ten telefon w dłoni, pokusa była zbyt duża.

‘Junhong będzie u Ciebie mieszkać? Jak Ty sobie z tym poradzisz? J

Może nie powinienem tego czytać. Ta wiadomość nie wiele mi rozjaśniła, wręcz przeciwnie. Jak Chandu ma sobie z tym radzić? W sensie, że co? Poirytowany porzuciłem plany dalszego sprawdzania jego telefonu i zamierzałem wrócić do przygotowanego dla mnie pokoju. Otworzyłem drzwi i na korytarzu zaraz przede mną stanął zaskoczony Chandu.
- Co robiłeś w moim pokoju?
Nie znoszę takich niewyjaśnionych sytuacji, ale przecież nie mogę się przyznać, że czytałem jego sms.
- Szukałem Cię, Twój tata zaprowadził mnie do…
- Coś Ci się stało w twarz?
Opuchlizna wciąż nie schodziła, a Chandu sprawiał wrażenie jakby kompletnie nie słuchał tego, co do niego mówię.
- Nie, to nic. Pójdę już.
Nie wiedziałem, co robić, więc uśmiechnąłem się lekko i miałem nadzieję, że uda mi się jakoś spokojnie odejść, żeby przemyśleć, co powiem mojemu chłopakowi.
- Poczekaj chwilkę. Czemu trzymasz w ręce mój telefon?
Przez moment głos Chandu zabrzmiał dziwnie. Mimowolnie spojrzałem na swoją rękę, w której rzeczywiście wciąż znajdował się telefon chłopaka. Brawo, Junhong, nawet tak prosta misja szpiegowska Cię przerasta – pomyślałem sobie.
- A, to. Telefon zaczął dzwonić, więc wziąłem go, żeby Ci zanieść.
- Przecież nie wiedziałeś, gdzie jestem.
Też prawda.
- Miałem przeczucie.
- Kobieca intuicja?
- Haha, zabawne.
Chandu uśmiechnął się raczej naturalnie, znaczy, że nie doszukiwał się w moim zachowaniu niczego złego.  Kamień spadł mi z serca. To chyba czas, żeby przeprowadzić szczerą rozmowę. Oddałem chłopakowi jego własność, a on tylko odwrócił wzrok i wszedł do swojego pokoju, chcąc zakończyć rozmowę.
-Chandu?
Spytałem zanim drzwi trzasnęły mi przed nosem.
- Możemy porozmawiać o Yongnamie? Nie chcę, żeby nasza relacja ucierpiała na jego pojawieniu się.
Park starał się udawać zaskoczonego, ale obaj spodziewaliśmy się tej rozmowy. W końcu mamy razem mieszkać przez tydzień.
- Nie ma o czym mówić. To po prostu nie jest towarzystwo dla Ciebie.
- Zawsze to powtarzasz.
- Zaufaj mi.
Pff, jeśli tak ma wyglądać ta rozmowa to ja nie mam na nią ochoty. W jednej chwili z dolnego piętra dobiegł do nas specyficzny dźwięk i jęk Yongnama. Spojrzeliśmy na siebie i obaj zbiegliśmy schodami do kawiarni, gdzie półprzytomny Han leżał na ladzie, rozlewając wokół świeżą krew. Sprzed budynku odjechał czarny samochód, który dziwnie kojarzył mi się z dniem, w którym też zostałem pobity.  








~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję, że jesteście. 
Hwaiting~ 

1 komentarz:

  1. AAAA nie wierze, ze wrociles! ;3 dlugo tu nie zagladlam az dzisiaj sie zdecydowalam i taka super niespodzianka ^^^ super ze to juz dwa lata tak trzymaj :))

    OdpowiedzUsuń