środa, 25 grudnia 2013

Tao x Kris /Exo/ cz. II

Cześć ;p miało być przed świętami, wiem ;x niestety, mama zabrała mi laptopa na świeta, żebym niby spędzał czas z rodziną. wybaczcie, to była dla mnie męczarnia. odnośnie fick'a: jestem pewien, że popełniłem błąd robiąc ze wszystkich bohaterów chrześcijan, przepraszam, ale to na potrzeby opowiadania.
Mam nadzieje, że Wam się spodaba. Miłego czytania. Wesołych Świąt *-*

Take care ~



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



‘Tao, gdzie jesteś?’
‘Tam gdzie już Cię nie ma.’
‘Czyli gdzie?’
‘W moim świecie.’
‘Tao!’

-Dawno Cię nie widziałem. – chłopak nalał mi kilka centymetrów szkockiej, a sam odpalił cygaro.
- Tak, robię sobie małe wakacje.
- To jak długo sprawisz mi radość swoją obecnością?
- Może zostanę już na zawsze. – uśmiechnąłem się i wypiłem całą zawartość szklanki.
- Chyba nie mówisz poważnie?
- Nie cieszysz się?
Brunet uśmiechnął się do mnie i oparł się wygodniej o kanapę. Chyba nie chciał mówić nic więcej, zresztą i tak wiedziałem że się cieszy. Teoretycznie powinienem zostać teraz sam, a nie siedzieć w oddalonym o tysiące kilometrów od mojego domu pokoju na poddaszu.  Deszcz delikatnie stukał w okna, tworząc rozmaite melodie komponujące się z muzyką fortepianu w tle. Przyjaciel co jakiś czas odwracał wzrok od cygara i patrzył na mnie uważnie, jakby chciał odczytać prawdziwy cel mojej wizyty. Przysiadłem się bliżej niego. Ten fortepian naprawdę brzmiał pięknie. Brakowało tylko by osobą siedzącą obok był… Zamknąłem oczy czując, że zbliża się fala łez. Ku mojemu zdziwieniu, poczułem tylko wąski pasek ciepła na policzku, pozostały po rozgrzanej łzie. Delikatna kropelka spadła na rękaw mojej szarej bluzy, zostawiając widoczny ślad.
- Tao, nie zamierzam pytać dlaczego przyjechałeś. Bardzo mnie to cieszy. Jeśli to miejsce traktujesz jako świątynie, w której możesz się schować przed wszystkimi i uciec od problemów, to obiecuje, że będziesz tu spokojny.
Zrobiło mi się jakoś  lżej. Żałuję, że nie przyjechałem tu już kilka miesięcy wcześniej. Wstałem z kanapy i ukłoniłem się głęboko.
- Dziękuje. Pozwolisz, że pójdę już do swojego pokoju. Muszę odpocząć.
Xiang kiwnął na znak zgody i odpalił drugą fajkę. Spokojnie wyszedłem z pokoju, skręciłem w prawo i długim korytarzem poszedłem aż do końca, gdzie znajdowały się drzwi do mojej sypialni ze szkolnych czasów. Pokój prawie nic się nie zmienił. Był trochę bardziej zaniedbany, ale sam też nie często tu sprzątałem. Zdjąłem torbę z łóżka i położyłem ją przy drzwiach szafy. Nad łóżkiem zamontowana była drewniana półka, którą zrobiliśmy razem z Xiangiem, żebym mógł gdzieś składać ważne dla mnie rzeczy. Uśmiechnąłem się pod nosem  przypominając sobie jak podczas naszych zabaw w warsztacie Xiang walnął sobie młotkiem w palec, a robiąc krok w tył stanął nogą w wiadrze pełnym kleju. Dobre czasy. Przetarłem rękawem zakurzoną półkę i niepewnie chwyciłem ramkę ze zdjęciem, przysuwając ją bliżej twarzy. Stałem z Krisem przed wytwórnią, a on obejmował mnie ramieniem. Obaj szczerzyliśmy się jak idioci. Pamiętam dlaczego postawiłem tu to zdjęcie. Wtedy byliśmy trainee, to było zaraz po wstąpieniu do wytwórni. Był to okres, w którym co tydzień tu wracałem, nie mogąc odzwyczaić się od przebywania z innymi uczniami. Kris wtedy bardzo mi pomagał. Za każdym razem, kiedy miałem wracać do Korei, robiło mi się trochę smutno. Postawiłem tu to zdjęcie by pamiętać, że w Korei też mam do czego wracać. Do kogo. Zdjęcie sprzed kilku lat przywołało dość świeże wspomnienia.
- Muszę zapomnieć.
Odłożyłem ramkę zdjęciem do dołu i położyłem się na łóżku. Nie miałem nawet ochoty się rozpakowywać. Starałem się zasnąć, ale nie było to takie proste. Natłok myśli i ciągłe pytania, czy dobrze zrobiłem, nie dawały mi spokoju. To była długa noc. Tęskniłem.

‘Tao, jadę po Ciebie.’
‘Nie wiesz gdzie jestem.’
‘Sprawdzę wszystkie możliwe miejsca, choćbym miał szukać przez całe święta.’
‘Daj sobie spokój.’
‘Nie uciekaj przede mną. Prędzej czy później Cię znajdę.’

                Rano rozstanie z łóżkiem szło mi ciężej niż się tego spodziewałem. Obudziły mnie dźwięki dochodzące z sali treningowej, ale ze wszystkich sił starałem się zminimalizować ich działanie za pomocą poduszki przyciskanej do uszy. Nie udało się. Teraz wyraźnie poczułem, że od opuszczenia szkoły moja samodyscyplina i kontrola poważnie spadły. Wlepiłem wzrok w biały sufit, który kilka lat temu był pierwszą rzeczą, którą oglądałem po przebudzeniu. Jeszcze kilka dni temu nade mną nachylałby się teraz Kris, dmuchając mi w ucho i starając się mnie dobudzić. Zawsze tak robił. Wstawał wcześniej, ostrożnie wchodził do mojego pokoju i sam mnie budził. Zawsze prosiłem go, żeby tak nie robił, bo nie miałem pewności, jak długo patrzy się na mnie kiedy śpię. Wydaje mi się, że przez sen nie wyglądam zbyt atrakcyjnie, a już na pewno nie na tyle dobrze, by pokazywać się tak Krisowi. Zresztą teraz to już nie istotne. Usiadłem na brzegu łóżka i niemrawo ubrałem buty.
- Pasowałoby się ogarnąć, zanim pójdę na halę.
Spojrzałem na nierozpakowaną torbę. Leniwie rozsunąłem zamek i przekopałem tonę ciuchów tylko po to, by wydostać z dna kosmetyczkę. Przeciągnąłem się i chwyciłem leżącą na wierzchu koszulkę w panterkę. Miałem to szczęście, że łazienka była zaraz obok mojego pokoju.   Szybko zamknąłem się wewnątrz i przemyłem twarz letnią wodą. Dobrze mi to zrobiło, choć spuchnięte oczy wciąż mnie piekły. Chyba przez sen zdarzyło mi się kilka razy płakać. Ugh. Oparłem się o szafkę stojącą w kącie i mocno potarłem sobie skronie. Zaczynała boleć mnie głowa. Powoli wszedłem pod prysznic i odkręciłem ciepłą wodę. Łazienka błyskawicznie wypełniła się parą, zwiększając zawartość wody w powietrzu. Stałem pod słuchawką prysznica, a woda delikatnie spływała mi po karku, zastawiając to pozytywne uczucie. Przez chwilę poczułem, jakby woda zabierała ze mnie wszystkie niemiłe emocje i skapywała wraz z nimi z moich palców do odpływu. To było najprzyjemniejsze 40 minut odkąd tu przyjechałem. 
                Kiedy skończyłem brać prysznic, trening chyba dobiegł już końca. Krzyki na sali ucichły, a w całym budynku zrobiło się jakoś ciszej. Poczekałem, aż para opadnie, przetarłem zaparowane lustro i pozbierałem swoje przybory kosmetyczne. Wyszedłem na korytarz z wciąż wilgotnymi włosami, gdzie omal nie przewrócił mnie tłum chłopaków, biegających po obu stronach. Cudem przedarłem się do oddalonego o zaledwie 2 metry pokoju, a na podłodze wciąż leżała nierozpakowana torba. Odtworzyłem szafę stojącą naprzeciw łóżka i na jednej z półek położyłem kosmetyczkę. Rzuciłem wzrokiem na torbę i usiadłem na łóżku. Nie powinno mnie tu być.
- Są święta. Chłopaki pewnie siedzą teraz razem w dormie, przy choince, i piją cieplutkie kakao. Wspólnie się śmieją, składają sobie życzenia, przytulają się…Kris ich przytula, uśmiecha się do nich, daje mi prezenty…Um. Podniosłem z półki odłożone wczoraj zdjęcie i jeszcze raz się mu przyjrzałem. Kiedy podniosłem je gwałtowniej, na podłogę upadł złożony papierek. Zdezorientowany postawiłem ramkę z powrotem na półce i chwyciłem to coś, co jeszcze minutę temu było wciśnięte w róg ramki. Z bliska zobaczyłem, że jest to stara serwetka z jakiegoś fastfooda. Zawinięte w nią było zdjęcie Krisa do legitymacji. W garniturze, z blond grzywką zaczesaną do tyłu. Na serwetce, bladoniebieskim, przerywającym długopisem, było napisane:  

‘Trzymam kciuki, ale wracaj szybko!
 Będę czekać, a jak przyjedziesz to zjemy sobie coś dobrego :) ‘

Teraz przypomniałem sobie, kiedy dostałem to zdjęcie. Wyjeżdżałem kiedyś na zawody wushu, bardzo się przed nimi denerwowałem. Kris zabrał mnie na lody, żebym się odstresował, ale nie miałem ochoty na słodkie, więc poszliśmy na frytki. Siedzieliśmy sami, co bardzo mnie zszokowało, bo myślałem, że będzie cały zespół. To było chyba pierwsze nasze spotkanie, przy którym uświadomiłem sobie jak bardzo jestem do Krisa przywiązany. Już wtedy bardzo się mną przejmował i opiekował. A przecież praktycznie się na znaliśmy. Jako pierwszy zbliżył się do mnie, zaczął się troszczyć, zawsze mi pomagał. We wszystkim. Nawet na zakupy chodziliśmy razem, bo często nie mogłem zdecydować, co ubrać, a on rozwiewał wątpliwości. Um, wątpliwości… Szkoda, że teraz nie może mi powiedzieć czy dobrze zrobiłem. Zwinąłem serwetkę wraz ze zdjęciem w kulkę i schowałem do kieszeni. Twarz ukryłem w dłoniach, bojąc się, że znów zacznę płakać. Choć wydaje mi się, że w ostatnich dniach wylałem więcej łez niż przez całe życie. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Jak poparzony wstałem z łóżka i stanąłem na środku pokoju niemal na baczność. Do pokoju wszedł Xiang, trochę zdziwiony moją postawą.
- Przeszkadzam? Nie było Cię na śniadaniu, wszystko ok?
Kiwnąłem twierdząco głową i uśmiechnąłem się niemrawo.
- Większość chłopaków wyjeżdża na święta do domu, chodź na pożegnanie.
Xiang wyciągnął rękę w moją stronę, a ja chwyciłem ją pewnie i poszedłem wraz z przyjacielem na dół. W wielkim salonie zebrani byli wszyscy uczniowie. Stanęliśmy sobie gdzieś z tyłu, a tłum nastolatków zasłaniał nam centralną część pomieszczenia. Dopiero po kilku minutach zorientowałem się, że cały salon jest przystrojony świątecznie. Na środku pokoju stała żywa choinka, ubrana w różnokolorowe bańki i światełka, które o dziwo do siebie pasowały. Wciągnąłem mocno powietrze i w tej sekundzie poczułem świeżą woń lasu, roztaczającą się po całym budynku. Obok choinki stał nasz laoshi i wyraźnie przygotowywał się do przemowy. Ukłonił się w naszą stronę, a my zgodnie odpowiedzieliśmy głębszym ukłonem.
- Ehh… Jak co roku wszyscy wracacie do domu, a ja zostaje tu sam. Nie dziwie się wam, chcecie spędzić ten czas z kimś kogo kochacie. I bardzo dobrze, magia świąt działa tylko wtedy, gdy ten czas ofiaruje się drugiej osobie. Bez znaczenia, czy przez cały rok mieliście nienajlepsze relacje. Jutro jest dzień, w którym powinniście zapomnieć o wszystkich niesnaskach.
W tym momencie przestałem słuchać mistrza. Spojrzałem na Xianga i szybko poszedłem do własnego pokoju. Gdy biegłem po schodach, przewróciłem się na zwiniętym dywanie. Genialnie. Podniosłem się szybko i wybiegłem do swojego pokoju. Zdenerwowany zacząłem rozrzucać swoje rzeczy po całym pokoju, a później bezwzględnie wrzucać je do torby. W tym momencie ucieszyłem się, że nie miałem ochoty się rozpakować. Chwyciłem zdjęcie z Krisem i rzuciłem je na sam wierzch moich drobiazgów. Zbyt agresywnie szarpnąłem za zamek od torby, urywając kilka nici. Kurwa. Cały czas czułem gromadzącą mi się w oczach wodę. Zacisnąłem zęby i zarzuciłem torbę na ramię, chwytając za klamkę od drzwi. W tym samym momencie w drzwiach stanął Xiang.
- Wypadło Ci to na schodach.
Przyjaciel podał mi zwinięty w kulkę papierek. Chwyciłem go szybko i odwróciłem głowę, rzucając szybkie ‘Dzięki’.  Xiang został na korytarzu, a ja zbiegłem na dół. Nie miałem pojęcia czemu chciałem wrócić do domu. Po prostu musiałem teraz zobaczyć się z Krisem. Kiedy stanąłem w salonie, nagle plecy oblały mi się potem, przygryzłem wargę, zacisnąłem pięści, nogi zrobiły mi się jak z waty i podejrzanie szybko zachciało mi się sikać. Pod choinką siedział Kris, z czerwona kokardą zawiązaną na głowie. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się i wstał. Przyglądałem mu się jakbym zobaczył ducha. Podszedł bliżej , a ja nie wiedziałem co robić.
- Tao…
To był najcieplejszy uśmiech jaki w życiu widziałem.
- Sehun za Tobą tęskni. Wszyscy. Ja też. Głównie ja. Ja najbardziej.
Mhm. Kris wyciągnął rękę w moją stronę, a ja odruchowo się odsunąłem.
- Wiedziałem, że tak będzie. Przepraszam. Ja.. Ja naprawdę nie chciałem.
Wu Fan domyślił się, że mu wybaczam i wskazał mi miejsce na kanapie. Usiadłem grzecznie i czekałem, co zdarzy się później. Kris usiadł obok i podał mi parujące jeszcze kakao z pływającymi na wierzchu słodkimi piankami. Chwyciłem kubek i pociągnąłem spory łyk, który wprowadził mnie w przyjemny stan.
-Moglibyśmy pogadać o tym, co…
-A może zatańczymy jak..
-Jak w tamtym roku?
Spojrzałem w oczy siedzącego obok chłopaka i cała złość ze mnie zeszła. On wstał, wyciągnął telefon i puścił jedną z moich ulubionych świątecznych piosenek. Podał mi rękę, którą chwyciłem niepewnie i stanąłem naprzeciw niego. Ehh, co ja wyprawiam. Chyba miłość za bardzo przewróciła mi w głowie.
- Wiesz, chyba związek z *** przysłonił mi prawdziwą miłość.
Mówiąc to, Kris uśmiechnął się naprawdę uroczo.

- Tak, chyba tak. 





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziekuje za czyatnie.
Hwaiting ~~ 

poniedziałek, 25 listopada 2013

Tao x Kris /Exo/

Cześć :) Gdybym miał opisać wszystko, co działo się przez ten czas, zanudziłbym was na śmierć. Dlatego w skrócie. Dużo się działo, ale wszystko skończyło się szczęśliwie. Wszystkie sprawy doprowadziłem do końca, teraz mogę nazwać się w pełni szczęśliwym człowiekiem. :) To prawdopodobnie ostatni fanfick, który udostepniam. Wrócę do tworzenia własnych postaci. Myślę, że wtedy rozwijam sie najbardziej.

Miłego czytania. Take care ~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


                    Skończyłem śpiewać i całkiem zadowolony usiadłem na łóżku. Nie pamiętam, żeby ta piosenka wyszła mi kiedyś tak dobrze jak dziś. Rozglądnąłem się po pustym dormie, rozkładając się wygodniej na kanapie. Kiedy już prawie zamykałem oczy, ktoś zaczął intensywnie szarpać klamką. Zerwałem się z łóżka i wyprostowany jak deska stanąłem zaraz obok drzwi. W jednej chwili do mieszkania wpadł Kris o mało nie wyrywając drzwi z zawiasów. Zatrzymał się na widok mnie i wyszeptał:
- Tao, jak dobrze…
Zanim się zorientowałem, Wu Fan stał blisko mnie, ograniczając mi przestrzeń życiową. Oczy starszego były mocno zaczerwienione.
- Kris, co się sta…
Chłopak momentalnie mnie uciszył, składając na moich ustach nie tak delikatny pocałunek. Oparłem się o ścianę, by nie przewrócić się z wrażenia i szczęścia jednocześnie. Zawsze przygnębiała mnie bliskość przyjaciela, w którym byłem zakochany po uszy, jednak teraz…nie czułem żadnych złych emocji. Kiedy nasze usta były złączone wszystko było takie nieistotne. Kris przyparł mnie do ściany całym swoim ciałem. Nie mogłem zaprotestować, ale przecież nie chciałem. Przez tak długi czas milczałem, a teraz on, mój Wu Fan, całuje mnie z własnej woli. Oderwałem go od siebie na chwilę, by sprawdzić, czy to nie jest sen. Kris rzeczywiście stał niebezpiecznie blisko mnie i teraz całował moją szyję, wywołując u mnie ciche pojękiwania. Cały rok marzyłem o tej chwili, więc chciałem się jej bezgranicznie oddać, zapamiętując każdy dotyk ust Krisa. Jednak coś tu grubo nie pasowało. Tak bardzo chciałem poddać się emocjom i nie zwracać na nic uwagi, jednak miałem świadomość tego, że gdybym nie przerwał teraz Krisowi, to chciałbym tylko więcej i więcej. Otrząsając  się z cudownych rozkoszy, chwyciłem pewnie lewą rękę Ben Bena, która podciągała moją koszulkę, ukazując światu moje mięśnie brzucha.
- Kris, co próbujesz zrobić?
Wu Fan przez chwilę patrzył mi w oczy, po czym szybko spuścił wzrok i powiedział jakby nie swoim głosem.
- Ta suka…ona znalazła…sobie…innego.
Przerwy w jego wypowiedzi, spowodowane gwałtownymi wdechami powietrza, dodatkowo sprawiały, że brzmiał żałośnie. Chwycił kurczowo moją koszulkę i nie puszczając jej, zaczął cichutko szlochać. Nie chciałem patrzeć, jak Kris płacze, więc przytuliłem go mocno i poklepałem po plecach.
- Ej, wszystko będzie dobrze, przecież…
Kris najwyraźniej nie chciał wiedzieć dlaczego wszystko będzie dobrze, bo przerwał mi w połowie zdania.
- Może nawet lepiej…teraz możemy skupić się na sobie.
Moje serce chciało latać ze szczęścia, jednak ze wszystkich sił starałem się tego po sobie nie pokazać. Nasze usta ponownie się złączyły. Tym razem zignorowałem woń mocnego alkoholu zmieszaną z kiepskim tytoniem, i zacząłem odwzajemniać pocałunek. Kris widocznie uznał to za zgodę na wszystko inne. Uwiesił się na mojej szyi i wyszeptał:
- Zróbmy to.
W jednej chwili przestał być aż tak pijany i z dzikim wzrokiem chwycił  moje przedramię. Zanim o cokolwiek spytałem, zrobił krok w tył i pociągnął mnie w stronę znajdującego się za jego plecami pokoju.
- Zaraz, co konkretnie chc…
Nie pozwolił mi nawet dokończyć zdania. Zdezorientowany znalazłem się w sypialni Wu Fana, który stojąc naprzeciw mnie, zdejmował właśnie koszulkę. Przełknąłem ślinę. Wow. Jego ciało… coś wspaniałego,  uhm… Wydawało mi się, że bicie moje serca odbijało się echem od ścian. Mój lider przygryzł dolną wargę i znacząco spojrzał na moją koszulkę.
-Hm, teraz moja kolej?
Spytałem niewinnie, udając, że nie wiem, co Kris chce ze mną robić.
-Walić to.
Starszy uśmiechnął się szarmancko i dosłownie rzucił mną o łóżko. Chciałem podeprzeć się łokciami, jednak Kris momentalnie znalazł się nade mną, nie pozwalając mi się nawet ruszyć. I co teraz? Czekałem bez ruchu na jakieś polecenie starszego. Kiedy patrzył na mnie w ten sposób, robiłem wszystko czego tylko zażądał.   Ułożył swoje dłonie na moich ramionach, a ich ciepło czułem przez materiał koszulki. To było takie przyjemne. Starszy położył się na mnie całym ciałem, szepcząc mi do ucha.
- Tak się cieszę, że tu jesteś. Pomożesz mi o niej zapomnieć.
Coś we mnie pękło. Miałem być tylko pocieszeniem po zerwaniu? Chciał sobie poprawić humor szybkim numerkiem? Mógł iść do burdelu. Ja nie jestem dziwką. Moja wewnętrza rozmowa chyba trwała trochę za długo, bo w czasie jej trwania Wu Fan zaczął dobierać się do moich spodni. Chwyciłem jego rękę, a on zupełnie się tym nie przejął i brutalnie przekręcił mnie na brzuch.
-Nie, przestań!
Teraz na prawdę dotarło do mnie o co w tym chodzi.
- Co jest? Jesteś moim przyjacielem, masz mi pomagać.
Kris szybko to wybełkotał i niezbyt delikatnie zdarł ze mnie spodnie.
- Ale nie w ten sposób! Kurwa!
Czułem na biodrach coraz mocniej zaciskające się ręce starszego.
- Słyszysz?! Puszczaj mnie!
Alkohol i fajki to nie najlepsze lekarstwo na złamane serce. A wyruchanie najlepszego przyjaciela, który jest w nas zakochany to jeszcze gorszy pomysł.  Kris szarpał się ze mną, wiedząc, że i tak wygra. Nie miałem na tyle siły, by go powstrzymać. Ręce bolały mnie od wymachiwania, a usta zasłaniała mi ręka starszego, już nie tak przyjemna. Jego ciężar sprawił, że kompletnie nie mogłem się poruszyć. Po kilku minutach szarpaniny wiedziałem, że to i tak się stanie. Poczułem, że obaj jesteśmy nadzy. Wszystko działo się niewyobrażalnie szybko.  Jakiś nieznany mi dotąd ból przeszedł moje ciało, napełniając moje oczy po brzegi łzami. Tak nie można… Czułem jak krew pulsuje mi w skroniach. Przed oczami robiło się coraz ciemniej i nawet nie miałem już sił walczyć z przyjacielem. Powoli traciłem świadomość tego, co się dzieje, a Kris…


                Um, ała. Nie byłem w stanie powiedzieć nic więcej. Wstałem powoli z łóżka Krisa, czując jak z każdym krokiem wszystkie mięśnie się napinają. Musiałem dużo szlochać przez sen, bo na policzkach czułem zastygnięte ślady po słonych łzach. Wcale nie było mi zimno, mimo to cały się trząsłem. Powoli się ubrałem i starając się nie płakać więcej, wyszedłem na korytarz. Modliłem się, aby nikogo nie spotkać, niestety los ostatnio naprawdę przestał mnie lubić.
- Tao, coś się stało?
Sehun spojrzał na mnie z troską i dotknął mojego ramienia, a ja wzdrygnąłem się i szybko odsunąłem.
Szybko minąłem młodszego, żeby nie musieć patrzeć mu w oczy. Zapominając o bolących mięśniach popędziłem do swojego pokoju. Zniknąłem za drzwiami i po zamknięciu drzwi na klucz, upadłem bezwładnie na łóżko. Nie pamiętam ile czasu płakałem, ale na pewno dłużej niż godzinę. Przynajmniej nikt nie próbował do mnie wejść, bo z reguły o tak wczesnej porze członkowie jeszcze śpią. Nie mogłem się pozbierać. Za dużo… Chciałbym, żeby moje serce krwawiło, ale brutalnie zostało wczoraj wyrwane.  Spojrzałem na zdjęcie wiszące nad łóżkiem. W kąciku ust poczułem słoną łzę, która spłynęła po policzku.  To koniec. Ze mną. Nie zdobędę się nawet na wymianę spojrzeń z Krisem, co dopiero jakąś rozmowę. Myślenie o tym nic mi nie dało.
- Dobra, ruszaj dupę. Zrób coś ze sobą.
Próbowałem zmotywować moje wyniszczone do granic możliwości wewnętrzne ja. Wstałem powoli, przebrałem się i użyłem sporej ilości korektora, by zatuszować wory pod oczami. Mdliło mnie na samą myśl rozmowy z jakiś człowiekiem. Wyszedłem z pokoju. Droga wolna. Za oknem było trochę chłodno, więc ubrałem porządniejsze buty i skórzaną kurtkę, robiąc jak najmniej hałasu. Miałem nadzieję, że przed budynkiem zaczerpnę odrobinę świeżego powietrza. Powinienem przewidzieć, że nigdy rzeczy nie układają się po mojej myśli. Otworzyłem drzwi na dole budynku i momentalnie miałem ochotę je zamknąć. Przy schodach stała dziewczyna Krisa. Była dziewczyna. Na pewno mnie zauważyła, bo uśmiechała się przyjaźnie. Nie mogłem już uciec, więc zacisnąłem pięści i rzuciłem luźno ‘Cześć’. 
- Kris opowiadał Ci co się wczoraj stało?
Dźwięk przełykanej śliny odbił się echem w mojej głowie jak odgłos kamienia wrzuconego do studni.
- Nie był skłonny do rozmowy.
Poczułem, że dłonie pocą mi się intensywnie.
- No tak, strasznie się upił. Powiedział, że sam nie pamięta, co robił. Wydaje mu się, że zaraz po powrocie do domu poszedł spać. Dzwonił do mnie teraz, chciał żebym przyszła, chyba chce przeprosić. Jak dobrze pójdzie znów będziemy razem.
Uśmiechnęła się przyjaźnie nie mając pojęcia, co mi właśnie powiedziała. To gwóźdź do mojej trumny.
- Muszę już iść, przepraszam.
Ukłoniłem się. Uśmiechnąłem się, obróciłem twarz, a z moich oczu znów puścił się strumień wody. Za rogiem budynku, gdzie się zatrzymałem, było bardzo spokojnie. Pociągnąłem kilka razy nosem i wziąłem głębszy oddech. Wyjąłem z kieszeni telefon. To jedyne, co mogę w tej sytuacji zrobić. Wybrałem numer i odczekałem chwilę po sygnale.
- Tu Huang. Musimy porozmawiać…


*************************

Umm, Tao… Od wczoraj go nie widziałem. Zaraz rano gdzieś wyszedł i chyba wrócił jak już spałem. W poszukiwaniu przyjaciela zajrzałem do każdego pomieszczenia w dormie, lecz nigdzie go nie znalazłem. Wychodząc z łazienki, dostrzegłem Chanyeola, idącego już na śniadanie.
- Ej, Chanyeol! Nie widziałeś może Tao?
- Nie, sorki. Idziemy na śniadanie?
Kumpel złapał mnie za rękę i zaciągnął za sobą do jadalni. Nie mogłem przestać myśleć o nieobecnej Pandzie, zaczynałem się martwić. Śniadanie zaczęliśmy w jedenastu, a kilku członków spoglądało na mnie z naprawdę przerażającymi minami. Średnio wiedziałem o co im chodzi, nie miałem czasu nad tym myśleć. Tao był ważniejszy. Czułem, że nie dam rady więcej zjeść, więc wstałem grzecznie dziękując i odniosłem talerz do kuchni. Kiedy stanąłem przy blacie, zobaczyłem, że Sehun też odszedł od stołu i stoi teraz tuż za mną.
- To twoja wina.
Sehun patrzył na mnie wzrokiem, którym mógłby zabić. Naprawdę, aż poczułem nieprzyjemny dreszcz.
- O co chodzi?
- To przez ciebie Tao nie wrócił do domu na noc.
Wytrzeszczyłem oczy.
- Nie wrócił…?
Sehun zacisnął pięści, wyglądając na mocno wkurzonego. Zrobił krok w moją stronę, a ja odsunąłem się lekko czując się niezbyt pewnie w towarzystwie zdenerwowanego Sehuna. Młodszy warknął cos pod nosem, po czym wyszedł szybko z kuchni, mijając się z Suho w przejściu.
- Kris, chodź, menager chce z nami pogadać.
Skinąłem głową i poszedłem za liderem. Weszliśmy do salonu, gdzie reszta zespołu siedziała na kanapach, a menager stał na środku ze średnio zadowoloną miną. Zająłem miejsce obok Chanyeola, który jako jedyny nie patrzył na mnie wzrokiem bazyliszka. Spojrzałem na Sehuna. Oczy miał lekko zaczerwienione, jakby zbierało mu się na płacz. Atmosfera bynajmniej nie była przyjemna.
- No cóż, mam nie najlepsze wieści.
- Coś z Tao?!
Krzyknąłem bezwiednie, zwracając na siebie uwagę wszystkich członków.  Menager westchnął ciężko. O nie.

- Niestety. Do Exo dołączy ktoś z obecnych trainee, ponieważ…ummm…Tao już do nas nie wróci. Huang z powodów osobistych odszedł z wytwórni. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje za czytanie. 
Hwaiting ~~ 



poniedziałek, 2 września 2013

Ja x Ty

Cześć :) trochę minęło odkąd coś wstawiłem...No cóż, brak internetu dał się we znaki T.T Najbardziej osobista rzecz jaką napisałem, więc mam nadzieję, że przeczyta to przynajmniej jedna osoba. Tyle. Powodzenia w nowym roku szkolnym. Trzymam za was kciuki.
Hwaiting ~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



            Lato było wyjątkowo cieple tego roku. Słońce pojawiało się codziennie w całej okazałości i towarzyszyło ludziom do późnego wieczora. Znajomi chodzili na plażę, jeździli po świecie, zwiedzali. Zażywali młodości, zabawy, radości. Tak, radości. To dziwne, że użyłem słowa, którego znaczenia nie rozumiem, prawda? Mniej więcej w połowie wakacji znudziły im się wyjazdy. Teraz bawili się na miejscu, w naszym mieście. Nie ma dyskoteki, w której kiedyś nie byli. Wszystkie kluby były ich. Czy to źle? Pozakładali sobie karty stałych klientów, więc przynajmniej drinki mieli za pół ceny. Ale na tym chyba polegają wakacje.
Spędzasz czas z przyjaciółmi i dobrze się bawisz.
            Lato było wyjątkowo ciepłe tego roku. Siedząc we własnym pokoju odczuwałem to wyjątkowo mocno. Duszne powietrze wpychało się do mojej nory przez szpary w oknach. Żaluzje nie były bardzo szczelne, więc światło dostawało się do środka, tworząc mdłą poświatę. Przez pierwszy miesiąc dochodziłem do siebie. Chciałem przetrawić nasze ostatnie spotkanie, wszystkie Twoje słowa. Wypowiedziałeś je z takim uśmiechem, który kiedyś przeznaczony był tylko dla mnie. Mój widok zawsze poprawiał Ci humor. Byłeś szczęśliwy, kiedy widywaliśmy się tylko we dwóch, zawsze powtarzałeś, że nasze intymne spotkania są dla nas szczęściem. Szczęście. Kolejne słowo, którego nie jestem w stanie teraz zrozumieć.
            Uśmiech zarezerwowany wyłącznie dla mnie zaczął należeć do kogoś innego. Zrobiłem się zazdrosny. Zawsze mama mi powtarzała, że robiłem się aż zielony na twarzy, kiedy inne dziecko miało coś, czego bardzo pragnąłem, a nie mogłem  mieć. Nie jesteśmy już dziećmi, ale to dalej mi pozostało. Teraz jestem pewien, że podczas ostatniego miesiąca nauki moja skala zieleni zwiększyła się o 6-7 odcieni. Zaciskałem zęby i patrzyłem z boku jak się do niego uśmiechasz. Miałem nadzieję, że Ci przejdzie. Przecież ty nie byłeś gejem.

Zatrzymałem na chwilę pióro i spojrzałem za okno. Ostatnie dni wakacji są takie przygnębiające. W tej chwili usłyszałem niski, męski głos.
- Przepraszam, czy mogę to już zabrać?
Kelner delikatnie wskazał na pustą filiżankę po kawie, leżącą obok kremowego papieru listowego.
- Tak. I poproszę jeszcze jedną taką kawę, była pyszna.
Uśmiechnąłem się lekko do przystojnego bruneta, który zgrabnie ułożył filiżankę na tacy.
Odpowiedział mi czarującym uśmiechem, ukłonił się i odszedł w stronę baru. Przeciągnąłem się dyskretnie i znów chwyciłem pióro.

            Może dla niego zmieniłeś orientacje? Kiedy to ja wyznałem Ci miłość, wymigiwałeś się, że nie jesteś gotowy na związek z mężczyzną. Zawsze ta sama wymówka. To nie tak, że mnie nie kochałeś. Kochałeś mnie bardzo mocno, wiem. Ale jego zielone oczy przemawiały do Ciebie bardziej niż moje pozbawione blasku piwne tęczówki. Długo zastanawiałeś się, czemu nie widzisz w nich już tej iskierki co kiedyś. Teraz rozumiesz? Ty byłeś światłem, które rozpalało się we mnie mocniej z każdym spojrzeniem i dotykiem. Kiedy się uśmiechałeś, serce rosło mi w piersi i czułem jakby zaraz miało eksplodować ze szczęścia. Budziłeś we mnie uczucia, których nigdy wcześniej nie posmakowałem. Może dlatego tak mnie to cieszyło? Wszystko było nowe, przyjemne, odkrywcze. Dalej wspominam to z uśmiechem.
            Kiedy pojawił się on, nasza relacja zmieniła swój wydźwięk. Coraz mniej było Ciebie w moim życiu. Oddalałeś się, a moje światło gasło coraz intensywniej. Moje oczy stały się matowe, ponieważ nie miały już dla kogo błyszczeć. To proste. Znów pojawiło się coś nowego. Smutek. Żal. Łzy. Ścisk w żołądku. To było takie…nieprzyjemne. I takie niespodziewane. A co do niespodzianek. Nie bądź zaskoczony, gdy nie zobaczysz mnie w szkole w tym roku. Spokojnie, to nie przez Ciebie. Hmm, tak szczerze, to wszystko to Twoja wina. Nie mogłeś po prostu kochać mnie w ten sposób? Nie mogłeś przestać kochać tego kolesia? Musiałeś wybrać jego? Zawsze mi powtarzałeś, że jestem uroczy, a teraz? Znalazłeś sobie bardziej uroczego?

- Bardzo proszę.
Brunet postawił mi przy wolnej ręce filiżankę z parującym napojem.
- Dziękuję.
Odpowiedziałem najgrzeczniej jak mogłem, nie odrywając się od wspomnień, towarzyszących mi przez ostatnie kilkadziesiąt minut. Wziąłem spory łyk ciepłej kawy, a ta skutecznie rozgrzała mnie od środka, wprawiając na moment w stan mniej depresyjny. Westchnąłem cicho.

            Lato było wyjątkowo ciepłe tego roku. Dużo myślałem, nie spotykałem się z nikim. Nie chciałem widzieć sztucznie uśmiechniętych znajomych, klepiących mnie po plecach i głupio pytających: „No stary, co słychać?”. Ehh… Jak już wspomniałem, nie wrócę do naszej szkoły w tym roku. Oglądanie was na przerwach to dla mnie za dużo. Taką decyzję już podjąłem. Zacznę rok w innym liceum. Może tam poznam kogoś, kto mi Cię zastąpi.
Kogo ja oszukuję.
            Lato było wyjątkowo ciepłe tego roku. Słońce wstawało i zachodziło o tej samej porze. Każdy dzień wyglądał tak samo. Wiesz jak to jest. Każdy tak czasem ma. Przychodzi taki okres, że człowiek sam nie wie czym jest. Jest tym, co ma? Tym, co robi? Czym? Często zadawałem sobie to pytanie. A dni? Czym są te dni, które nie maja już dla mnie znaczenia? Czym są dni, których nie liczę, bo wiem, że nigdy się nie skończą? Nawet po śmierci te dni będą trwać. Dlaczego? Bo to moja pokuta. Pokuta za to, że zakochałem się w kimś, w kim nigdy nie powinienem się zakochać. Teraz już wiem i codziennie próbuje sobie to wytłumaczyć. Ale serce nie sługa.
            Chciałem życzyć Ci powodzenia w życiu i szczęścia w miłości, choć wydaje mi się, że te życzenia są mocno nie na miejscu. W każdym razie, dziękuję za wszystko.
Mam nadzieję, że lato było dla Ciebie równie ciepłe.

Złożyłem papier na trzy części i włożyłem do koperty leżącej obok. Ostatni łyk kawy smakował mi najbardziej, jak zawsze. Rozejrzałem się po kawiarni. Zaraz miała zacząć się Twoja zmiana. Pozbierałem resztę swoich rzeczy i podszedłem do kelnera stojącego przy barze.
- Przepraszam, czy mógłbyś przekazać to chłopakowi, który zaraz przyjdzie na swoją zmianę? Taki blondyn, trochę niższy ode mnie, kręcone włosy.
Uśmiechnąłem się niepewnie, a brunet tylko pokiwał głową i odwzajemnił uśmiech.
Jeszcze raz podziękowałem za kawę i wyszedłem dość szybkim krokiem, trzaskając szklanymi drzwiami wejściowymi. Słońce rzuciło mi się w oczy, oślepiając mnie na chwilę. Tak jak mówiłem, lato jest naprawdę ciepłe tego roku. 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję za czytanie~
Nie jest mi tak ciężko, ale miło, że są osoby, które się o mnie troszczą.


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Kris x Tao /Exo/

Kolejny fanfic. Nie wiem, czy idę w dobrym kierunku, bo zawsze wolałem pisać opwiadania o własnych postaciach, ale cóż. Do tej pory wszystko miało dla mnie jakieś inne znaczenie. Ale czy to znaczy, że muszę iść własną drogą? Lepiej trzymać się własnych marzeń i planów? A jego bliskość? W sumie dużo się kłuciliśmy. Dobrze jest przestać się ranić, ale czy te dobre chwile nie miały dla mnie większego znaczenia niż te złe? Nie jestem pewien. Jego...on...nie moge. Ciągle widzę jak się uśmiecha, ale wiem, że to już nie jest moje. To szczęście juz nie jest moje.
Zapraszam do czytania.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
 
 
 
                        Kolejna sesja zdjęciowa minęła bezproblemowo. Zdjęcia w duetach wyszły naprawdę genialne. Wszyscy byli wykończeni, ale też zadowoleni z wykonanej pracy, której efekty będziemy mogli podziwiać w następnym numerze K-star Magazine. Mieliśmy dobre nastroje, co dało wyczuć się w powietrzu, bo każdy się uśmiechał. No, prawie każdy. Katem oka zauważyłem Krisa, który nie wyglądał na najszczęśliwszego. Szedł trochę z tyłu, nie udzielając się w żadnej z toczących się dokoła rozmów. Mętnym wzrokiem wpatrywał się w daleki punkt i wcale nie zamierzał odwrócić się w naszą stronę. Szybko postanowiłem przeanalizować wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia, chcąc odkryć, co tak skutecznie zepsuło humor Krisowi. Hmm… W sumie to za wiele się dziś nie działo. Śniadanie minęło rutynowo, a zaraz później poszliśmy na sesję. Z samymi zdjęciami Kris nie miał problemu, zawsze lubił pozować. Image też mu się raczej spodobał, mówił, że codziennie mógłby się tak ubierać. Może to przeze mnie? Zdjęcia w duecie mieliśmy razem, co mnie osobiście ucieszyło. Z Krisem zawsze miałem dobre relacje, między nami nie było żadnych spin, więc czemu miałby się smucić przeze mnie? Nasze zdjęcia wyszły naprawdę dobrze, przytulaliśmy się i obejmowaliśmy. Wyglądaliśmy ze sobą naturalnie i swobodnie. I seksownie. Serio, Kris w białej koszuli rozpiętej do połowy wyglądał naprawdę nieziemsko. Trochę obawiałem się, że reżyser karze mi dotknąć jego torsu, a to wprawiłoby mnie w zbyt duże zakłopotanie. Zawsze był dla mnie nieosiągalny, nasze relacje zatrzymały się na etapie przyjaźni. Nigdy nie mówiłem Krisowi o tym, co do niego czuję, minimalizując szanse na to, że mnie zrani. Przynajmniej nie zepsułem naszej relacji. Teraz to ja zrobiłem zmartwioną minę i znów zacząłem myśleć, jak dziwnym trzeba być, żeby zakochać się w osobie tej samej płci. Z zamyślenia wyrwał mnie Lay, który położył mi dłoń na ramieniu, widząc moją zatroskaną minę.
- Wyglądasz na zmartwionego. Wszystko ok.?
Twierdząco kiwnąłem głową. 
- Wiesz, specjalnie poprosiłem menagera, żeby przydzielił Cię do pary z Krisem. Myślałem, że coś między wami zaiskrzy, ale chyba Kris nie jest z tego zadowolony.
Obaj odwróciliśmy się w stronę chłopaka, który nadal szedł sam. Lay czekał, aż cos powiem, ale tylko spojrzałem na niego bezradnie i wzruszyłem ramionami. Czyli to jednak przeze mnie Kris był smutny. Zdezorientowany rozejrzałem się dokoła. Ledwo, co wyszliśmy ze studia, a już staliśmy naprzeciw naszego wieżowca. Przez te rozmyślania droga do domu minęła mi szybko, ale nie powiedziałbym, że spokojnie.
                        W dormie panowała pogodna atmosfera, chłopaki wygłupiali się w najlepsze, siedząc w salonie. Jedynie Kris do razu poszedł do siebie i bez słowa zniknął, zamykając się w swoim królestwie. Siedziałem na kanapie i śmiałem się z żartów opowiadanych przez Chena, ale tak naprawdę zastanawiałem się, czemu Kris nie siedzi z nami. Jeszcze wczoraj sam przyszedłby do mnie, usiadł obok i pogadał jak z przyjacielem, trzymając mnie za ręce. Co ja mu takiego zrobiłem? Zachowywałem się dziś tak jak zawsze, nie zrobiłem nic, co mogłoby go urazić. Dystans, który utrzymywał od kilku godzin sprawiał mi dużą przykrość, co odebrało mi chęci na cokolwiek. Wziąłem sobie butelkę wody z lodówki i udałem się do swojego pokoju, gdzie miałem nadzieję odpocząć od dzisiejszego dnia i własnych myśli. Szedłem wzdłuż korytarza i mijając drzwi do pokoju Krisa, skręciłem do własnego. Moje łóżko ustawione było zaraz pod ścianą łączącą mój pokój z pokojem Wu, więc rzuciłem się na nie nieostrożnie, chcąc przynajmniej w ten sposób być teraz troszkę bliżej Krisa. Pod głową ułożyłem sobie dużą poduchę, przytrzymując lodowatą butelkę przy gorącym policzku. Śmiechy w salonie powoli cichły, chłopaki rozchodzili się do swoich pokoi i zmęczeni po całym dniu, kładli się spać. Lay ostrożnie uchylił drzwi i chyba uznał, że już zasnąłem, ponieważ cichutko wślizgnął się do środka i bardzo ostrożnie ułożył się na własnym łóżku, stojącym po drugiej stronie pokoju. Kilka minut później mogłem już dosłyszeć ustabilizowany oddech śpiącego przyjaciela. Przewróciłem się na plecy i wlepiłem wzrok w sufit.
- Myślisz, że Kris się czegoś domyśla? Dlatego ma taki zły humor? Nienawidzi mnie teraz? Będzie chciał się ze mną dalej przyjaźnić? Może będzie się teraz bał trzymać mnie za rękę? Co?
Na szczęście Lay nie odpowiedział na żadne pytanie, co bardzo mnie cieszyło. Gdyby Kris naprawdę wiedział, co do niego czuję, znienawidziłby mnie, wiem to. Poczułem straszny ścisk w żołądku. Do tej pory idealnie ukrywałem swoje uczucia, jak to możliwe, że się domyślił? Lay na pewno mu nie powiedział, nie zrobiłby mi tego. Oddałem się chwilowo ciszy panującej w mieszkaniu, nasłuchując bicia własnego serca. W jednej chwili usłyszałem dziwaczne dudnienie, dobiegające z pokoju Wu. Podpierając się łokciami, wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Oparłem się plecami o drzwi pokoju Wu Fana i starałem się wyłapać, co to za dźwięk. Miałem wrażenie, że dudnienie wydobywa się z czegoś mokrego, słychać było dziwne mlaskanie w tle. Uchyliłem lekko drzwi, by zobaczyć, co wydaje takie dźwięki. Zajrzałem do środka. Kris siedział na fotelu, odwrócony plecami do mnie, więc spokojnie mogłem patrzeć w jego stronę. Zauważyłem, że jego prawa ręka wykonuje intensywne ruchy, w przód i w tył, jakby…zaraz. Czy on…?
- Ohh…mmm…
Ciche jęknięcia sprawiły, że zdałem sobie sprawę, co naprawdę robi Kris. Gwałtownie zamknąłem oczy i wycofałem się na korytarz. Wiedziałem, że nie powinienem tego oglądać, ale nie mogłem się powstrzymać. Nie chciałem podglądać chłopaka, ale pokusa stawała się coraz większa, więc znów uchyliłem drzwi. Brzmiał tak rozkosznie, że przez moment sam czułem podniecenie i miałem ochotę sięgnąć ręką do własnych spodni. Z lekkim poczuciem winy ponownie wsunąłem głowę i wsłuchałem się w jęki Krisa.
- Oh, ummm, tak, Zitao, ouuu…
Błyskawicznie zatkałem sobie usta dłońmi, tłumiąc krzyk. Z szeroko otwartymi oczami pobiegłem do siebie, nawet nie zamykając drzwi Krisa, który i tak tego nie zauważył. Czy on powiedział moje imię? Powiedział moje imię, robiąc to? Matko, przez moment próbowałem sobie wmówić, że się przesłyszałem, ale moja świadomość była całkowicie pewna, że Wu Fan wyjęczał właśnie moje imię. Fantazjować o Krisie to jedno, ale wiedzieć, że on fantazjuje o mnie, to już zupełnie cos innego. Serce biło mi niepokojąco szybko, a dłonie pociły się jak podczas pierwszego występu. Przez ułamek sekundy czułem dziwne ukłucie gdzieś po lewej stronie klatki piersiowej, lecz po chwili przerodziło się to w pewnego rodzaju radość. Skoro Kris wyobrażał sobie, że robię mu dobrze, a ja od dłuższego czasu byłem w nim zakochany, nic nie stało na przeszkodzie wykonaniu tych fantazji w rzeczywistości. Uśmiechnąłem się sam do siebie i przytuliłem mocno poduszkę, wciąż myśląc o Krisie. Może jednak coś z tego będzie? Z optymistycznym nastawieniem zamknąłem oczy, mając nadzieję, że przyśni mi się starszy, siedzący zaraz za ścianą, przeżywający właśnie orgazm chłopak.
                        Lay uporczywie szarpał mnie za ramię, nie pozwalając mi dalej rozkoszować się snem.
- No wiesz, nie musiałeś mnie budzić, bo miałem naprawdę przyjemny sen. Kris mi się śnił.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i potarłem dłońmi oczy, powoli podnosząc się z pozycji leżącej.
- Tak, uświadomię Cię. Widać, że śnił Ci się Kris.
Lay spojrzał znacząco na moje bokserki, gdzie wyraźnie widoczne było teraz całkiem spore wzniesienie. Zawstydzony, nawet nie spojrzałem w oczy Lay’a, gwałtownie przykrywając swoje przyrodzenie poduszką.
- Ciesz się, że to ja Cie obudziłem. Gdyby wszedł tu ktoś inny, twoje uniesienie mogłoby zostać naruszone.
Xing uśmiechnął się pod nosem i rzucił we mnie moimi własnymi spodniami.
- Ubieraj się, za 15 minut mamy śniadanie. 
- Dzięki, Zhang.
Uśmiechnąłem się delikatnie, patrząc na plecy przyjaciela znikające za drzwiami. Pospiesznie ubrałem spodnie i wyszedłem do łazienki, ogarnąć trochę swoją twarz.
                        Wciąż myśląc o Krisie, opuściłem łazienkę i skierowałem się do pokoju, by skompletować resztę dzisiejszego stroju, bo przecież nie pójdę na śniadanie w samych spodniach. Odpływając myślami gdzieś daleko, nawet nie zauważyłem, kiedy drzwi uderzyły mnie w ramię, powodując utratę równowagi, a tym samym delikatny upadek.
- Oh, przepraszam, nie zauwa…
Kris patrzył na mnie z góry, mrugając ze zdziwienia dość intensywnie. Miał dziś na sobie mój podkoszulek bez rękawów, który pożyczyłem mu dwa dni temu. Z odkrytymi ramionami wyglądał niesamowicie seksownie.
- To mój podkoszulek?
Spytałem tępo, nie mogąc powiedzieć nic innego. Automatycznie przypomniało mi się to, co widziałem w nocy.
- Tak...a co, to twój jedyny?
Kris spojrzał najpierw na podkoszulek, a później znacząco zahaczył wzrok o mój goły tors. Podał mi dłoń, którą chwyciłem pewnie i od razu poczułem się lepiej.
- Nie, nie. Właśnie szedłem się ubrać.
Uśmiechnąłem się nerwowo i wytarłem spocone ręce w spodnie.
- Ok. to do zobaczenia na śniadaniu, Tao.
Wu uśmiechnął się i powoli ruszył w stronę jadalni. Jak on mógł być taki wyluzowany? I jakoś tak od razu humor mu się poprawił? Szybko zarzuciłem na siebie koszulę w kratkę i poszedłem na śniadanie, czując mały ucisk w żołądku. Wiedziałem, że nie dam rady zjeść za wiele.
                        Stół w jadalni był już zastawiony po brzegi, a stygnące jedzenie tylko czekało, aż ktoś je połknie. Prawie wszyscy siedzieli już przy stole, brakowało chyba tylko dwóch chłopaków. Instynktownie podszedłem do pustego krzesła między Lay’em a Suho i zająłem moje standardowe miejsce. Minutę później dołączyli do nas Baekhyun i Chanyeol, którzy zdyszani wbiegli do jadalni ledwo zatrzymując się przed stołem. Ukłonili się delikatnie i przeprosili za spóźnienie, tłumacząc się ‘prywatnymi sprawami’. Zajęli miejsce przy stole i wszyscy razem zaczęliśmy najważniejszy posiłek dnia. Katem oka spojrzałem na Krisa, który siedział zaraz obok Suho. Wychyliłem się lekko, nie chcąc patrzeć Krisowi w oczy, ale na moje nieszczęście nie udało mi się ominąć źrenic Ben Bena. Starszy uśmiechnął się urokliwie i powrócił do jedzenia, podczas gdy ja czułem, że nic w siebie nie wcisnę, zastanawiając się, jak można mieć takiego pecha.
- Czemu musiał się patrzeć akurat na mnie? I jeszcze ten uśmiech… Uhh, to mnie kiedyś wykończy. Ale jak coś z tym zrobię to będzie jeszcze gorzej. Skończą się wspólne wypady na miasto, nie będzie mnie już tak czule przytulał… a przecież on kocha mnie przytulać, zawsze to powtarza.
Przypomniałem sobie to przyjemne uczucie wypełniające moje ciało za każdym razem, kiedy Kris mnie obejmował. Uśmiechnąłem się pod nosem i w lepszym humorze powróciłem do wewnętrznego monologu.
- W sumie to dziś ma już dobry humor… I właściwie, skoro naprawdę o mnie fantazjował, może nie miałby nic przeciwko…
- Nie jesz?
Głos Suho przerwał mi mój trwający prawie całe śniadanie wywód.
- Nie, już jadłem.
Uśmiechnąłem się serdecznie i podałem Suho lśniąco biały, czyściutki talerz. W tym momencie zorientowałem się, że wyraźnie widać ile zjadłem, a Kim patrzył na mnie podejrzliwie, uśmiechając się lekko.
- Dbaj bardziej o siebie. Musisz cos jeść.
Kiwnąłem głową dziękując za radę i wstałem od stołu. Wytwórnia dała nam dziś dzień wolny, wiec planowałem szybko udać się do pokoju i przeczytać kilka fanficków (taorisów xD) na stronach fanowskich, tak dla rozładowania emocji.
- Ej, Tao.
Usłyszałem zza pleców męski głos, który kilka godzin temu seksownie wyszeptał moje imię. Wiedziałem, że bieg do pokoju nie ma teraz sensu, więc odwróciłem się niepewnie i spojrzałem na stojącego blisko mnie Krisa.
- Wiesz, może wybralibyśmy się dziś na buble tea? Widziałem, że nie zjadłeś zbyt wiele…
- Jasne, popytam chłopaków i możemy się wybrać większą grupą.
Przerwałem Krisowi, który popatrzył na mnie ciekawskim wzrokiem i chwycił mnie za rękę.
- Miałem na myśli tylko naszą dwójkę.
Trzymał mocno mój nadgarstek, jakby bał się, że zaraz ucieknę. W sumie to miałem ochotę uciec. Wodziłem oczami po całym pomieszczeniu byle nie patrzeć na niego i szukałem jakiejś sensowniej wymówki.
- Co jest? Spójrz mi w oczy, Zitao.
Znów to powiedział. Moje imię przywołało wciąż świeże wspomnienie jęczącego Ben Bena, dzięki czemu moja twarz zmieniła kolor na czerwony.
- Źle się czuję, a skoro mamy dzień wolny nie zamierzam nigdzie dziś wychodzić. Proszę, odpuść.
Chciałem zabrzmieć stanowczo i chyba mi się udało, bo Kris wyglądał na naprawdę zdezorientowanego. Zawsze robiliśmy, co on chciał, ale to nie był problem, uwielbiałem to. Uwielbiałem to, jaki był stanowczy i konsekwentny, a przy tym opiekuńczy i troskliwy. Ale teraz bałem się przebywać z nim sam na sam. Chciałem jeszcze trochę pomyśleć, a ten dzień wolny idealnie mi pasował. Wyrwałem swoją rękę z uścisku Krisa, który wciąż patrzył mi w oczy.
- Zobaczymy się wieczorem.
Uśmiechnąłem się lekko, ale mój lider nie odwzajemnił tego uśmiechu. Stał tylko wyprostowany i patrzył na mnie tym swoim wzrokiem. Czułem, że na mnie spogląda, ale zebrałem w sobie wszystkie siły i odwróciłem się na pięcie. Ruszyłem w stronę pokoju i pomimo tego, że byłem odwrócony plecami, wiedziałem, że Kris nie ruszył się z miejsca, dalej tam stał.
                        Miałem plan. Leżąc przez sześć godzin w łóżku nawet idiota by coś wymyślił. Stwierdziłem, że musze mu dziś wszystko powiedzieć, bo inaczej zwariuje. Kris i tak chyba zaczął coś podejrzewać, więc nie miałem wyboru. Przez cały dzień, gdy ja leżałem bez ruchu na łóżku, inni członkowie nie marnowali czasu. Lay co jakiś czas wpadał do pokoju sprawdzić czy żyje, wspominał też, co robią pozostali. Kilku chłopaków poszło poćwiczyć sporty, poruszać się. Oczywiście szło się domyślić, że Kris, jako największy leń zostanie w dormie i będzie relaksował się na kanapie w salonie. Chyba popsułem mu trochę humor. I właśnie dlatego muszę mu o wszystkim powiedzieć, tak będzie lepiej. Przynajmniej ruszę z miejsca. Jak mnie znienawidzi to będę musiał jakoś żyć dalej, a jak się uda… wtedy będę najszczęśliwszą osobą na świecie. Wyobraziłem sobie Krisa, przypierającego mnie do ściany, trzymającego jedną rękę na moim biodrze, drugą wodzącego po moich włosach, dotykającego swoimi ustami moich…
                        Powoli podniosłem się z łóżka, przecierając oczy. W pokoju było całkiem ciemno, musiałem spać naprawdę długo. Lay leżał na swoim łóżku i smacznie spał, więc musiało być późno. Zerwałem się gwałtownie i stanąłem na równe nogi. Wszystko miałem tak pięknie zaplanowane, ale oczywiście musiałem sobie zaspać. Choć…może nie wszystko jeszcze stracone. Najciszej jak tylko mogłem starałem się wyjść z pokoju i stanąć pod drzwiami Krisa. Oparłem się o drewnianą framugę i starając się nie obudzić śpiących kolegów, wsunąłem głowę do pokoju Wu Fana. Na szczęście, chłopak jeszcze nie spał. Siedział w takiej samej pozycji jak wczoraj, a jego ręka ruszała się równie intensywnie. Zacisnąłem pięści i powtarzałem sobie w myślach jedno zdanie jak mantrę.
- Teraz albo nigdy.
Poczułem nagły przypływ pewności siebie, spowodowany tłumionymi jękami Krisa. Postanowiłem to wykorzystać i pewnym krokiem podszedłem do siedzącego tyłem kolegi.
- Może pomóc?
Nachyliłem się nad starszym i chwyciłem pewnie jego prawą rękę.
- Długo kazałeś mi na siebie czekać.
Zaskoczony i zdezorientowany spojrzałem na uśmiechającego się właśnie Krisa. Bez zastanowienia obróciłem fotel starszego, siadając mu na kolanach i kładąc rękę na jego szyi. Agresywnie połączyłem nasze usta, co było bardziej przyjemne niż mogłem sobie wyobrazić. Ku mojemu zaskoczeniu, Kris wcale nie protestował. Poddawał się każdemu mojemu ruchowi, pozwalając mi na dokładnie zwiedzenie wnętrza swoich ust. Oderwałem się od niego na chwilę i teraz bez problemu spojrzałem mu prosto w oczy.
- No nareszcie.
Męski głos zmiękczył mi całkowicie serce. Kris uśmiechnął się pewnie i chwycił mocno moje uda, unosząc mnie lekko. Wstał z fotela i wciąż trzymając mnie na rękach, przeszedł kilka kroków w stronę łóżka.
- Masz ochotę na dziką zabawę?
Wu Fan upuścił mnie na miękki materac i, nie czekając na moja odpowiedź, dosłownie zdarł ze mnie koszulę. Nawet w najskrytszych fantazjach nie wyobrażałem sobie, że Krisus potrafi być taki drapieżny. Agresywnie zaczął całować moje ciało, wywołując u mnie dreszcz podniecenia i przyspieszając bicie serca. Jego dłonie coraz mocniej zaciskały się na moich plecach, które wyginały się bardziej. Kris mocno złapał mój nadgarstek, próbując ułożyć moje ręce nad głową.
- Tak się nie będziemy bawić.
Uśmiechnąłem się seksownie i oplotłem swoje nogi wokół bioder starszego, jednych ruchem zamieniając nas miejscami. Siedziałem okrakiem na chłopaku, który patrzył na mnie z pożądaniem, którego nie widziałem jeszcze u nikogo. Powoli ułożyłem swoje dłonie na jego brzuchu i zacząłem podciągać koszulkę coraz wyżej, celowo kilka razy zahaczając o jego sutki. Kris jęknął cicho z rozkoszy, przygryzając dolną wargę. Kiedy już całkiem pozbyłem się jego górnej części garderoby, nachyliłem się i delikatnie pocałowałem jego obojczyk.
- Chcesz mnie?
Uśmiechnąłem się i znów zamieniłem się miejscami w Krisem, który teraz był już całkowicie nagi. Zdziwiło mi, jak szybko był w stanie pozbyć się własnych spodni. Z moimi tez poszło mu całkiem sprawnie.
- Jesteś gotowy?
- Dla Ciebie zawsze.
Leżałem na brzuchu i czekałem, aż Kris włoży we mnie swojego członka. Najpierw trochę niepewnie, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Wchodził coraz głębiej, pobudzając do działania wszystkie moje mięśnie. Dosłownie wszystkie. Rozkoszne mrowienie przechodziło po całym moim ciele, zmuszając mnie do zaciskania dłoni w pięści, podczas tłumienia jęków. Kiedy poczułem, że Kris wszedł we mnie do końca, przestałem powstrzymywać jęki i nie obchodziło mnie już to, że obudzę pół dormu. Starszy coraz szybciej pchał biodrami w moim kierunku, napędzając tym samym całe ciało. Poruszaliśmy się w jednym rytmie, a Kris narzucał coraz szybsze tempo. Czułem się jak jego podwładny, ale serio, kto nie chciałby takiego pana? Zawładnął moim ciałem, nie zostawiając mi nawet chwili na złapanie oddechu. Oczekiwał ode mnie dużo wysiłku, a ja za wszelką cenę starłem się spełnić jego oczekiwania, które z minuty na minutę stawały się większe. Ręce Krisa zawędrowały blisko mojego nabrzmiałego penisa, obejmując go delikatnie, aczkolwiek stanowczo. Doprowadzał mnie do szaleństwa, jednocześnie sprawiając mi tyle przyjemności, jak nikt inny.
- Ah, Zitao…
Um, znów to zrobił. W momencie, kiedy Kris tak rozkosznie wyszeptał moje imię, poczułem jak obaj dochodzimy. Ja w rękach Krisa, a on we mnie. Wu Fan powoli wysunął się z mojego wnętrza, przesuwając swoje dłonie na moje biodra. Ostrożnie położył się obok mnie, otulając mnie najpierw swoim ramieniem, a później całym ciałem. Dalej czując to uniesienie, odchyliłem lekko głowę i ucałowałem Krisa delikatnie.
- Śpij, Tao. Musisz się wyspać, jutro już nie mamy dnia wolnego.
- Dziękuję. Ja…
- Kocham Cię, Zitao.
Moje imię wyszeptane przez najcudowniejszego chłopaka na świecie prawie mnie wzruszyło. Przymrużyłem oczy i, wtulając się nagrzane ciało Krisa, starałem się zasnąć.
- Co teraz zrobimy?
- Jak to co? Pójdziemy na to buble tea.
Po tych słowach wiedziałem, że nie musze już o niczym myśleć. Po prostu beztrosko zasnąłem.
 
PIK PIK PIK ***TU TAO. NIE MOGĘ TERAZ ODEBRAĆ TELEFONU, BO JESTEM NA BUBBLE TEA Z MOIM CHLOPAKIEM, KRISEM. ZOSTAW WIADOMOŚĆ. JAK BĘDĘ MIAŁ CZAS TO ODDZWONIĘ*** PIK PIK PIK
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 
 
Dziękuję za czyatnie.
Hwaiting ~

czwartek, 1 sierpnia 2013

Himchan x Zelo /B.A.P/

Jest strasznie. Ciągle tylko zbieram nowe pomysły i wymyślam fabułę, a nic nie pisze, za co jestem na siebie bardzo zły. n.n Wszystko miało być dobrze i takiej myśli się trzymałem, ale nie mogę wiecznie zasłaniać się nadzieją. Nieważne, wcale nie o to chodzi, po prostu szukam wymówki. Zawsze wygodniej jest zwalić winę na innych niż samemu przyznać się do błędu, prawda? *nieistotne* To chyba moje pierwsze opowiadanie. Odkopałem gdzieś na dysku i od razu zrobiło mi się przyjemniej. Wtedy próbowałem jeszcze róznych sposobów pisania, co sprawiało mi nie małą frajdę. Cóż, miłego czytania~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~




                 Himchan siedzi sam na kanapie i patrzy w telewizor, ale niespecjalnie rejestruje obrazy się w nim przewijające. Wstaje powoli i luźnym krokiem idzie do kuchni. Nie jest głodny, ale z nudów mógłby coś zjeść. Pozostali współlokatorzy gdzieś wybili, zostawiając go skazanego na oglądanie idiotycznych seriali. Nagle spogląda w stronę telefonu, który zaczyna wibrować. Na głos czyta imię dzwoniącego: Junhong.


- Co tam porabiasz, staruszku? – chłopak wita się radośnie.


- A nic, w sumie to się nudzę – w głosie Himchana wyraźnie słychać znudzenie, choć cieszy się, że to właśnie Zelo do niego dzwoni.


- Ja też.


- Co, zostałeś sam w domu? – starszy ma nadzieję, że odpowiedź będzie twierdząca.


- No, wszyscy poszli na miasto, a mnie zostawili, że niby za młody jestem czy coś… - z tonu głosu Zelo można wyczytać poirytowanie.


- U mnie też nikogo nie ma, siedzę i nic nie robię. – Himchan mówi przeciągle, jedną ręką mieszając coś w garczku stojącym na gazie.


- Obaj jesteśmy sami, a ja tak się boję pustego domu… - młodszy stara się coś lekko zasugerować.


- Ehh..może mógłbym zrobić coś, żeby poprawić Ci humor? – brunet z łatwością poddaje się sugestii, ciesząc się, że wyszło w miarę naturalnie.


- Mam ochotę na loda. – Zelo stwierdza stanowczo.


- Przepraszam, chyba muszę już kończyć…- Himchan czuje się trochę zmieszany bezpośredniością chłopaka.


- Himchan? Takiego na patyku.


- Wiesz, właśnie miałem oglądać jakiś film, może wpadniesz? – Himchan uśmiecha się pod nosem i analizuje swoją reakcje na słowo ‘lód’.


- Chętnie, ale innym razem. Dziś jestem zajęty.


- Przecież dopiero narzekałeś…- Himchan przerywa, słysząc pukanie do drzwi.


- Puk, puk, puk!


Zelo uśmiecha się radośnie, stojąc przed drzwiami Himchana z telefonem w ręce.


- Dobrze Cię widzieć, tego się nie spodziewałem. – z uśmiechem zaprasza blondyna do środka, machając przy tym do gościa.


Przyjaciele przytulają się na powitanie i idą do sypialni Himchana.


Junhong siada na łóżku bruneta i patrzy na niego wielkimi oczami.


- Masz może jakiś kocyk? – wydyma policzki jak małe dziecko.


- Ktoś powinien taki mieć.  -  Himchan grzebie w szafie współlokatora i podaje młodszemu kocyk, siadając obok niego na kanapie. – lubisz kocyki?


- Sa takie mięciutkie, puszyste i ciepłe, są jak…- Zelo przykłada dłoń do policzka Himchana i patrzy mu w oczy – Są jak Ty.


Speszony Himchan odsuwa się od blondyna.


- Jak ja? No przestań…


- Są tak samo mało męskie jak Ty. – młodszy nachyla się nad Himchanem i puszcza do niego oczko, uśmiechając się uroczo.


Kim zaciska zęby i próbuje zamachnąć się ręką, jakby chciał odepchnąć Zelo, jednak blondyn chwyta go za rękę i przysuwa się bliżej.


- To co oglądamy? – uśmiecha się serdecznie.


Himchan wystawa koledze język i krzyżuje ręce na klatce piersiowej.


- Tam leży kilka filmów, wybierz coś.


- A co jeśli chciałbym wziąć coś, czego nie ma na liście? – Zelo przygryza dolną wargę i patrzy apetycznie na Himchana, który ze wszystkich sił stara się nie dać sprowokować.


- Co np.? – zbiera w sobie wszystkie siły, byle tylko oprzeć się urokowi Junhong’a, który cieszy się, widząc zakłopotanie starszego.


- Ciebie, Channie. – przybliża się do bruneta i delikatnie go całuje, patrząc mu w oczy.


Himchan zamiast cieszyć się chwilą, myśli, co powiedzieliby jego znajomi, gdyby ich zobaczyli. Patrzy w oczy Zelo, próbując odczytać jego prawdziwe intencje.


- Channie, kocham Cię. – z nieuzasadniona pewnością siebie puszcza oczko do zaskoczonego Himchana, który nie może uwierzyć w swoje szczęście.







- Udowodnij – patrzy rozmarzonymi oczami na Zelo, który zaczyna całować go ponownie, tym razem intensywniej i mniej delikatnie.


Himchan czuje, że usta mu puchną, jednak wpuszcza język blondyna do buzi, pozwalając mu na więcej.  Zelo energicznymi ruchami bada wnętrze jego ust, pieszcząc każdą ich cześć, co wywołuje u Himchana ciche jęki, które trafiają wprost do ust przyjaciela.


- Ahhh…- Himchan wsuwa swoja dłoń pod koszulkę Zelo, odsłaniając jego delikatną, wręcz dziewczęcą skórę.


- Him…Tak bardzo Cię pragnę. – zaczyna całować Kima po szyi, co jakiś czas przygryzając jego skórę.


- Mmmmm… ohh. – Himchan zaciska zęby, żeby nie jęczeć głośniej.


Zachęcony jękami blondyn schodzi niżej, zaczyna powoli i niepewnie rozpinać pasek od spodni Himchana. Starszy uśmiecha się pod nosem, widząc nieporadność Zelo. Odsuwa rękę Junhonga  od swoich spodni i przewraca ich tak, że teraz to on jest na górze.


- Kocham Cię, Zelo. – nachyla się nad blondynem i dmucha gorącym powietrzem w okolice jego ucha. Zachęcony ruchem bioder młodszego, pociera swoim kroczem o jego męskość.


- Nie wyobrażasz sobie, jak długo na to czekałem. – ściąga z Himchana koszulkę i podziwia jego piękne ciało, wodząc rękami po brzuchu i plecach. Kim zaczyna pieścić sutki Zelo, liżąc je i ssąc. Powoli zatacza wokół nich kółka, co powoduje wygięcie się pleców blondyna w łuk.


- Himchan…ouu..tak.- uśmiecha się rozkosznie do leżącego na nim przyjaciela. 


Brunet odwzajemnia uśmiech jak najbardziej szczerze, czując, że w jego spodniach robi się naprawdę ciasno.


- Himchan? Czy to będzie twój pierwszy raz? – w oczach Zelo widać nutkę podniecenia.


- Nadal masz ochotę na loda, mały? – Himchan uśmiecha się szarmancko, przez co Zelo myśli, że wygląda teraz niezwykle apetycznie.


- Hah. – uśmiecha się i wyciąga obie ręce za głowę, dając Himchanowi czas na popisy.


Brunet ochoczo rozpina spodnie Zelo  i sięga ręką po jego męskość. Junhong powstrzymuje się od jęków i przygryza sobie wargę, czując jak fala rozkoszy zalewa jego ciało. Himchan powoli liże blondyna po podbrzuszu, wywołując u niego przyjemne dreszcze. Pomimo odczuwanej rozkoszy, Zelo przytomnieje na chwilę, czując zapach spalenizny.


- Him? Coś się pali?


Himchan odrywa się na chwilę od przyrodzenia Junhong’a.


- Co do…- zrywa się z łóżka i biegnie w stronę kuchni. – Kurwa mać!


Zelo zakłada koszulkę i w drodze do kuchni zapina spodnie.


- Co się stało?


- Zanim przyszedłeś, gotowałem sobie coś na kolację. – macha ręcznikiem nad palącym się garczkiem.


- Umm, sorki za kłopot, nie chciałem. – Zelo drapie się po głowie i robi czerwony na twarzy. Czuje się trochę głupio z powodu spalonego jedzenia.


- Nie wygłupiaj się, to nie przez Ciebie. – Himchan uśmiecha się szeroko. – Dziękuję, że przyszedłeś. Podobasz mi się od czasu naszego pierwszego spotkania i wiesz, pewnie jeszcze długo nic bym Ci nie powiedział, bo bałbym się, że…


Zelo podchodzi do gaszącego ogień bruneta i przytula go od tyłu.


- Chodźmy już do twojego pokoju, ok.? – blondyn odwraca Himchana w swoją stronę i całuje go delikatnie, patrząc mu w oczy.


- Następnym razem mogę ci coś ugotować. – starszy obejmuje Zelo ramieniem, nadal trzymając go blisko siebie.


- Ok., postaram się nie rozpraszać cię za bardzo, tak żebyś nic nie przypalił. – Junhong uśmiecha się uroczo, dzięki czemu na twarzy Himchana tez pojawia się uśmiech. Chwyta przyjaciela za rękę i ciągnie do swojej sypialni.


Tuz przed drzwiami do własnego pokoju, Himchan popycha agresywnie młodszego w stronę ściany, przyciskając go całym swoim ciałem. Zdezorientowany Zelo patrzy wielkimi oczami na swojego hyunga, który, nie mówiąc słowa, całuje go, co jakiś czas przygryzając jego język. Gładzi po plecach młodszego, rozkoszując się skórą, która jest wręcz stworzona do podziwiania. Junhong oplata ręce wokół szyi Himchana, mimowolnie wbijając paznokcie w kark starszego, który z każdym doświadczeniem robi się coraz bardziej napalony.


- Hi-Him…uwielbiam, kiedy jesteś taki brutalny. – Zelo znajduje siły by wyjęczeć cokolwiek, a jego zmęczone ciągłym wysiłkiem usta powoli zaczynają słabnąć.


- Nie widziałeś jeszcze najlepszego. – Himchan uśmiecha się z zadowolenia i jedna ręką przytrzymuje kark blondyna. Druga ręką otwiera drzwi sypialni i wpuszcza Zelo do środka. Sam wchodzi tam pewnym krokiem, zatrzaskując drzwi energicznie.


Już po kilku minutach z sypialni Himchana słychać donośnie jęki, wydawane w regularnych odstępach czasu. Na zmianę w powietrze wyrzucane jest imię Himchan albo Junhong. Łóżko kołysze się w intensywnym tempie, wydając z siebie charakterystyczny dźwięk, co wyraźnie słychać w całym mieszkaniu. Pewnie słychać to też w całym budynku. 








 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Dziękuję za czytanie.
Hwaiting ~