środa, 11 czerwca 2014

Niespodziewajka z okazji rocznicy (?)

Aloha!
Kurcze, pierwszy wpis pojawił się tu rok temu. Szybko zleciało, ale napewno nie był to łatwy okres. Może nie popisałem się zachwycającym stylem i kunsztem pisarskim, ale cieszę się, że znalazły się osoby, które zainteresowały się 'tym czymś'. I do tych osób: *virtual hug*
Jeśli ze wszystkich osób odwiedzających bloga, jedna poczuła w sercu ciepło po przeczytaniu jakiegoś opowiadania, było warto go założyć. Właśnie ten blog bardzo mi pomógł i wciąż będzie pomagał.
Zauważyłem, że tempo dodawania postów nie jest, hmm, jest raczej umiarkowane. Ale jak to się mówi w języku Sherlocka Holmesa: 'better slow than no go'. :)
A teraz odnośnie tytułu bloga. Jest to tytuł piosenki, a teraz możecie przeczytać jej tekst.
Take care ~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Ty znów tutaj?  Zabawne. Tyle razy próbowałeś mnie uniknąć. Nigdy więcej nie spotkać. Ale zawsze tu powracasz. Kiedyś przestaniesz? Już mnie nie potrzebujesz.  Od początku mnie nie potrzebowałeś. Nie wiem czemu, ale wciąż trzymasz w głowie te wspomnienia. Tkwią w niej jak w piekle, w którym sam się więzisz. Potrzebne Ci to wszystko? Nie rań  siebie. Dzięki mnie wszystko w Twoim życiu stało się klęską. Nie potrzebujesz więcej  cierpienia.
Pewnie zauważyłeś, że nie ma już radosnego Ciebie. Nie mogę przypisać sobie całej zasługi, sam doskonale pozbawiłeś się szczęścia. Jak to się stało? Jak mogłeś być taki głupi? Jeden udany związek, naprawdę nie prosiłeś o wiele. Niestety minąłeś się z niewłaściwą osobą, o której nie mogłeś zapomnieć. Nie chciałeś zapomnieć. Spójrz, jakie to życie jest przewrotne. Prosiłeś o miłość, a kiedy ją dostałeś, wyrzuciłeś jak śmiecia, bo nie spełniała Twoich oczekiwań. Teraz każda, nieważne jaka, miłość jest dla Ciebie jak śmieć. Chyba przestałeś rozumieć jak to działa.
Ostatnio masz się czym pochwalić. Próbowałeś wielu rzeczy i doszedłeś do siebie szybciej niż sądziłeś. Nie widziałeś już nas i tego światła nad naszymi głowami. Nie płakałeś, jadłeś regularnie, pracowałeś nad sobą. Ale wciąż było coś, co Cię niepokoiło, prawda? Nasza obietnica. Nie mogłeś o niej zapomnieć. Często nachodził Cię ból, ale wciąż nie potrafiłeś się jej wyzbyć. Złożonej na wieczność obietnicy, o której nie zapomnisz już do samego końca.  Po tych wszystkich przeżyciach powinieneś nauczyć się, że nie ma obietnic, których nie można złamać.
                Możesz już beze mnie zasypiać. Lepiej Ci, prawda? Życie wraca do normalnego rytmu, ale Ty wciąż się boisz. Boisz się nawrotu bólu, który znów Ci o nas przypomni. Czuję ten strach. W powietrzu jest od niego aż gęsto. Momentami ciężko Ci się oddycha, ale przyzwyczaisz się. Tak już będzie na zawsze.
                Poddaje się.  Sam mnie tu ściągasz i nawet się nie odzywasz. Patrzysz na mnie, rozprawiającego o Twoich uczuciach i nawet się nie wtrącisz. Zawsze byłeś niewychowany, ale przynajmniej we własnym śnie mógłbyś udawać gentleman ‘a. Chyba już mnie tu nie chcesz. Obaj wiemy, że za pewien czas Twoja podświadomość powróci do mnie i tych zdarzeń. Dobrze Ci radziłem, żebyś od razu się ich pozbył. Ale to Twoje głupie sumienie nie pozwala Ci wypuścić mnie z objęć. Pomogę Ci, tak z żalu. Pozwolę Ci iść swoją ścieżką, ale tylko tym razem. Stanę spokojnie, a Ty wyjdź z tej części świadomości, w której gromadzisz raniące Cię wspomnienia. Nie odwrócę się za Tobą, nie mogę. Jeśli to zrobię, pomyślisz, że czuję się tak jak Ty. I wtedy nigdy o mnie nie zapomnisz. A Ty przecież nie chcesz pamiętać, pamiętasz?






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za wszystko, bardzo Was kocham. 
Hwaiting ~ 



wtorek, 10 czerwca 2014

Fluttering Whisper / rodział III /

Łohoho, trochę mi to zajęło. Przykro mi, że sam muszę czekać tyle na kolejny rozdział. No niestety, nie każdy ma talent do pisania :x

Koniec roku się zbliża, macie konkretne plany na wakacje? ^^
Ja już mam przygotowany stosik książek do przeczytania :3

Dobra, zapraszam do czytania c:
Take care ~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Wieczór mógłby skończyć się naprawdę miło. Po reakcji Chandu domyśliłem się, że znów chodzi o tego Yongnama. Chłopak wstał zdenerwowany i rzucił mi szybkie spojrzenie.
- Posłuchaj uważnie…
Powiedział do telefonu, zaciskając zęby. Jednak osoba po drugiej stronie słuchawki najwyraźniej nie chciała słuchać, bo prawdopodobnie się rozłączyła. Brunet patrzył na ściskany w ręce telefon z wyraźnym brakiem zadowolenia.
- Pójdę już, muszę porozmawiać z ojcem.
Zgodziłem się bez protestów, nie narażając się zdenerwowanemu chłopakowi. Odprowadziłem go do drzwi, a nasze pożegnanie wcale nie było czułe.
- Śpij dobrze, Chandu.
Nachyliłem twarz do pocałunku, ale niestety spotkałem się z rozczarowaniem. Chandu przeszedł przez próg i lekko się odwracając rzucił krótko:
- Do jutra.
Ugh. On jest wściekły, a ja na tym tracę. Miałem ochotę trzasnąć drzwiami, ale szybko ogarnąłem, że przecież jestem u siebie i trzask nie przyniósłby zamierzonego efektu. Trzymając jedną rękę blisko brzucha, zamknąłem drzwi i poszedłem prosto do swojego pokoju. Dawno nie widziałem takiego syfu. Kopnąłem gdzieś w kąt kable ciągnące się po podłodze. Skąd nagle tak ich się namnożyło? Brudne ciuchy rzuciłem na jedno krzesło, te w których da się jeszcze chodzić na drugie, zebrałem z biurka brudne kubki i położyłem je na schodach prowadzących do salonu. Mama weźmie je do kuchni jak wróci z pracy. Ułożyłem jeszcze kilka książek na półce i położyłem się na łóżku. Ten sufit wydawał się bardziej interesujący niż wszystko inne. Kiedy moja pozycja wydała się wystarczająco wygodna, spokój moich uszu zakłócił dzwoniący telefon. Super. Wyciągnąłem zdrową rękę w stronę biurka, jednak nie byłem w stanie go dosięgnąć. Z pomrukiem niezadowolenia wstałem i rozglądałem się nad miejscem mojej nauki. Uhh, no nie. Nie chce mi się iść po telefon aż na dół. Mógłbym go zignorować, ale dzwoniąca do mnie osoba chyba miała coś ważnego, bo sygnał bynajmniej nie słabł.  Z bardzo niezadowoloną miną zwlekałem się po schodach i chwyciłem wibrujący telefon. Jakiś nieznany numer.
- Jak tam, słoneczko, Chan  przekazał Ci dobre wieści? Mam nadzieję, że nie będziesz mnie unikał, wiążę z nami większe plany.
- Co?! To Ty?! Po co Ty w ogóle do mnie dzwonisz? I skąd masz mój numer?
Poirytowałem się, a w odpowiedzi dostałem tylko cichutki śmiech dzwoniącego.
- Z czego się śmiejesz, idioto? Daj mi spokój, nie chcę z Tobą rozmawiać, jestem z Chandu!
Zaakcentowałem dosadnie, żeby Yongnam zrozumiał, że nie mam ochoty z nim rozmawiać. Usłyszałem delikatny podmuch powietrza w słuchawce, co świadczyło o tym, że ktoś po drugiej stronie się uśmiechnął. Naprawdę się wkurzyłem. Co on sobie wyobraża, wydzwaniać tak do mnie, jak do..jak do…jak do jakiegoś swojego kolegi, tak.
- Jesteś uroczy kiedy tak się wkurzasz, przecież tylko rozmawiamy.
-Ale ja nie chcę z Tobą rozmawiać!
- W takim razie czemu się nie rozłączysz?
Odsunąłem na chwilę telefon od ucha i spojrzałem na czerwoną słuchawkę, kończącą rozmowę. Właśnie, dlaczego od razu się nie rozłączyłem?
- Nie chciałem być niegrzeczny, ale teraz widzę, że muszę!
Wyrzuciłem z siebie szybko i rzuciłem słuchawką. Patrzyłem na telefon i zastanowiłem się przez moment, czemu tak naprawdę się nie rozłączyłem. Przecież nie zależało mi na rozmowie z tym idiotą. Może po prostu byłem ciekawy co chce mi powiedzieć? Nie, to nie powinno mnie obchodzić. Może myślałem, że powie mi coś o Chandu? Nie, w tym momencie zupełnie nie myślałem o moim wkurzonym chłopaku. Jedyną rozsądną opcją jest ta, że byłem zbyt zszokowany faktem telefonu od tej osoby, więc po prostu nie pomyślałem. Tak, jakoś nie wpadło mi to głowy, żeby się rozłączyć, jestem zbyt uprzejmy. Schowałem telefon do kieszeni i znów wszedłem po schodach do własnej sypialni, gdzie czekało na mnie mięciutkie łóżko. Położyłem się w pozycji, z której mnie wyrwano i zamknąłem oczy, wyobrażając sobie coś przyjemnego, przyśpieszając tym samym zaśnięcie. W sekundzie siedziałem w kawiarni Park i popijałem pyszne americano. Naprzeciw mnie siedział chłopak, śmialiśmy się, rozmawialiśmy i raczej dobrze czuliśmy się w swoim  towarzystwie. On też pił kawę. W pewnym momencie chwycił mnie za dłoń i delikatnie ją gładził, a ja uśmiechałem się, patrząc mu w oczy. Zaraz. To były JEGO oczy. Czarne, błyszczące oczy Yongnama. Potrząsnąłem szybko głową i znów patrzyłem w biały sufit. Chyba jestem po prostu trochę zły na Chandu, to tyle. Pomyślałem, że lepiej będzie już sobie nic nie wyobrażać, odwróciłem się na drugi bok i po prostu zasnąłem.


***


                Wbrew pozorom, wtorki są jeszcze gorsze niż poniedziałki. Nienawidzę wtorków. Zwłaszcza wtedy, gdy mój szkolny budzik nie dzwoni i muszę zebrać  się do wyjścia w minutę. Zerwałem się z łóżka, zapominając o odniesionych wczoraj urazach. Ubrałem jeden rękaw koszuli, co było dużym błędem. Jęknąłem z bólu i mocno przycisnąłem do siebie ramię. Aishh, lepiej być nie mogło. Delikatnie skończyłem się ubierać, pamiętając o spakowaniu do szkoły temblaka. Nie wytrzymałbym całego dnia z tą ręką. Wepchnąłem go gdzieś pomiędzy książki i, niosąc torbę na innym niż zawsze ramieniu, zszedłem na dół. Chandu od wczoraj się nie odezwał, więc chyba na mnie nie czekał. Nie wiem. Ja na pewno do niego nie napisze pierwszy, przecież to na ojca był wściekły, nie na mnie, więc czemu ma do mnie nie pisać? Nie miałem czasu nawet zjeść śniadania, zabrałem tylko kilka tabletek i szybkim krokiem wyszedłem z domu, zmierzając w kierunku szkoły. Chandu nie czekał przy bramce. Pogrążony w myślach, doszedłem do szkoły jeszcze szybciej niż normalnie. Na szczęście nie spóźniłem się na pierwszą matematykę. Kiedy wszedłem na główny korytarz, ludzie popatrzyli na mnie szukając znów atrakcji, jednak tym razem ich rozczarowałem, ponieważ nie trzymałem żadnego chłopaka za rękę. Świry. Skoczyłem jeszcze do szafki, z zamiarem zostawienia paru książek, przecież nie będę ich tak dźwigał na ramieniu przez cały dzień. Z reguły rzeczy wylatują mi z rąk nawet jeśli obie są zdrowe, więc mógłbym się spodziewać upuszczenia jakiegoś podręcznika. Oparłem się o metalową szafkę i zacząłem wkładać do niej książki jedną ręką. Dzięki mojej ciapowatości, już po chwili jedna z nich leciała z pędem w stronę podłogi. Zamknąłem oczy i przygotowałem się na dudniący odgłos posadzki, jednak spotkałem się  z miłą niespodzianą. Choć właściwie jak się teraz okazało, nie tak miłą.
- Przecież bym Ci pomógł, gdybyś poprosił.
Yongnam uśmiechnął się bezczelnie i włożył do mojej szafki dopiero co złapaną książkę. Stałem jak wryty. Poważnie, musiałem mieć najgłupszą minę na świecie, ale najzwyczajniej ten koleś był ostatnią osobą, której bym się tu spodziewał.
- Co..co..co Ty tu robisz?
Wyjąkałem jakby zmienionym głosem.
- To jest szkoła, nie? Każdy może tu wejść.
Zagotowało się we mnie. Matko, jak ten koleś działa mi na nerwy. Za kogo on się uważa, tak sobie wchodzić do mojej szkoły.
- Co Ty, śledzisz mnie? Daj mi spokój, nie wiem w ogóle co Ty sobie wyobrażasz…
- Przestań tak strzelać dupą, chciałem tylko porozmawiać. To jedyne miejsce, gdzie mogę do Ciebie podejść, a Chandu nie będzie chciał mnie zabić.
Próbowałem stanowczo zakończyć tą rozmowę, jednak brunet przerwał mi bardziej stanowczo. O czym on chce niby ze mną rozmawiać? Nie podoba mi się ta cała szopka.
- Widocznie Chandu ma powód, żeby chcieć Cię zabić.
Trzasnąłem szafką i minąłem ponownie ubranego na czarno kolesia. Nie mam pojęcia po co wstawiłem się za Chandu. A właśnie, wyciągnąłem z kieszeni telefon by sprawdzić, czy Chandu przypadkiem nie napisał. Nim zdążyłem odblokować, Yongnam krzyknął, żebym zaczekał. Nawet się nie odwróciłem. Dobiegł do mnie i szybko mnie wyprzedził.
- Nie poddaje się tak łatwo. Dzwoniłem wczoraj, więc mój numer już masz. Gdybyś zmienił zdanie, pisz.
Uśmiechnął się całkiem ładnie i wyszedł ze szkoły. Co to za koleś? Już dawno nikt mnie nie irytował tak jak on. Pewnie myśli, że do niego napiszę. Może czekać na tego sms ‘a do śmierci, bo nie zamierzam do niego pisać. Spojrzałem wreszcie na ten telefon. 1 nowa wiadomość. Od  Chandu.

‘Może wpadniesz do kawiarni dziś po lekcjach? Będę czekał. ’

No. Uśmiechnąłem się do ekranu. Wszystko jest w porządku, Chandu ochłonął po wczoraj, będzie dobrze. I po co przejmować się jakimś świrusem? Zajrzałem w historię połączeń i rozwinąłem pasek opcji nad wczorajszą rozmową z nieznanym numerem. Przesunąłem palec bliżej opcji ‘Usuń’, ale przez ułamek sekundy niekontrolowanie zadrżał. Może jeszcze przyda mi się ten numer, nigdy nic nie wiadomo, może Chandu będzie go kiedyś potrzebował, czy coś. Może zapiszę go, żeby wiedzieć następnym razem jak będzie dzwonił i nie podnosić. Tak, to dobry pomysł. Zapisałem kontakt jako Han Frajer Yongnam i schowałem telefon do kieszeni. Dopiero teraz zorientowałem się, że korytarz jest całkiem pusty, a lekcja trwa już dobre 20 minut. Założyłem pośpiesznie temblak na rękę i biegiem popędziłem do sali, gdzie tortury dla uczniów szykował właśnie szkolny matematyk.
                Tylko kilka osób spytało się, czy wszystko w porządku z moją ręką, co było totalnie bez sensu, bo przecież gdyby było w porządku to bym nie nosił tego temblaka. Ale uśmiechałem się miło i dziękowałem im za troskę. Pomimo perspektywy spotkania z Chandu, odczuwałem jakiś nieznany niepokój. Co chwila spoglądałem na telefon, jakby moja świadomość oczekiwała na wiadomość. Wydaje mi się, że brak tej wiadomości był najlepszym komunikatem. Starałem się skupić jak najmocniej na odbywających się dziś lekcjach, co w pewnym stopniu ograniczało moje myślenie o chłopaku. I jednym, i drugim. Pff, jakbym już nie miał co robić, tylko domyślać się co między nimi zaszło. Przestałem o tym myśleć, a koniec lekcji nadszedł szybciej niż się tego spodziewałem. Wziąłem kilka przeciwbólowych tabletek i poszedłem w stronę kawiarni. Kiedy zobaczyłem, że zbliżam się do tego budynku, przypomniałem sobie, że Yongnam też tam prawdopodobnie będzie. Przecież od wczoraj tam pracuje. Wziąłem głębszy oddech przed samym wejściem  i jedną ręką pchnąłem nie za lekkie drzwi. Przy stolikach jak zwykle siedziało sporo osób, ale za ladą nikogo nie było. Podszedłem bliżej i usłyszałem jakieś szmery na zapleczu. Znałem dokładnie wszystkie pomieszczenia w tym budynku, więc bez skrupułów minąłem ladę i uchyliłem drzwi prowadzące na zaplecze, wkładając tam głowę. Yongnam miał na sobie firmową koszulkę, stał twarzą w moją stronę i chyba mnie zauważył, ale nie dał tego po sobie poznać. Naprzeciw niego stał Chandu, plecami do mnie, i najwyraźniej był wzburzony.
- …Junhong to rozpieszczony dzieciak, bezczelny i nigdy nie będę mógł go pokochać….
Wybiegłem. Ręka cholernie mnie bolała, ale szybko zdjąłem temblak utrudniający mi bieg. Ten tydzień nie mógł się gorzej zacząć. Zatrzymałem się kilka alejek dalej i otarłem płynące po policzkach słone łzy. Szlochałem tak kilka chwil, aż zorientowałem się, że ktoś za mną pobiegł.

Chandu's eyes:

Ehhh, rano pracowało mi się dobrze, dopóki nie przyszedł ten debil. Miałem z ojcem wczoraj poważną rozmowę na jego temat, jednak natychmiast potrzebujemy kogoś do pomocy w kawiarni, a Han jak na razie jako jedyny się zgłosił. Nie mam wyboru, muszę go tolerować. Swoją drogą, ciekawe   czemu się spóźnił. Mam nadzieję, że nie rozmawiał z Hongim. Jak zwykle pewnie wkroczył do kawiarni, a tata zajął się objaśnianiem mu jego obowiązków. Przez cały dzień starałem się go unikać i odzywać się do niego tylko w ostateczności. Jego zadowolony z mojej męczarni uśmiech jeszcze bardziej mnie irytował.
- Zamówienie numer 7.
Podałem mu karteczkę z zamówieniem i jak najszybciej zniknąłem mu z pola widzenia.
- Możesz tu na chwilę podejść?
Spytał tak uprzejmym głosem, że miałem ochotę włożyć jego głowę do kibla. Niechętnie wszedłem na zaplecze i stanąłem naprzeciw Yongnama.
- Z czym masz problem?
- Jak to się stało, że teraz jesteś z Junhongiem?
- Pytałem, z czym masz problem?
Czułem, że robię się czerwony na twarzy, a on tylko się cieszył.
- No właśnie z tym mam problem. Nie wiem jak to się stało, że nagle z nim jesteś. Pamiętasz, co kiedyś mi o nim opowiadałeś?
- Słuchaj, pewne rzeczy się zmieniły. Kocham Junhonga. Racja, kiedyś mówiłem, że Junhong to rozpieszczony dzieciak, bezczelny i nigdy nie będę mógł go pokochać, ale to było zanim go poznałem. Zmieniłem się. Teraz jest dla mnie najważniejszy na świecie i daj mu spokój.
Yongnam zaczął się wyraźnie śmiać pod nosem. Nie patrzył teraz na mnie, tylko gdzieś w tył. Podbiegłem do drzwi i zobaczyłem oddalającego się Junhonga. Cholera.  
- Pozwól, że się tym zajmę.

Z uśmiechem na ustach Han wypchnął mnie z drzwi i pobiegł za moim ukochanym. 




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za czytanie ~ 
Hwaiting ~