poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Kris x Tao /Exo/

Kolejny fanfic. Nie wiem, czy idę w dobrym kierunku, bo zawsze wolałem pisać opwiadania o własnych postaciach, ale cóż. Do tej pory wszystko miało dla mnie jakieś inne znaczenie. Ale czy to znaczy, że muszę iść własną drogą? Lepiej trzymać się własnych marzeń i planów? A jego bliskość? W sumie dużo się kłuciliśmy. Dobrze jest przestać się ranić, ale czy te dobre chwile nie miały dla mnie większego znaczenia niż te złe? Nie jestem pewien. Jego...on...nie moge. Ciągle widzę jak się uśmiecha, ale wiem, że to już nie jest moje. To szczęście juz nie jest moje.
Zapraszam do czytania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
 
 
 
                        Kolejna sesja zdjęciowa minęła bezproblemowo. Zdjęcia w duetach wyszły naprawdę genialne. Wszyscy byli wykończeni, ale też zadowoleni z wykonanej pracy, której efekty będziemy mogli podziwiać w następnym numerze K-star Magazine. Mieliśmy dobre nastroje, co dało wyczuć się w powietrzu, bo każdy się uśmiechał. No, prawie każdy. Katem oka zauważyłem Krisa, który nie wyglądał na najszczęśliwszego. Szedł trochę z tyłu, nie udzielając się w żadnej z toczących się dokoła rozmów. Mętnym wzrokiem wpatrywał się w daleki punkt i wcale nie zamierzał odwrócić się w naszą stronę. Szybko postanowiłem przeanalizować wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia, chcąc odkryć, co tak skutecznie zepsuło humor Krisowi. Hmm… W sumie to za wiele się dziś nie działo. Śniadanie minęło rutynowo, a zaraz później poszliśmy na sesję. Z samymi zdjęciami Kris nie miał problemu, zawsze lubił pozować. Image też mu się raczej spodobał, mówił, że codziennie mógłby się tak ubierać. Może to przeze mnie? Zdjęcia w duecie mieliśmy razem, co mnie osobiście ucieszyło. Z Krisem zawsze miałem dobre relacje, między nami nie było żadnych spin, więc czemu miałby się smucić przeze mnie? Nasze zdjęcia wyszły naprawdę dobrze, przytulaliśmy się i obejmowaliśmy. Wyglądaliśmy ze sobą naturalnie i swobodnie. I seksownie. Serio, Kris w białej koszuli rozpiętej do połowy wyglądał naprawdę nieziemsko. Trochę obawiałem się, że reżyser karze mi dotknąć jego torsu, a to wprawiłoby mnie w zbyt duże zakłopotanie. Zawsze był dla mnie nieosiągalny, nasze relacje zatrzymały się na etapie przyjaźni. Nigdy nie mówiłem Krisowi o tym, co do niego czuję, minimalizując szanse na to, że mnie zrani. Przynajmniej nie zepsułem naszej relacji. Teraz to ja zrobiłem zmartwioną minę i znów zacząłem myśleć, jak dziwnym trzeba być, żeby zakochać się w osobie tej samej płci. Z zamyślenia wyrwał mnie Lay, który położył mi dłoń na ramieniu, widząc moją zatroskaną minę.
- Wyglądasz na zmartwionego. Wszystko ok.?
Twierdząco kiwnąłem głową. 
- Wiesz, specjalnie poprosiłem menagera, żeby przydzielił Cię do pary z Krisem. Myślałem, że coś między wami zaiskrzy, ale chyba Kris nie jest z tego zadowolony.
Obaj odwróciliśmy się w stronę chłopaka, który nadal szedł sam. Lay czekał, aż cos powiem, ale tylko spojrzałem na niego bezradnie i wzruszyłem ramionami. Czyli to jednak przeze mnie Kris był smutny. Zdezorientowany rozejrzałem się dokoła. Ledwo, co wyszliśmy ze studia, a już staliśmy naprzeciw naszego wieżowca. Przez te rozmyślania droga do domu minęła mi szybko, ale nie powiedziałbym, że spokojnie.
                        W dormie panowała pogodna atmosfera, chłopaki wygłupiali się w najlepsze, siedząc w salonie. Jedynie Kris do razu poszedł do siebie i bez słowa zniknął, zamykając się w swoim królestwie. Siedziałem na kanapie i śmiałem się z żartów opowiadanych przez Chena, ale tak naprawdę zastanawiałem się, czemu Kris nie siedzi z nami. Jeszcze wczoraj sam przyszedłby do mnie, usiadł obok i pogadał jak z przyjacielem, trzymając mnie za ręce. Co ja mu takiego zrobiłem? Zachowywałem się dziś tak jak zawsze, nie zrobiłem nic, co mogłoby go urazić. Dystans, który utrzymywał od kilku godzin sprawiał mi dużą przykrość, co odebrało mi chęci na cokolwiek. Wziąłem sobie butelkę wody z lodówki i udałem się do swojego pokoju, gdzie miałem nadzieję odpocząć od dzisiejszego dnia i własnych myśli. Szedłem wzdłuż korytarza i mijając drzwi do pokoju Krisa, skręciłem do własnego. Moje łóżko ustawione było zaraz pod ścianą łączącą mój pokój z pokojem Wu, więc rzuciłem się na nie nieostrożnie, chcąc przynajmniej w ten sposób być teraz troszkę bliżej Krisa. Pod głową ułożyłem sobie dużą poduchę, przytrzymując lodowatą butelkę przy gorącym policzku. Śmiechy w salonie powoli cichły, chłopaki rozchodzili się do swoich pokoi i zmęczeni po całym dniu, kładli się spać. Lay ostrożnie uchylił drzwi i chyba uznał, że już zasnąłem, ponieważ cichutko wślizgnął się do środka i bardzo ostrożnie ułożył się na własnym łóżku, stojącym po drugiej stronie pokoju. Kilka minut później mogłem już dosłyszeć ustabilizowany oddech śpiącego przyjaciela. Przewróciłem się na plecy i wlepiłem wzrok w sufit.
- Myślisz, że Kris się czegoś domyśla? Dlatego ma taki zły humor? Nienawidzi mnie teraz? Będzie chciał się ze mną dalej przyjaźnić? Może będzie się teraz bał trzymać mnie za rękę? Co?
Na szczęście Lay nie odpowiedział na żadne pytanie, co bardzo mnie cieszyło. Gdyby Kris naprawdę wiedział, co do niego czuję, znienawidziłby mnie, wiem to. Poczułem straszny ścisk w żołądku. Do tej pory idealnie ukrywałem swoje uczucia, jak to możliwe, że się domyślił? Lay na pewno mu nie powiedział, nie zrobiłby mi tego. Oddałem się chwilowo ciszy panującej w mieszkaniu, nasłuchując bicia własnego serca. W jednej chwili usłyszałem dziwaczne dudnienie, dobiegające z pokoju Wu. Podpierając się łokciami, wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Oparłem się plecami o drzwi pokoju Wu Fana i starałem się wyłapać, co to za dźwięk. Miałem wrażenie, że dudnienie wydobywa się z czegoś mokrego, słychać było dziwne mlaskanie w tle. Uchyliłem lekko drzwi, by zobaczyć, co wydaje takie dźwięki. Zajrzałem do środka. Kris siedział na fotelu, odwrócony plecami do mnie, więc spokojnie mogłem patrzeć w jego stronę. Zauważyłem, że jego prawa ręka wykonuje intensywne ruchy, w przód i w tył, jakby…zaraz. Czy on…?
- Ohh…mmm…
Ciche jęknięcia sprawiły, że zdałem sobie sprawę, co naprawdę robi Kris. Gwałtownie zamknąłem oczy i wycofałem się na korytarz. Wiedziałem, że nie powinienem tego oglądać, ale nie mogłem się powstrzymać. Nie chciałem podglądać chłopaka, ale pokusa stawała się coraz większa, więc znów uchyliłem drzwi. Brzmiał tak rozkosznie, że przez moment sam czułem podniecenie i miałem ochotę sięgnąć ręką do własnych spodni. Z lekkim poczuciem winy ponownie wsunąłem głowę i wsłuchałem się w jęki Krisa.
- Oh, ummm, tak, Zitao, ouuu…
Błyskawicznie zatkałem sobie usta dłońmi, tłumiąc krzyk. Z szeroko otwartymi oczami pobiegłem do siebie, nawet nie zamykając drzwi Krisa, który i tak tego nie zauważył. Czy on powiedział moje imię? Powiedział moje imię, robiąc to? Matko, przez moment próbowałem sobie wmówić, że się przesłyszałem, ale moja świadomość była całkowicie pewna, że Wu Fan wyjęczał właśnie moje imię. Fantazjować o Krisie to jedno, ale wiedzieć, że on fantazjuje o mnie, to już zupełnie cos innego. Serce biło mi niepokojąco szybko, a dłonie pociły się jak podczas pierwszego występu. Przez ułamek sekundy czułem dziwne ukłucie gdzieś po lewej stronie klatki piersiowej, lecz po chwili przerodziło się to w pewnego rodzaju radość. Skoro Kris wyobrażał sobie, że robię mu dobrze, a ja od dłuższego czasu byłem w nim zakochany, nic nie stało na przeszkodzie wykonaniu tych fantazji w rzeczywistości. Uśmiechnąłem się sam do siebie i przytuliłem mocno poduszkę, wciąż myśląc o Krisie. Może jednak coś z tego będzie? Z optymistycznym nastawieniem zamknąłem oczy, mając nadzieję, że przyśni mi się starszy, siedzący zaraz za ścianą, przeżywający właśnie orgazm chłopak.
                        Lay uporczywie szarpał mnie za ramię, nie pozwalając mi dalej rozkoszować się snem.
- No wiesz, nie musiałeś mnie budzić, bo miałem naprawdę przyjemny sen. Kris mi się śnił.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i potarłem dłońmi oczy, powoli podnosząc się z pozycji leżącej.
- Tak, uświadomię Cię. Widać, że śnił Ci się Kris.
Lay spojrzał znacząco na moje bokserki, gdzie wyraźnie widoczne było teraz całkiem spore wzniesienie. Zawstydzony, nawet nie spojrzałem w oczy Lay’a, gwałtownie przykrywając swoje przyrodzenie poduszką.
- Ciesz się, że to ja Cie obudziłem. Gdyby wszedł tu ktoś inny, twoje uniesienie mogłoby zostać naruszone.
Xing uśmiechnął się pod nosem i rzucił we mnie moimi własnymi spodniami.
- Ubieraj się, za 15 minut mamy śniadanie. 
- Dzięki, Zhang.
Uśmiechnąłem się delikatnie, patrząc na plecy przyjaciela znikające za drzwiami. Pospiesznie ubrałem spodnie i wyszedłem do łazienki, ogarnąć trochę swoją twarz.
                        Wciąż myśląc o Krisie, opuściłem łazienkę i skierowałem się do pokoju, by skompletować resztę dzisiejszego stroju, bo przecież nie pójdę na śniadanie w samych spodniach. Odpływając myślami gdzieś daleko, nawet nie zauważyłem, kiedy drzwi uderzyły mnie w ramię, powodując utratę równowagi, a tym samym delikatny upadek.
- Oh, przepraszam, nie zauwa…
Kris patrzył na mnie z góry, mrugając ze zdziwienia dość intensywnie. Miał dziś na sobie mój podkoszulek bez rękawów, który pożyczyłem mu dwa dni temu. Z odkrytymi ramionami wyglądał niesamowicie seksownie.
- To mój podkoszulek?
Spytałem tępo, nie mogąc powiedzieć nic innego. Automatycznie przypomniało mi się to, co widziałem w nocy.
- Tak...a co, to twój jedyny?
Kris spojrzał najpierw na podkoszulek, a później znacząco zahaczył wzrok o mój goły tors. Podał mi dłoń, którą chwyciłem pewnie i od razu poczułem się lepiej.
- Nie, nie. Właśnie szedłem się ubrać.
Uśmiechnąłem się nerwowo i wytarłem spocone ręce w spodnie.
- Ok. to do zobaczenia na śniadaniu, Tao.
Wu uśmiechnął się i powoli ruszył w stronę jadalni. Jak on mógł być taki wyluzowany? I jakoś tak od razu humor mu się poprawił? Szybko zarzuciłem na siebie koszulę w kratkę i poszedłem na śniadanie, czując mały ucisk w żołądku. Wiedziałem, że nie dam rady zjeść za wiele.
                        Stół w jadalni był już zastawiony po brzegi, a stygnące jedzenie tylko czekało, aż ktoś je połknie. Prawie wszyscy siedzieli już przy stole, brakowało chyba tylko dwóch chłopaków. Instynktownie podszedłem do pustego krzesła między Lay’em a Suho i zająłem moje standardowe miejsce. Minutę później dołączyli do nas Baekhyun i Chanyeol, którzy zdyszani wbiegli do jadalni ledwo zatrzymując się przed stołem. Ukłonili się delikatnie i przeprosili za spóźnienie, tłumacząc się ‘prywatnymi sprawami’. Zajęli miejsce przy stole i wszyscy razem zaczęliśmy najważniejszy posiłek dnia. Katem oka spojrzałem na Krisa, który siedział zaraz obok Suho. Wychyliłem się lekko, nie chcąc patrzeć Krisowi w oczy, ale na moje nieszczęście nie udało mi się ominąć źrenic Ben Bena. Starszy uśmiechnął się urokliwie i powrócił do jedzenia, podczas gdy ja czułem, że nic w siebie nie wcisnę, zastanawiając się, jak można mieć takiego pecha.
- Czemu musiał się patrzeć akurat na mnie? I jeszcze ten uśmiech… Uhh, to mnie kiedyś wykończy. Ale jak coś z tym zrobię to będzie jeszcze gorzej. Skończą się wspólne wypady na miasto, nie będzie mnie już tak czule przytulał… a przecież on kocha mnie przytulać, zawsze to powtarza.
Przypomniałem sobie to przyjemne uczucie wypełniające moje ciało za każdym razem, kiedy Kris mnie obejmował. Uśmiechnąłem się pod nosem i w lepszym humorze powróciłem do wewnętrznego monologu.
- W sumie to dziś ma już dobry humor… I właściwie, skoro naprawdę o mnie fantazjował, może nie miałby nic przeciwko…
- Nie jesz?
Głos Suho przerwał mi mój trwający prawie całe śniadanie wywód.
- Nie, już jadłem.
Uśmiechnąłem się serdecznie i podałem Suho lśniąco biały, czyściutki talerz. W tym momencie zorientowałem się, że wyraźnie widać ile zjadłem, a Kim patrzył na mnie podejrzliwie, uśmiechając się lekko.
- Dbaj bardziej o siebie. Musisz cos jeść.
Kiwnąłem głową dziękując za radę i wstałem od stołu. Wytwórnia dała nam dziś dzień wolny, wiec planowałem szybko udać się do pokoju i przeczytać kilka fanficków (taorisów xD) na stronach fanowskich, tak dla rozładowania emocji.
- Ej, Tao.
Usłyszałem zza pleców męski głos, który kilka godzin temu seksownie wyszeptał moje imię. Wiedziałem, że bieg do pokoju nie ma teraz sensu, więc odwróciłem się niepewnie i spojrzałem na stojącego blisko mnie Krisa.
- Wiesz, może wybralibyśmy się dziś na buble tea? Widziałem, że nie zjadłeś zbyt wiele…
- Jasne, popytam chłopaków i możemy się wybrać większą grupą.
Przerwałem Krisowi, który popatrzył na mnie ciekawskim wzrokiem i chwycił mnie za rękę.
- Miałem na myśli tylko naszą dwójkę.
Trzymał mocno mój nadgarstek, jakby bał się, że zaraz ucieknę. W sumie to miałem ochotę uciec. Wodziłem oczami po całym pomieszczeniu byle nie patrzeć na niego i szukałem jakiejś sensowniej wymówki.
- Co jest? Spójrz mi w oczy, Zitao.
Znów to powiedział. Moje imię przywołało wciąż świeże wspomnienie jęczącego Ben Bena, dzięki czemu moja twarz zmieniła kolor na czerwony.
- Źle się czuję, a skoro mamy dzień wolny nie zamierzam nigdzie dziś wychodzić. Proszę, odpuść.
Chciałem zabrzmieć stanowczo i chyba mi się udało, bo Kris wyglądał na naprawdę zdezorientowanego. Zawsze robiliśmy, co on chciał, ale to nie był problem, uwielbiałem to. Uwielbiałem to, jaki był stanowczy i konsekwentny, a przy tym opiekuńczy i troskliwy. Ale teraz bałem się przebywać z nim sam na sam. Chciałem jeszcze trochę pomyśleć, a ten dzień wolny idealnie mi pasował. Wyrwałem swoją rękę z uścisku Krisa, który wciąż patrzył mi w oczy.
- Zobaczymy się wieczorem.
Uśmiechnąłem się lekko, ale mój lider nie odwzajemnił tego uśmiechu. Stał tylko wyprostowany i patrzył na mnie tym swoim wzrokiem. Czułem, że na mnie spogląda, ale zebrałem w sobie wszystkie siły i odwróciłem się na pięcie. Ruszyłem w stronę pokoju i pomimo tego, że byłem odwrócony plecami, wiedziałem, że Kris nie ruszył się z miejsca, dalej tam stał.
                        Miałem plan. Leżąc przez sześć godzin w łóżku nawet idiota by coś wymyślił. Stwierdziłem, że musze mu dziś wszystko powiedzieć, bo inaczej zwariuje. Kris i tak chyba zaczął coś podejrzewać, więc nie miałem wyboru. Przez cały dzień, gdy ja leżałem bez ruchu na łóżku, inni członkowie nie marnowali czasu. Lay co jakiś czas wpadał do pokoju sprawdzić czy żyje, wspominał też, co robią pozostali. Kilku chłopaków poszło poćwiczyć sporty, poruszać się. Oczywiście szło się domyślić, że Kris, jako największy leń zostanie w dormie i będzie relaksował się na kanapie w salonie. Chyba popsułem mu trochę humor. I właśnie dlatego muszę mu o wszystkim powiedzieć, tak będzie lepiej. Przynajmniej ruszę z miejsca. Jak mnie znienawidzi to będę musiał jakoś żyć dalej, a jak się uda… wtedy będę najszczęśliwszą osobą na świecie. Wyobraziłem sobie Krisa, przypierającego mnie do ściany, trzymającego jedną rękę na moim biodrze, drugą wodzącego po moich włosach, dotykającego swoimi ustami moich…
                        Powoli podniosłem się z łóżka, przecierając oczy. W pokoju było całkiem ciemno, musiałem spać naprawdę długo. Lay leżał na swoim łóżku i smacznie spał, więc musiało być późno. Zerwałem się gwałtownie i stanąłem na równe nogi. Wszystko miałem tak pięknie zaplanowane, ale oczywiście musiałem sobie zaspać. Choć…może nie wszystko jeszcze stracone. Najciszej jak tylko mogłem starałem się wyjść z pokoju i stanąć pod drzwiami Krisa. Oparłem się o drewnianą framugę i starając się nie obudzić śpiących kolegów, wsunąłem głowę do pokoju Wu Fana. Na szczęście, chłopak jeszcze nie spał. Siedział w takiej samej pozycji jak wczoraj, a jego ręka ruszała się równie intensywnie. Zacisnąłem pięści i powtarzałem sobie w myślach jedno zdanie jak mantrę.
- Teraz albo nigdy.
Poczułem nagły przypływ pewności siebie, spowodowany tłumionymi jękami Krisa. Postanowiłem to wykorzystać i pewnym krokiem podszedłem do siedzącego tyłem kolegi.
- Może pomóc?
Nachyliłem się nad starszym i chwyciłem pewnie jego prawą rękę.
- Długo kazałeś mi na siebie czekać.
Zaskoczony i zdezorientowany spojrzałem na uśmiechającego się właśnie Krisa. Bez zastanowienia obróciłem fotel starszego, siadając mu na kolanach i kładąc rękę na jego szyi. Agresywnie połączyłem nasze usta, co było bardziej przyjemne niż mogłem sobie wyobrazić. Ku mojemu zaskoczeniu, Kris wcale nie protestował. Poddawał się każdemu mojemu ruchowi, pozwalając mi na dokładnie zwiedzenie wnętrza swoich ust. Oderwałem się od niego na chwilę i teraz bez problemu spojrzałem mu prosto w oczy.
- No nareszcie.
Męski głos zmiękczył mi całkowicie serce. Kris uśmiechnął się pewnie i chwycił mocno moje uda, unosząc mnie lekko. Wstał z fotela i wciąż trzymając mnie na rękach, przeszedł kilka kroków w stronę łóżka.
- Masz ochotę na dziką zabawę?
Wu Fan upuścił mnie na miękki materac i, nie czekając na moja odpowiedź, dosłownie zdarł ze mnie koszulę. Nawet w najskrytszych fantazjach nie wyobrażałem sobie, że Krisus potrafi być taki drapieżny. Agresywnie zaczął całować moje ciało, wywołując u mnie dreszcz podniecenia i przyspieszając bicie serca. Jego dłonie coraz mocniej zaciskały się na moich plecach, które wyginały się bardziej. Kris mocno złapał mój nadgarstek, próbując ułożyć moje ręce nad głową.
- Tak się nie będziemy bawić.
Uśmiechnąłem się seksownie i oplotłem swoje nogi wokół bioder starszego, jednych ruchem zamieniając nas miejscami. Siedziałem okrakiem na chłopaku, który patrzył na mnie z pożądaniem, którego nie widziałem jeszcze u nikogo. Powoli ułożyłem swoje dłonie na jego brzuchu i zacząłem podciągać koszulkę coraz wyżej, celowo kilka razy zahaczając o jego sutki. Kris jęknął cicho z rozkoszy, przygryzając dolną wargę. Kiedy już całkiem pozbyłem się jego górnej części garderoby, nachyliłem się i delikatnie pocałowałem jego obojczyk.
- Chcesz mnie?
Uśmiechnąłem się i znów zamieniłem się miejscami w Krisem, który teraz był już całkowicie nagi. Zdziwiło mi, jak szybko był w stanie pozbyć się własnych spodni. Z moimi tez poszło mu całkiem sprawnie.
- Jesteś gotowy?
- Dla Ciebie zawsze.
Leżałem na brzuchu i czekałem, aż Kris włoży we mnie swojego członka. Najpierw trochę niepewnie, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Wchodził coraz głębiej, pobudzając do działania wszystkie moje mięśnie. Dosłownie wszystkie. Rozkoszne mrowienie przechodziło po całym moim ciele, zmuszając mnie do zaciskania dłoni w pięści, podczas tłumienia jęków. Kiedy poczułem, że Kris wszedł we mnie do końca, przestałem powstrzymywać jęki i nie obchodziło mnie już to, że obudzę pół dormu. Starszy coraz szybciej pchał biodrami w moim kierunku, napędzając tym samym całe ciało. Poruszaliśmy się w jednym rytmie, a Kris narzucał coraz szybsze tempo. Czułem się jak jego podwładny, ale serio, kto nie chciałby takiego pana? Zawładnął moim ciałem, nie zostawiając mi nawet chwili na złapanie oddechu. Oczekiwał ode mnie dużo wysiłku, a ja za wszelką cenę starłem się spełnić jego oczekiwania, które z minuty na minutę stawały się większe. Ręce Krisa zawędrowały blisko mojego nabrzmiałego penisa, obejmując go delikatnie, aczkolwiek stanowczo. Doprowadzał mnie do szaleństwa, jednocześnie sprawiając mi tyle przyjemności, jak nikt inny.
- Ah, Zitao…
Um, znów to zrobił. W momencie, kiedy Kris tak rozkosznie wyszeptał moje imię, poczułem jak obaj dochodzimy. Ja w rękach Krisa, a on we mnie. Wu Fan powoli wysunął się z mojego wnętrza, przesuwając swoje dłonie na moje biodra. Ostrożnie położył się obok mnie, otulając mnie najpierw swoim ramieniem, a później całym ciałem. Dalej czując to uniesienie, odchyliłem lekko głowę i ucałowałem Krisa delikatnie.
- Śpij, Tao. Musisz się wyspać, jutro już nie mamy dnia wolnego.
- Dziękuję. Ja…
- Kocham Cię, Zitao.
Moje imię wyszeptane przez najcudowniejszego chłopaka na świecie prawie mnie wzruszyło. Przymrużyłem oczy i, wtulając się nagrzane ciało Krisa, starałem się zasnąć.
- Co teraz zrobimy?
- Jak to co? Pójdziemy na to buble tea.
Po tych słowach wiedziałem, że nie musze już o niczym myśleć. Po prostu beztrosko zasnąłem.
 
PIK PIK PIK ***TU TAO. NIE MOGĘ TERAZ ODEBRAĆ TELEFONU, BO JESTEM NA BUBBLE TEA Z MOIM CHLOPAKIEM, KRISEM. ZOSTAW WIADOMOŚĆ. JAK BĘDĘ MIAŁ CZAS TO ODDZWONIĘ*** PIK PIK PIK
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
 
Dziękuję za czyatnie.
Hwaiting ~

czwartek, 1 sierpnia 2013

Himchan x Zelo /B.A.P/

Jest strasznie. Ciągle tylko zbieram nowe pomysły i wymyślam fabułę, a nic nie pisze, za co jestem na siebie bardzo zły. n.n Wszystko miało być dobrze i takiej myśli się trzymałem, ale nie mogę wiecznie zasłaniać się nadzieją. Nieważne, wcale nie o to chodzi, po prostu szukam wymówki. Zawsze wygodniej jest zwalić winę na innych niż samemu przyznać się do błędu, prawda? *nieistotne* To chyba moje pierwsze opowiadanie. Odkopałem gdzieś na dysku i od razu zrobiło mi się przyjemniej. Wtedy próbowałem jeszcze róznych sposobów pisania, co sprawiało mi nie małą frajdę. Cóż, miłego czytania~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




                 Himchan siedzi sam na kanapie i patrzy w telewizor, ale niespecjalnie rejestruje obrazy się w nim przewijające. Wstaje powoli i luźnym krokiem idzie do kuchni. Nie jest głodny, ale z nudów mógłby coś zjeść. Pozostali współlokatorzy gdzieś wybili, zostawiając go skazanego na oglądanie idiotycznych seriali. Nagle spogląda w stronę telefonu, który zaczyna wibrować. Na głos czyta imię dzwoniącego: Junhong.


- Co tam porabiasz, staruszku? – chłopak wita się radośnie.


- A nic, w sumie to się nudzę – w głosie Himchana wyraźnie słychać znudzenie, choć cieszy się, że to właśnie Zelo do niego dzwoni.


- Ja też.


- Co, zostałeś sam w domu? – starszy ma nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca.


- No, wszyscy poszli na miasto, a mnie zostawili, że niby za młody jestem czy coś… - z tonu głosu Zelo można wyczytać poirytowanie.


- U mnie też nikogo nie ma, siedzę i nic nie robię. – Himchan mówi przeciągle, jedną ręką mieszając coś w garczku stojącym na gazie.


- Obaj jesteśmy sami, a ja tak się boję pustego domu… - młodszy stara się coś lekko zasugerować.


- Ehh..może mógłbym zrobić coś, żeby poprawić Ci humor? – brunet z łatwością poddaje się sugestii, ciesząc się, że wyszło w miarę naturalnie.


- Mam ochotę na loda. – Zelo stwierdza stanowczo.


- Przepraszam, chyba muszę już kończyć…- Himchan czuje się trochę zmieszany bezpośredniością chłopaka.


- Himchan? Takiego na patyku.


- Wiesz, właśnie miałem oglądać jakiś film, może wpadniesz? – Himchan uśmiecha się pod nosem i analizuje swoją reakcje na słowo ‘lód’.


- Chętnie, ale innym razem. Dziś jestem zajęty.


- Przecież dopiero narzekałeś…- Himchan przerywa, słysząc pukanie do drzwi.


- Puk, puk, puk!


Zelo uśmiecha się radośnie, stojąc przed drzwiami Himchana z telefonem w ręce.


- Dobrze Cię widzieć, tego się nie spodziewałem. – z uśmiechem zaprasza blondyna do środka, machając przy tym do gościa.


Przyjaciele przytulają się na powitanie i idą do sypialni Himchana.


Junhong siada na łóżku bruneta i patrzy na niego wielkimi oczami.


- Masz może jakiś kocyk? – wydyma policzki jak małe dziecko.


- Ktoś powinien taki mieć.  -  Himchan grzebie w szafie współlokatora i podaje młodszemu kocyk, siadając obok niego na kanapie. – lubisz kocyki?


- Sa takie mięciutkie, puszyste i ciepłe, są jak…- Zelo przykłada dłoń do policzka Himchana i patrzy mu w oczy – Są jak Ty.


Speszony Himchan odsuwa się od blondyna.


- Jak ja? No przestań…


- Są tak samo mało męskie jak Ty. – młodszy nachyla się nad Himchanem i puszcza do niego oczko, uśmiechając się uroczo.


Kim zaciska zęby i próbuje zamachnąć się ręką, jakby chciał odepchnąć Zelo, jednak blondyn chwyta go za rękę i przysuwa się bliżej.


- To co oglądamy? – uśmiecha się serdecznie.


Himchan wystawa koledze język i krzyżuje ręce na klatce piersiowej.


- Tam leży kilka filmów, wybierz coś.


- A co jeśli chciałbym wziąć coś, czego nie ma na liście? – Zelo przygryza dolną wargę i patrzy apetycznie na Himchana, który ze wszystkich sił stara się nie dać sprowokować.


- Co np.? – zbiera w sobie wszystkie siły, byle tylko oprzeć się urokowi Junhong’a, który cieszy się, widząc zakłopotanie starszego.


- Ciebie, Channie. – przybliża się do bruneta i delikatnie go całuje, patrząc mu w oczy.


Himchan zamiast cieszyć się chwilą, myśli, co powiedzieliby jego znajomi, gdyby ich zobaczyli. Patrzy w oczy Zelo, próbując odczytać jego prawdziwe intencje.


- Channie, kocham Cię. – z nieuzasadniona pewnością siebie puszcza oczko do zaskoczonego Himchana, który nie może uwierzyć w swoje szczęście.







- Udowodnij – patrzy rozmarzonymi oczami na Zelo, który zaczyna całować go ponownie, tym razem intensywniej i mniej delikatnie.


Himchan czuje, że usta mu puchną, jednak wpuszcza język blondyna do buzi, pozwalając mu na więcej.  Zelo energicznymi ruchami bada wnętrze jego ust, pieszcząc każdą ich cześć, co wywołuje u Himchana ciche jęki, które trafiają wprost do ust przyjaciela.


- Ahhh…- Himchan wsuwa swoja dłoń pod koszulkę Zelo, odsłaniając jego delikatną, wręcz dziewczęcą skórę.


- Him…Tak bardzo Cię pragnę. – zaczyna całować Kima po szyi, co jakiś czas przygryzając jego skórę.


- Mmmmm… ohh. – Himchan zaciska zęby, żeby nie jęczeć głośniej.


Zachęcony jękami blondyn schodzi niżej, zaczyna powoli i niepewnie rozpinać pasek od spodni Himchana. Starszy uśmiecha się pod nosem, widząc nieporadność Zelo. Odsuwa rękę Junhonga  od swoich spodni i przewraca ich tak, że teraz to on jest na górze.


- Kocham Cię, Zelo. – nachyla się nad blondynem i dmucha gorącym powietrzem w okolice jego ucha. Zachęcony ruchem bioder młodszego, pociera swoim kroczem o jego męskość.


- Nie wyobrażasz sobie, jak długo na to czekałem. – ściąga z Himchana koszulkę i podziwia jego piękne ciało, wodząc rękami po brzuchu i plecach. Kim zaczyna pieścić sutki Zelo, liżąc je i ssąc. Powoli zatacza wokół nich kółka, co powoduje wygięcie się pleców blondyna w łuk.


- Himchan…ouu..tak.- uśmiecha się rozkosznie do leżącego na nim przyjaciela. 


Brunet odwzajemnia uśmiech jak najbardziej szczerze, czując, że w jego spodniach robi się naprawdę ciasno.


- Himchan? Czy to będzie twój pierwszy raz? – w oczach Zelo widać nutkę podniecenia.


- Nadal masz ochotę na loda, mały? – Himchan uśmiecha się szarmancko, przez co Zelo myśli, że wygląda teraz niezwykle apetycznie.


- Hah. – uśmiecha się i wyciąga obie ręce za głowę, dając Himchanowi czas na popisy.


Brunet ochoczo rozpina spodnie Zelo  i sięga ręką po jego męskość. Junhong powstrzymuje się od jęków i przygryza sobie wargę, czując jak fala rozkoszy zalewa jego ciało. Himchan powoli liże blondyna po podbrzuszu, wywołując u niego przyjemne dreszcze. Pomimo odczuwanej rozkoszy, Zelo przytomnieje na chwilę, czując zapach spalenizny.


- Him? Coś się pali?


Himchan odrywa się na chwilę od przyrodzenia Junhong’a.


- Co do…- zrywa się z łóżka i biegnie w stronę kuchni. – Kurwa mać!


Zelo zakłada koszulkę i w drodze do kuchni zapina spodnie.


- Co się stało?


- Zanim przyszedłeś, gotowałem sobie coś na kolację. – macha ręcznikiem nad palącym się garczkiem.


- Umm, sorki za kłopot, nie chciałem. – Zelo drapie się po głowie i robi czerwony na twarzy. Czuje się trochę głupio z powodu spalonego jedzenia.


- Nie wygłupiaj się, to nie przez Ciebie. – Himchan uśmiecha się szeroko. – Dziękuję, że przyszedłeś. Podobasz mi się od czasu naszego pierwszego spotkania i wiesz, pewnie jeszcze długo nic bym Ci nie powiedział, bo bałbym się, że…


Zelo podchodzi do gaszącego ogień bruneta i przytula go od tyłu.


- Chodźmy już do twojego pokoju, ok.? – blondyn odwraca Himchana w swoją stronę i całuje go delikatnie, patrząc mu w oczy.


- Następnym razem mogę ci coś ugotować. – starszy obejmuje Zelo ramieniem, nadal trzymając go blisko siebie.


- Ok., postaram się nie rozpraszać cię za bardzo, tak żebyś nic nie przypalił. – Junhong uśmiecha się uroczo, dzięki czemu na twarzy Himchana tez pojawia się uśmiech. Chwyta przyjaciela za rękę i ciągnie do swojej sypialni.


Tuz przed drzwiami do własnego pokoju, Himchan popycha agresywnie młodszego w stronę ściany, przyciskając go całym swoim ciałem. Zdezorientowany Zelo patrzy wielkimi oczami na swojego hyunga, który, nie mówiąc słowa, całuje go, co jakiś czas przygryzając jego język. Gładzi po plecach młodszego, rozkoszując się skórą, która jest wręcz stworzona do podziwiania. Junhong oplata ręce wokół szyi Himchana, mimowolnie wbijając paznokcie w kark starszego, który z każdym doświadczeniem robi się coraz bardziej napalony.


- Hi-Him…uwielbiam, kiedy jesteś taki brutalny. – Zelo znajduje siły by wyjęczeć cokolwiek, a jego zmęczone ciągłym wysiłkiem usta powoli zaczynają słabnąć.


- Nie widziałeś jeszcze najlepszego. – Himchan uśmiecha się z zadowolenia i jedna ręką przytrzymuje kark blondyna. Druga ręką otwiera drzwi sypialni i wpuszcza Zelo do środka. Sam wchodzi tam pewnym krokiem, zatrzaskując drzwi energicznie.


Już po kilku minutach z sypialni Himchana słychać donośnie jęki, wydawane w regularnych odstępach czasu. Na zmianę w powietrze wyrzucane jest imię Himchan albo Junhong. Łóżko kołysze się w intensywnym tempie, wydając z siebie charakterystyczny dźwięk, co wyraźnie słychać w całym mieszkaniu. Pewnie słychać to też w całym budynku. 








 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Dziękuję za czytanie.
Hwaiting ~