Cześć :D jak minęły wam wakacje? Mam nadzieję, że dobrze.
Ostatnie dni wolności upływają zbyt szybko, niestety. Ale teraz przynajmniej mamy siłę, by na dobre wrócić do nauki! ...nie?
Dajcie z siebie wszystko. Trzymam kciuki, jesteście świetni.
Miłego czytania.
Take care ~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- O nie. Chyba
drzwi się zatrzasnęły.
- No przestań,
to niemożliwe.
Zachowałem
stoicki spokój i podszedłem do drzwi.
- Daj, ja
spróbuję.
Poruszałem
kilka razy klamką, a drzwi praktycznie same się otworzyły. Często się tak zacinały,
po prostu trzeba było umieć je otworzyć.
- Mam w tym
wprawę, uwierz.
Yongnam
uśmiechnął się zadowolony.
- Brawo,
uratowałeś nam życie.
Zabrzmiało to
dość ironicznie, ale pomimo tego poczułem się dumny.
- Chodź, pokaże
Ci jeszcze raz. Skoro tu pracujesz, ta umiejętność może Ci się przydać.
Chwyciłem
Yongnama za ramię, a drugą ręką mocno trzasnąłem drzwiami od chłodni.
- Popatrz,
wystarczy, że pociągniesz lekko do góry, a później mocno pchniesz…
Zrobiłem tak,
jak powiedziałem, ale tym razem nie otrzymałem pożądanego efektu. Uśmiechnąłem
się żartobliwie do Hana, udając, że robię to dla zabawy, a on patrzył na mnie z
politowaniem. Spróbowałem jeszcze raz. I jeszcze raz.
- No, jak Ci
idzie?
Znów ta ironia
w głosie.
- Cóż…
Zacząłem,
ukrywając zdenerwowanie.
- Wygląda na
to, że drzwi naprawdę się zatrzasnęły.
Yongnam z
niedowierzaniem pokręcił głową i usiadł na metalowym blacie wolnym od pudeł.
- Tylko nie to…
- Spokojnie,
przecież zaraz nas ktoś otworzy.
Pocieszyłem
bruneta, choć sam stresowałem się odczuwanym zimnem. Usiadłem obok niego i
starałem się zacząć rozmowę dla zabicia czasu.
- W tej chłodni
jest całkiem…chłodno.
Jestem idiotą.
Postarałem się, nie ma co.
- No, chłodno
jest. Poczekaj.
Han zeskoczył z
blatu, zdjął z bioder fartuch i przykrył mi nim ramiona.
- Przynajmniej
trochę powinno pomóc.
Zmusiłem się do
delikatnego uśmiechu.
- Nie trzeba
było.
Siedzieliśmy
chwilę w ciszy. Sytuacja była nieco dziwna, ale zdałem sobie sprawę, że jeszcze
dziwniej będzie, gdy Chandu nas otworzy. Wolałbym zamarznąć w chłodni, niż znów
kłócić się z chłopakiem. A jestem pewien, że z tego będzie kłótnia. Po prostu
mam takiego pecha. Rozprawiając o własnym losie poczułem, że Yongnam kładzie mi głowę na ramieniu.
- Junhong..
Wyszeptał.
Odsunąłem się, ponieważ nie chciałem wchodzić z brunetem w intymniejszy
kontakt. Wbrew moim oczekiwaniom, chłopak wciąż na mnie napierał.
- Ej, co
robisz!
Odepchnąłem go
lekko za ramię, a jego ciało bezwładnie opadło na blat .
- Yongnam,
kurwa!
Zerwałem się
szybko i chwyciłem bruneta za ramiona.
- Co jest…
Mówiłem pod
nosem, szarpiąc jego ciałem. Zupełnie nie reagował. Przystawiłem policzek do
jego malinowych ust. Oddychał spokojnie, co widać było po ruchach jego klatki
piersiowej. Sam odetchnąłem z ulgą, widząc, że chłopak żyje. Ale co mam teraz z
nim zrobić? Rozejrzałem się dookoła, ciało Yongnama ułożyłem na blacie w
wygodniejszej pozycji i przykryłem go jego własnym fartuchem. Starałem się go
ocucić, uderzając kilka razy w twarz. Całkiem niezła zabawa.
- Halo, jest
tam ktoś?
Krzyknąłem w
stronę drzwi. Wydawało mi się, że coś słyszałem. Szybko do nich podbiegłem i
zacząłem robić hałas pięściami.
- Ej, słyszy
mnie ktoś?! Tu jestem, halo!
Szarpałem teraz
intensywnie za klamkę, aż poczułem, że od drugiej strony też ktoś nią rusza.
Odsunąłem się o krok, a w drzwiach stanął wysoki chłopak.
- Chandu!
Rzuciłem mu się
na szyję, a ten zdezorientowany wskazał palcem na Yongnama.
- Czy on, no
wiesz…nie żyje?
Uderzyłem
chłopaka dość mocno w ramię.
- Oszalałeś?!
Trzeba wezwać pogotowie, stracił przytomność.
- Co wy tu
razem robiliście?
Zaczyna się.
Nie był to moment na tą rozmowę.
- Nic. Później
Ci wytłumaczę.
Wyszedłem z
chłodni, potarłem o siebie zmarznięte dłonie i wyciągnąłem telefon z
pozostawionej wcześniej na zapleczu torby.
***
No nieźle. Od początku tygodnia
jestem już drugi raz w szpitalu. Na szczęście tym razem nie w roli pacjenta.
Siedziałem spokojnie na izbie przyjęć i czekałem, aż wypuszczą Yongnama.
Pogotowie przyjechało dość szybko, jednak wciąż był nieprzytomny, więc zabrali
go na izbę. Pomimo sprzeciwu Chandu, pojechałem z brunetem. Czułem, że muszę.
Chłopak obudził się już w karetce, wszystko było w miarę stabilne, ale zabrali
go jeszcze na badanie odruchów. Dlatego siedziałem sobie w szpitalu,
przeglądając kolorowe czasopisma. Po chwili uśmiechnięty Yongnam wyszedł zza
rogu.
- Wszystko
dobrze?
Wstałem z krzesła
i przygotowałem się do wyjścia.
- Tak, dzięki.
- Czemu od razu
nie powiedziałeś, że źle reagujesz na chłód?
Brunet wzruszył
ramionami, a ja spojrzałem na niego z miną matki karcącej swoje dziecko.
- Wszystko
dobre, co się dobrze kończy, nie?
Uśmiechnął się
ujmująco i wyszedł z budynku. Dołączyłem szybko do stojącego przed szpitalem
bruneta.
- I co teraz?
Spytałem, choć
sam nie wiem, jakiej odpowiedzi się spodziewałem.
- W jakim
sensie ‘co teraz’? Wrócimy autobusem do kawiarni. To tylko trzy przystanki.
Kiwnąłem głową
na znak zgody i razem poszliśmy w stronę przystanku autobusowego. Chciałem
zacząć jakąś rozmowę, ale nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć. Kiedy już
otworzyłem usta, Yongnam mnie uprzedził.
- Dziękuje. To
miłe, że tak się mną przejąłeś.
Spojrzał na
mnie z ukosa, a ja odwróciłem wzrok, udając, że sprawdzam, o której mamy
autobus.
- To nic, źle
bym się czuł, gdybyś przyjechał tu sam. Nasz autobus będzie za minutę.
- Wiesz, od
dawna nikt się o mnie nie troszczył, więc to przyjemna odmiana.
Uśmiechnąłem
się, znów nie wiedząc, jak wyrazić się słowami. Staliśmy na przystanku w ciszy,
a nasz autobus nie kazał na siebie czekać. Zajęliśmy dwa miejsca i obaj spoglądaliśmy na
mijane miasto. Ludzie wracali z pracy zatłoczonymi od samochodów ulicami, tłumy
wiecznie śpieszących się osób pędziły chodnikami w różnych kierunkach. Nagle
rytm życia miasta wydał mi się zupełnie inny.
- Jak było w
szkole?
Zaskoczyło mnie
pytanie Yongnama.
- Umm, w
porządku.
Han uśmiechnął
się nawet na mnie nie patrząc. Na szczęście udało nam się ominąć korki, więc
dotarliśmy do kawiarni w miarę sprawnie. Chandu, o którym całkiem zapomniałem,
stał za barem i wyraźnie na nas czekał. Kiedy tylko weszliśmy, stanął
naprzeciwko nas i chwycił mnie dość mocno za rękę.
-
Porozmawiajmy.
Yongnam poszedł
od razu na zaplecze, nie chcąc przeszkadzać. Mimo to, Chandu ciągnął mnie po
schodach na górne piętro. Usiadłem na łóżku chłopaka i przygotowałem się na
kazanie.
- Prosiłem Cię
przecież o tak prostą rzecz, nie mogłeś dla mnie tego zrobić?
Park znów był
zdenerwowany. Stał na środku pokoju, mówiąc podniesionym głosem.
- O co Ci
chodzi?
Zmarszczyłem
brwi.
- O trzymanie
się z daleka od Hana. Nigdy nie możesz zrobić tego, o co proszę.
- Nigdy?!
Zawsze robię to, co mi każesz, mam tego dość!
Teraz mój głos
też brzmiał dosadniej. Chandu potarł twarz dłońmi i powiedział już łagodniej.
- Same problemy
przez tego Yongnama.
- Przestań.
Ciągle tylko powtarzasz, żebym się do niego nie zbliżał, bez podania
konkretnego powodu. To nie z Yongnamem jest problem, tylko z Tobą. Jesteś
egoistą.
Wstałem z łóżka
i ruszyłem w stronę drzwi. Kiedy minąłem chłopaka, złapał mnie za przedramię.
- Patrz, już
nastawił Cię przeciwko mnie.
- To nie on
mnie tak nastawił, sam to zrobiłeś.
Wyszarpałem się
z uścisku Chandu i zszedłem na dół. Yongnam stał za ladą i patrzył na mnie
uważnie.
- Masz przeze
mnie problemy?
Przecząco
kiwnąłem głową.
- Nie przez
Ciebie.
- Junhong!
Odwróciłem się
za krzyczącym z górnego piętra chłopakiem. Chandu o włos nie przewrócił się na
schodach, biegnąc na dół. Spojrzał na Yongnama, który tym razem nie wyszedł.
- Pogadajmy
jeszcze.
Zwrócił się do
mnie.
- Na dziś nam
już chyba wystarczy. Do zobaczenia, Yongnam.
Aish, to było
perfidne z mojej strony. Zasłużył. Podszedłem bliżej drzwi i usłyszałem za
plecami jak ktoś wbiega po schodach. Wkurzony
doszedłem do domu, wziąłem prysznic i powoli zacząłem się zastanawiać, co będę
robił sam w domu przez tydzień. Nie ma opcji, żebym spędził z tym egoistą
choćby sekundę. A moi rodzice wyobrażają
sobie, że za dwa dni u niego zamieszkam. Niedoczekanie. Zażyłem tabletki
przeciwbólowe i od razu położyłem się do łóżka. To chyba przez nie chodzę
ostatnio taki rozdrażniony. Faszerują człowieka nie wiadomo czym, a
później…aaeach*odgłos ziewania*. Co ja miałem jeszcze dziś zrobić? A tak,
wstałem po telefon i z zamykającymi się oczami wystukałem sms:
‘Odpuśćmy sobie spotkania w tym tygodniu.’
Zaznaczyłem
pole odbiorcy i przez moment zastanowiłem się do kogo wysłać tego sms. Do
Chandu? Do Yongnama? Najbezpieczniej będzie, jeśli wyślę do obu. Dodałem dwóch odbiorców
i wysłałem wiadomość. Leżałem w swoim
wygodnym łóżku, czekając na jakąś odpowiedź. Po 20 minutach nie otrzymałem
żadnej, więc pomyślałem sobie ‘Chrzanić to.’ i poszedłem spać.
***
Czwartkowy poranek przebiegł bez zakłóceń, tak
jak z resztą cały dzień. W szkole luzy, bo ostatnie dwa dni tygodnia szkolne
zawsze mijają mi przyjemnie. Nikt nie męczył mnie sms’ami, nikt nie czekał przy
bramce, nikt nie stał przy mojej szafce. Spokój i cisza. Obawiam się jednak, że
to spokój przed burzą. O ile czwarty dzień tygodnia był dla mnie ukojeniem i
pomógł mi odpocząć od ciągłego natłoku myśli, o tyle wiecznie wyczekiwany przez
wszystkich piątek minął dość nerwowo.
Myślałem o wyjeżdżających rodzicach i domu, w którym mam zostać. Sprawy z
Chandu się komplikują, znów zaczynamy kłócić się o wszystko. Czy na miejscu
Chandu nie zachowywałbym się tak samo? Nie wiem. Ciężko mi sobie wyobrazić taką
sytuacje. Z resztą, nie ma po co tego rozważać.
- Jun! Jesteś w
szkole, okaż szacunek nauczycielowi!
Momentalnie
podniosłem głowę z ławki i usiadłem wyprostowany, jakbym miał kołek włożony wiadomo
gdzie. Tuż przed moja ławką stał pan
dyrektor z pogardliwą miną.
- Pozwól ze mną
do gabinetu.
Wyszedł. Spojrzałem
na nauczyciela, który kiwnął głową na znak, że mogę opuścić salę. Pośpiesznie
wrzuciłem książki do torby i zostawiłem za sobą przysypiającą z nudów klasę.
Gabinet nie był przyjemnym
miejscem w szkole, choć na pewno był lepszy niż toaleta na trzecim piętrze. Nie
śmierdziało tu grzybem, ściany nie miały przebarwień, a trzecioklasiści tu nie
pili i nie topili głów pierwszaków w sedesach. Tak, takie rzeczy zdarzają się
nawet w najlepszych szkołach.
- No, Junhong…
Co znowu
zrobiłem?
- Powiem
wprost. Słyszałem, że zostałeś pobity za szkołą.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje za czytanie.
Hwaiting ~~