niedziela, 31 sierpnia 2014

Fluttering Whisper / rozdział V /

Ach, ja i to moje tempo pisania -,,-
Cześć :D jak minęły wam wakacje? Mam nadzieję, że dobrze.
Ostatnie dni wolności upływają zbyt szybko, niestety. Ale teraz przynajmniej mamy siłę, by na dobre wrócić do nauki! ...nie?
Dajcie z siebie wszystko. Trzymam kciuki, jesteście świetni.
Miłego czytania.
Take care ~


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


- O nie. Chyba drzwi się zatrzasnęły.
- No przestań, to niemożliwe.
Zachowałem stoicki spokój i podszedłem do drzwi.
- Daj, ja spróbuję.
Poruszałem kilka razy klamką, a drzwi praktycznie same się otworzyły. Często się tak zacinały, po prostu trzeba było umieć je otworzyć.
- Mam w tym wprawę, uwierz.
Yongnam uśmiechnął się zadowolony.
- Brawo, uratowałeś nam życie.
Zabrzmiało to dość ironicznie, ale pomimo tego poczułem się dumny.
- Chodź, pokaże Ci jeszcze raz. Skoro tu pracujesz, ta umiejętność może Ci się przydać.
Chwyciłem Yongnama za ramię, a drugą ręką mocno trzasnąłem drzwiami od chłodni.
- Popatrz, wystarczy, że pociągniesz lekko do góry, a później mocno pchniesz…
Zrobiłem tak, jak powiedziałem, ale tym razem nie otrzymałem pożądanego efektu. Uśmiechnąłem się żartobliwie do Hana, udając, że robię to dla zabawy, a on patrzył na mnie z politowaniem. Spróbowałem jeszcze raz. I jeszcze raz.
- No, jak Ci idzie?
Znów ta ironia w głosie.
- Cóż…
Zacząłem, ukrywając zdenerwowanie.
- Wygląda na to, że drzwi naprawdę się zatrzasnęły.
Yongnam z niedowierzaniem pokręcił głową i usiadł na metalowym blacie wolnym od pudeł.
- Tylko nie to…
- Spokojnie, przecież zaraz nas ktoś otworzy.
Pocieszyłem bruneta, choć sam stresowałem się odczuwanym zimnem. Usiadłem obok niego i starałem się zacząć rozmowę dla zabicia czasu.
- W tej chłodni jest całkiem…chłodno.
Jestem idiotą. Postarałem się, nie ma co.
- No, chłodno jest. Poczekaj.
Han zeskoczył z blatu, zdjął z bioder fartuch i przykrył mi nim ramiona.
- Przynajmniej trochę powinno pomóc.
Zmusiłem się do delikatnego uśmiechu.
- Nie trzeba było.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Sytuacja była nieco dziwna, ale zdałem sobie sprawę, że jeszcze dziwniej będzie, gdy Chandu nas otworzy. Wolałbym zamarznąć w chłodni, niż znów kłócić się z chłopakiem. A jestem pewien, że z tego będzie kłótnia. Po prostu mam takiego pecha. Rozprawiając o własnym losie poczułem,  że Yongnam kładzie mi głowę na ramieniu.
- Junhong..
Wyszeptał. Odsunąłem się, ponieważ nie chciałem wchodzić z brunetem w intymniejszy kontakt. Wbrew moim oczekiwaniom, chłopak wciąż na mnie napierał.
- Ej, co robisz!
Odepchnąłem go lekko za ramię, a jego ciało bezwładnie opadło na blat .
- Yongnam, kurwa!
Zerwałem się szybko i chwyciłem bruneta za ramiona.
- Co jest…
Mówiłem pod nosem, szarpiąc jego ciałem. Zupełnie nie reagował. Przystawiłem policzek do jego malinowych ust. Oddychał spokojnie, co widać było po ruchach jego klatki piersiowej. Sam odetchnąłem z ulgą, widząc, że chłopak żyje. Ale co mam teraz z nim zrobić? Rozejrzałem się dookoła, ciało Yongnama ułożyłem na blacie w wygodniejszej pozycji i przykryłem go jego własnym fartuchem. Starałem się go ocucić, uderzając kilka razy w twarz. Całkiem niezła zabawa.
- Halo, jest tam ktoś?
Krzyknąłem w stronę drzwi. Wydawało mi się, że coś słyszałem. Szybko do nich podbiegłem i zacząłem robić hałas pięściami.
- Ej, słyszy mnie ktoś?! Tu jestem, halo!
Szarpałem teraz intensywnie za klamkę, aż poczułem, że od drugiej strony też ktoś nią rusza. Odsunąłem się o krok, a w drzwiach stanął wysoki chłopak.
- Chandu!
Rzuciłem mu się na szyję, a ten zdezorientowany wskazał palcem na Yongnama.
- Czy on, no wiesz…nie żyje?
Uderzyłem chłopaka dość mocno w ramię.
- Oszalałeś?! Trzeba wezwać pogotowie, stracił przytomność.
- Co wy tu razem robiliście?
Zaczyna się. Nie był to moment na tą rozmowę.
- Nic. Później Ci wytłumaczę.
Wyszedłem z chłodni, potarłem o siebie zmarznięte dłonie i wyciągnąłem telefon z pozostawionej wcześniej na zapleczu torby.

***

                No nieźle. Od początku tygodnia jestem już drugi raz w szpitalu. Na szczęście tym razem nie w roli pacjenta. Siedziałem spokojnie na izbie przyjęć i czekałem, aż wypuszczą Yongnama. Pogotowie przyjechało dość szybko, jednak wciąż był nieprzytomny, więc zabrali go na izbę. Pomimo sprzeciwu Chandu, pojechałem z brunetem. Czułem, że muszę. Chłopak obudził się już w karetce, wszystko było w miarę stabilne, ale zabrali go jeszcze na badanie odruchów. Dlatego siedziałem sobie w szpitalu, przeglądając kolorowe czasopisma. Po chwili uśmiechnięty Yongnam wyszedł zza rogu.
- Wszystko dobrze?
Wstałem z krzesła i przygotowałem się do wyjścia.
- Tak, dzięki.
- Czemu od razu nie powiedziałeś, że źle reagujesz na chłód?
Brunet wzruszył ramionami, a ja spojrzałem na niego z miną matki karcącej swoje dziecko.
- Wszystko dobre, co się dobrze kończy, nie?
Uśmiechnął się ujmująco i wyszedł z budynku. Dołączyłem szybko do stojącego przed szpitalem bruneta.
- I co teraz?
Spytałem, choć sam nie wiem, jakiej odpowiedzi się spodziewałem.
- W jakim sensie ‘co teraz’? Wrócimy autobusem do kawiarni. To tylko trzy przystanki.
Kiwnąłem głową na znak zgody i razem poszliśmy w stronę przystanku autobusowego. Chciałem zacząć jakąś rozmowę, ale nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć. Kiedy już otworzyłem usta, Yongnam mnie uprzedził.
- Dziękuje. To miłe, że tak się mną przejąłeś.
Spojrzał na mnie z ukosa, a ja odwróciłem wzrok, udając, że sprawdzam, o której mamy autobus.
- To nic, źle bym się czuł, gdybyś przyjechał tu sam. Nasz autobus będzie za minutę.
- Wiesz, od dawna nikt się o mnie nie troszczył, więc to przyjemna odmiana.
Uśmiechnąłem się, znów nie wiedząc, jak wyrazić się słowami. Staliśmy na przystanku w ciszy, a nasz autobus nie kazał na siebie czekać.  Zajęliśmy dwa miejsca i obaj spoglądaliśmy na mijane miasto. Ludzie wracali z pracy zatłoczonymi od samochodów ulicami, tłumy wiecznie śpieszących się osób pędziły chodnikami w różnych kierunkach. Nagle rytm życia miasta wydał mi się zupełnie inny.
- Jak było w szkole?
Zaskoczyło mnie pytanie Yongnama.
- Umm, w porządku.
Han uśmiechnął się nawet na mnie nie patrząc. Na szczęście udało nam się ominąć korki, więc dotarliśmy do kawiarni w miarę sprawnie. Chandu, o którym całkiem zapomniałem, stał za barem i wyraźnie na nas czekał. Kiedy tylko weszliśmy, stanął naprzeciwko nas i chwycił mnie dość mocno za rękę.
- Porozmawiajmy.
Yongnam poszedł od razu na zaplecze, nie chcąc przeszkadzać. Mimo to, Chandu ciągnął mnie po schodach na górne piętro. Usiadłem na łóżku chłopaka i przygotowałem się na kazanie.
- Prosiłem Cię przecież o tak prostą rzecz, nie mogłeś dla mnie tego zrobić?
Park znów był zdenerwowany. Stał na środku pokoju, mówiąc podniesionym głosem.
- O co Ci chodzi?
Zmarszczyłem brwi.
- O trzymanie się z daleka od Hana. Nigdy nie możesz zrobić tego, o co proszę.
- Nigdy?! Zawsze robię to, co mi każesz, mam tego dość!
Teraz mój głos też brzmiał dosadniej. Chandu potarł twarz dłońmi i powiedział już łagodniej.
- Same problemy przez tego Yongnama.
- Przestań. Ciągle tylko powtarzasz, żebym się do niego nie zbliżał, bez podania konkretnego powodu. To nie z Yongnamem jest problem, tylko z Tobą. Jesteś egoistą.
Wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę drzwi. Kiedy minąłem chłopaka, złapał mnie za przedramię.
- Patrz, już nastawił Cię przeciwko mnie.
- To nie on mnie tak nastawił, sam to zrobiłeś.
Wyszarpałem się z uścisku Chandu i zszedłem na dół. Yongnam stał za ladą i patrzył na mnie uważnie.
- Masz przeze mnie problemy?
Przecząco kiwnąłem głową.
- Nie przez Ciebie.
- Junhong!
Odwróciłem się za krzyczącym z górnego piętra chłopakiem. Chandu o włos nie przewrócił się na schodach, biegnąc na dół. Spojrzał na Yongnama, który tym razem nie wyszedł.
- Pogadajmy jeszcze.
Zwrócił się do mnie.
- Na dziś nam już chyba wystarczy. Do zobaczenia, Yongnam.
Aish, to było perfidne z mojej strony. Zasłużył. Podszedłem bliżej drzwi i usłyszałem za plecami  jak ktoś wbiega po schodach. Wkurzony doszedłem do domu, wziąłem prysznic i powoli zacząłem się zastanawiać, co będę robił sam w domu przez tydzień. Nie ma opcji, żebym spędził z tym egoistą choćby sekundę.  A moi rodzice wyobrażają sobie, że za dwa dni u niego zamieszkam. Niedoczekanie. Zażyłem tabletki przeciwbólowe i od razu położyłem się do łóżka. To chyba przez nie chodzę ostatnio taki rozdrażniony. Faszerują człowieka nie wiadomo czym, a później…aaeach*odgłos ziewania*. Co ja miałem jeszcze dziś zrobić? A tak, wstałem po telefon i z zamykającymi się oczami wystukałem sms:

‘Odpuśćmy sobie spotkania w tym tygodniu.’

Zaznaczyłem pole odbiorcy i przez moment zastanowiłem się do kogo wysłać tego sms. Do Chandu? Do Yongnama? Najbezpieczniej będzie, jeśli wyślę do obu. Dodałem dwóch odbiorców i wysłałem wiadomość.  Leżałem w swoim wygodnym łóżku, czekając na jakąś odpowiedź. Po 20 minutach nie otrzymałem żadnej, więc pomyślałem sobie ‘Chrzanić to.’ i poszedłem spać.

***

                 Czwartkowy poranek przebiegł bez zakłóceń, tak jak z resztą cały dzień. W szkole luzy, bo ostatnie dwa dni tygodnia szkolne zawsze mijają mi przyjemnie. Nikt nie męczył mnie sms’ami, nikt nie czekał przy bramce, nikt nie stał przy mojej szafce. Spokój i cisza. Obawiam się jednak, że to spokój przed burzą. O ile czwarty dzień tygodnia był dla mnie ukojeniem i pomógł mi odpocząć od ciągłego natłoku myśli, o tyle wiecznie wyczekiwany przez wszystkich piątek  minął dość nerwowo. Myślałem o wyjeżdżających rodzicach i domu, w którym mam zostać. Sprawy z Chandu się komplikują, znów zaczynamy kłócić się o wszystko. Czy na miejscu Chandu nie zachowywałbym się tak samo? Nie wiem. Ciężko mi sobie wyobrazić taką sytuacje. Z resztą, nie ma po co tego rozważać.
- Jun! Jesteś w szkole, okaż szacunek nauczycielowi!
Momentalnie podniosłem głowę z ławki i usiadłem wyprostowany, jakbym miał kołek włożony wiadomo gdzie.  Tuż przed moja ławką stał pan dyrektor z pogardliwą miną.
- Pozwól ze mną do gabinetu.
Wyszedł. Spojrzałem na nauczyciela, który kiwnął głową na znak, że mogę opuścić salę. Pośpiesznie wrzuciłem książki do torby i zostawiłem za sobą przysypiającą z nudów klasę.
                Gabinet nie był przyjemnym miejscem w szkole, choć na pewno był lepszy niż toaleta na trzecim piętrze. Nie śmierdziało tu grzybem, ściany nie miały przebarwień, a trzecioklasiści tu nie pili i nie topili głów pierwszaków w sedesach. Tak, takie rzeczy zdarzają się nawet w najlepszych szkołach.
- No, Junhong…
Co znowu zrobiłem?

- Powiem wprost. Słyszałem, że zostałeś pobity za szkołą. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuje za czytanie. 
Hwaiting ~~