Łohoho, trochę mi to zajęło. Przykro mi, że sam muszę czekać tyle na kolejny rozdział. No niestety, nie każdy ma talent do pisania :x
Koniec roku się zbliża, macie konkretne plany na wakacje? ^^
Ja już mam przygotowany stosik książek do przeczytania :3
Dobra, zapraszam do czytania c:
Take care ~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wieczór mógłby
skończyć się naprawdę miło. Po reakcji Chandu domyśliłem się, że znów chodzi o
tego Yongnama. Chłopak wstał zdenerwowany i rzucił mi szybkie spojrzenie.
- Posłuchaj
uważnie…
Powiedział do
telefonu, zaciskając zęby. Jednak osoba po drugiej stronie słuchawki
najwyraźniej nie chciała słuchać, bo prawdopodobnie się rozłączyła. Brunet
patrzył na ściskany w ręce telefon z wyraźnym brakiem zadowolenia.
- Pójdę już,
muszę porozmawiać z ojcem.
Zgodziłem się
bez protestów, nie narażając się zdenerwowanemu chłopakowi. Odprowadziłem go do
drzwi, a nasze pożegnanie wcale nie było czułe.
- Śpij dobrze,
Chandu.
Nachyliłem
twarz do pocałunku, ale niestety spotkałem się z rozczarowaniem. Chandu przeszedł
przez próg i lekko się odwracając rzucił krótko:
- Do jutra.
Ugh. On jest
wściekły, a ja na tym tracę. Miałem ochotę trzasnąć drzwiami, ale szybko
ogarnąłem, że przecież jestem u siebie i trzask nie przyniósłby zamierzonego
efektu. Trzymając jedną rękę blisko brzucha, zamknąłem drzwi i poszedłem prosto
do swojego pokoju. Dawno nie widziałem takiego syfu. Kopnąłem gdzieś w kąt
kable ciągnące się po podłodze. Skąd nagle tak ich się namnożyło? Brudne ciuchy
rzuciłem na jedno krzesło, te w których da się jeszcze chodzić na drugie,
zebrałem z biurka brudne kubki i położyłem je na schodach prowadzących do
salonu. Mama weźmie je do kuchni jak wróci z pracy. Ułożyłem jeszcze kilka
książek na półce i położyłem się na łóżku. Ten sufit wydawał się bardziej
interesujący niż wszystko inne. Kiedy moja pozycja wydała się wystarczająco
wygodna, spokój moich uszu zakłócił dzwoniący telefon. Super. Wyciągnąłem
zdrową rękę w stronę biurka, jednak nie byłem w stanie go dosięgnąć. Z
pomrukiem niezadowolenia wstałem i rozglądałem się nad miejscem mojej nauki.
Uhh, no nie. Nie chce mi się iść po telefon aż na dół. Mógłbym go zignorować,
ale dzwoniąca do mnie osoba chyba miała coś ważnego, bo sygnał bynajmniej nie
słabł. Z bardzo niezadowoloną miną zwlekałem
się po schodach i chwyciłem wibrujący telefon. Jakiś nieznany numer.
- Jak tam,
słoneczko, Chan przekazał Ci dobre
wieści? Mam nadzieję, że nie będziesz mnie unikał, wiążę z nami większe plany.
- Co?! To Ty?!
Po co Ty w ogóle do mnie dzwonisz? I skąd masz mój numer?
Poirytowałem
się, a w odpowiedzi dostałem tylko cichutki śmiech dzwoniącego.
- Z czego się
śmiejesz, idioto? Daj mi spokój, nie chcę z Tobą rozmawiać, jestem z Chandu!
Zaakcentowałem
dosadnie, żeby Yongnam zrozumiał, że nie mam ochoty z nim rozmawiać. Usłyszałem
delikatny podmuch powietrza w słuchawce, co świadczyło o tym, że ktoś po
drugiej stronie się uśmiechnął. Naprawdę się wkurzyłem. Co on sobie wyobraża,
wydzwaniać tak do mnie, jak do..jak do…jak do jakiegoś swojego kolegi, tak.
- Jesteś uroczy
kiedy tak się wkurzasz, przecież tylko rozmawiamy.
-Ale ja nie
chcę z Tobą rozmawiać!
- W takim razie
czemu się nie rozłączysz?
Odsunąłem na
chwilę telefon od ucha i spojrzałem na czerwoną słuchawkę, kończącą rozmowę.
Właśnie, dlaczego od razu się nie rozłączyłem?
- Nie chciałem
być niegrzeczny, ale teraz widzę, że muszę!
Wyrzuciłem z
siebie szybko i rzuciłem słuchawką. Patrzyłem na telefon i zastanowiłem się
przez moment, czemu tak naprawdę się nie rozłączyłem. Przecież nie zależało mi
na rozmowie z tym idiotą. Może po prostu byłem ciekawy co chce mi powiedzieć?
Nie, to nie powinno mnie obchodzić. Może myślałem, że powie mi coś o Chandu?
Nie, w tym momencie zupełnie nie myślałem o moim wkurzonym chłopaku. Jedyną
rozsądną opcją jest ta, że byłem zbyt zszokowany faktem telefonu od tej osoby,
więc po prostu nie pomyślałem. Tak, jakoś nie wpadło mi to głowy, żeby się
rozłączyć, jestem zbyt uprzejmy. Schowałem telefon do kieszeni i znów wszedłem
po schodach do własnej sypialni, gdzie czekało na mnie mięciutkie łóżko. Położyłem
się w pozycji, z której mnie wyrwano i zamknąłem oczy, wyobrażając sobie coś
przyjemnego, przyśpieszając tym samym zaśnięcie. W sekundzie siedziałem w
kawiarni Park i popijałem pyszne americano. Naprzeciw mnie siedział chłopak, śmialiśmy
się, rozmawialiśmy i raczej dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. On też pił kawę. W pewnym
momencie chwycił mnie za dłoń i delikatnie ją gładził, a ja uśmiechałem się,
patrząc mu w oczy. Zaraz. To były JEGO oczy. Czarne, błyszczące oczy Yongnama.
Potrząsnąłem szybko głową i znów patrzyłem w biały sufit. Chyba jestem po
prostu trochę zły na Chandu, to tyle. Pomyślałem, że lepiej będzie już sobie
nic nie wyobrażać, odwróciłem się na drugi bok i po prostu zasnąłem.
***
Wbrew pozorom, wtorki są jeszcze
gorsze niż poniedziałki. Nienawidzę wtorków. Zwłaszcza wtedy, gdy mój szkolny
budzik nie dzwoni i muszę zebrać się do
wyjścia w minutę. Zerwałem się z łóżka, zapominając o odniesionych wczoraj
urazach. Ubrałem jeden rękaw koszuli, co było dużym błędem. Jęknąłem z bólu i
mocno przycisnąłem do siebie ramię. Aishh, lepiej być nie mogło. Delikatnie
skończyłem się ubierać, pamiętając o spakowaniu do szkoły temblaka. Nie
wytrzymałbym całego dnia z tą ręką. Wepchnąłem go gdzieś pomiędzy książki i,
niosąc torbę na innym niż zawsze ramieniu, zszedłem na dół. Chandu od wczoraj
się nie odezwał, więc chyba na mnie nie czekał. Nie wiem. Ja na pewno do niego
nie napisze pierwszy, przecież to na ojca był wściekły, nie na mnie, więc czemu
ma do mnie nie pisać? Nie miałem czasu nawet zjeść śniadania, zabrałem tylko kilka tabletek i szybkim krokiem wyszedłem z domu, zmierzając w kierunku szkoły.
Chandu nie czekał przy bramce. Pogrążony w myślach, doszedłem do szkoły jeszcze
szybciej niż normalnie. Na szczęście nie spóźniłem się na pierwszą matematykę.
Kiedy wszedłem na główny korytarz, ludzie popatrzyli na mnie szukając znów
atrakcji, jednak tym razem ich rozczarowałem, ponieważ nie trzymałem żadnego
chłopaka za rękę. Świry. Skoczyłem jeszcze do szafki, z zamiarem zostawienia
paru książek, przecież nie będę ich tak dźwigał na ramieniu przez cały dzień. Z
reguły rzeczy wylatują mi z rąk nawet jeśli obie są zdrowe, więc mógłbym się
spodziewać upuszczenia jakiegoś podręcznika. Oparłem się o metalową szafkę i
zacząłem wkładać do niej książki jedną ręką. Dzięki mojej ciapowatości, już po
chwili jedna z nich leciała z pędem w stronę podłogi. Zamknąłem oczy i
przygotowałem się na dudniący odgłos posadzki, jednak spotkałem się z miłą niespodzianą. Choć właściwie jak się
teraz okazało, nie tak miłą.
- Przecież bym
Ci pomógł, gdybyś poprosił.
Yongnam
uśmiechnął się bezczelnie i włożył do mojej szafki dopiero co złapaną książkę.
Stałem jak wryty. Poważnie, musiałem mieć najgłupszą minę na świecie, ale
najzwyczajniej ten koleś był ostatnią osobą, której bym się tu spodziewał.
- Co..co..co Ty
tu robisz?
Wyjąkałem jakby
zmienionym głosem.
- To jest
szkoła, nie? Każdy może tu wejść.
Zagotowało się
we mnie. Matko, jak ten koleś działa mi na nerwy. Za kogo on się uważa, tak
sobie wchodzić do mojej szkoły.
- Co Ty,
śledzisz mnie? Daj mi spokój, nie wiem w ogóle co Ty sobie wyobrażasz…
- Przestań tak
strzelać dupą, chciałem tylko porozmawiać. To jedyne miejsce, gdzie mogę do
Ciebie podejść, a Chandu nie będzie chciał mnie zabić.
Próbowałem
stanowczo zakończyć tą rozmowę, jednak brunet przerwał mi bardziej stanowczo. O
czym on chce niby ze mną rozmawiać? Nie podoba mi się ta cała szopka.
- Widocznie
Chandu ma powód, żeby chcieć Cię zabić.
Trzasnąłem
szafką i minąłem ponownie ubranego na czarno kolesia. Nie mam pojęcia po co
wstawiłem się za Chandu. A właśnie, wyciągnąłem z kieszeni telefon by sprawdzić,
czy Chandu przypadkiem nie napisał. Nim zdążyłem odblokować, Yongnam krzyknął,
żebym zaczekał. Nawet się nie odwróciłem. Dobiegł do mnie i szybko mnie
wyprzedził.
- Nie poddaje się tak łatwo. Dzwoniłem wczoraj, więc mój numer już masz. Gdybyś
zmienił zdanie, pisz.
Uśmiechnął się
całkiem ładnie i wyszedł ze szkoły. Co to za koleś? Już dawno nikt mnie nie
irytował tak jak on. Pewnie myśli, że do niego napiszę. Może czekać na tego sms
‘a do śmierci, bo nie zamierzam do niego pisać. Spojrzałem wreszcie na ten
telefon. 1 nowa wiadomość. Od Chandu.
‘Może wpadniesz do kawiarni dziś po lekcjach? Będę
czekał. ’
No. Uśmiechnąłem
się do ekranu. Wszystko jest w porządku, Chandu ochłonął po wczoraj, będzie
dobrze. I po co przejmować się jakimś świrusem? Zajrzałem w historię połączeń i
rozwinąłem pasek opcji nad wczorajszą rozmową z nieznanym numerem. Przesunąłem
palec bliżej opcji ‘Usuń’, ale przez ułamek sekundy niekontrolowanie zadrżał.
Może jeszcze przyda mi się ten numer, nigdy nic nie wiadomo, może Chandu będzie
go kiedyś potrzebował, czy coś. Może zapiszę go, żeby wiedzieć następnym razem
jak będzie dzwonił i nie podnosić. Tak, to dobry pomysł. Zapisałem kontakt jako
Han Frajer Yongnam i schowałem telefon do kieszeni. Dopiero teraz zorientowałem
się, że korytarz jest całkiem pusty, a lekcja trwa już dobre 20 minut.
Założyłem pośpiesznie temblak na rękę i biegiem popędziłem do sali, gdzie
tortury dla uczniów szykował właśnie szkolny matematyk.
Tylko kilka osób spytało się,
czy wszystko w porządku z moją ręką, co było totalnie bez sensu, bo przecież gdyby
było w porządku to bym nie nosił tego temblaka. Ale uśmiechałem się miło i
dziękowałem im za troskę. Pomimo perspektywy spotkania z Chandu, odczuwałem
jakiś nieznany niepokój. Co chwila spoglądałem na telefon, jakby moja
świadomość oczekiwała na wiadomość. Wydaje mi się, że brak tej wiadomości był
najlepszym komunikatem. Starałem się skupić jak najmocniej na odbywających się
dziś lekcjach, co w pewnym stopniu ograniczało moje myślenie o chłopaku. I
jednym, i drugim. Pff, jakbym już nie miał co robić, tylko domyślać się co
między nimi zaszło. Przestałem o tym myśleć, a koniec lekcji nadszedł szybciej
niż się tego spodziewałem. Wziąłem kilka przeciwbólowych tabletek i poszedłem w
stronę kawiarni. Kiedy zobaczyłem, że zbliżam się do tego budynku,
przypomniałem sobie, że Yongnam też tam prawdopodobnie będzie. Przecież od
wczoraj tam pracuje. Wziąłem głębszy oddech przed samym wejściem i jedną ręką
pchnąłem nie za lekkie drzwi. Przy stolikach jak zwykle siedziało sporo osób,
ale za ladą nikogo nie było. Podszedłem bliżej i usłyszałem jakieś szmery na
zapleczu. Znałem dokładnie wszystkie pomieszczenia w tym budynku, więc bez
skrupułów minąłem ladę i uchyliłem drzwi prowadzące na zaplecze, wkładając tam
głowę. Yongnam miał na sobie firmową koszulkę, stał twarzą w moją stronę i
chyba mnie zauważył, ale nie dał tego po sobie poznać. Naprzeciw niego stał
Chandu, plecami do mnie, i najwyraźniej był wzburzony.
- …Junhong to
rozpieszczony dzieciak, bezczelny i nigdy nie będę mógł go pokochać….
Wybiegłem. Ręka
cholernie mnie bolała, ale szybko zdjąłem temblak utrudniający mi bieg. Ten
tydzień nie mógł się gorzej zacząć. Zatrzymałem się kilka alejek dalej i
otarłem płynące po policzkach słone łzy. Szlochałem tak kilka chwil, aż
zorientowałem się, że ktoś za mną pobiegł.
Chandu's eyes:
Ehhh, rano
pracowało mi się dobrze, dopóki nie przyszedł ten debil. Miałem z ojcem wczoraj
poważną rozmowę na jego temat, jednak natychmiast potrzebujemy kogoś do pomocy w
kawiarni, a Han jak na razie jako jedyny się zgłosił. Nie mam wyboru, muszę go
tolerować. Swoją drogą, ciekawe czemu
się spóźnił. Mam nadzieję, że nie rozmawiał z Hongim. Jak zwykle pewnie
wkroczył do kawiarni, a tata zajął się objaśnianiem mu jego obowiązków. Przez
cały dzień starałem się go unikać i odzywać się do niego tylko w ostateczności. Jego
zadowolony z mojej męczarni uśmiech jeszcze bardziej mnie irytował.
- Zamówienie
numer 7.
Podałem mu
karteczkę z zamówieniem i jak najszybciej zniknąłem mu z pola widzenia.
- Możesz tu na
chwilę podejść?
Spytał tak uprzejmym
głosem, że miałem ochotę włożyć jego głowę do kibla. Niechętnie wszedłem na
zaplecze i stanąłem naprzeciw Yongnama.
- Z czym masz
problem?
- Jak to się
stało, że teraz jesteś z Junhongiem?
- Pytałem, z
czym masz problem?
Czułem, że
robię się czerwony na twarzy, a on tylko się cieszył.
- No właśnie z
tym mam problem. Nie wiem jak to się stało, że nagle z nim jesteś. Pamiętasz, co
kiedyś mi o nim opowiadałeś?
- Słuchaj,
pewne rzeczy się zmieniły. Kocham Junhonga. Racja, kiedyś mówiłem, że Junhong
to rozpieszczony dzieciak, bezczelny i nigdy nie będę mógł go pokochać, ale to
było zanim go poznałem. Zmieniłem się. Teraz jest dla mnie najważniejszy na
świecie i daj mu spokój.
Yongnam zaczął
się wyraźnie śmiać pod nosem. Nie patrzył teraz na mnie, tylko gdzieś w tył.
Podbiegłem do drzwi i zobaczyłem oddalającego się Junhonga. Cholera.
- Pozwól, że
się tym zajmę.
Z uśmiechem na
ustach Han wypchnął mnie z drzwi i pobiegł za moim ukochanym.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za czytanie ~
Hwaiting ~