wtorek, 15 lipca 2014

Fluttering Whisper / rozdział IV /

Zawsze sobie powtarzam, że muszę ogarnąć dupę, po czym i tak tego nie robię ;-;
Nię będę się nawet dziś rozpisywać, po prostu mam nadzieję, że wam się spodoba. Tyle.
Czekajcie na następne rozdziały :3
Miłego czytania ^-^

Take care ~

*moja kochana Beto, przepraszam, ale bardzo zależało mi, żeby dodać to jak najwcześniej* *prosi o przebaczenie* *plis, nie bijcie za błędy*


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Nie chciałem się odwracać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio serce bolało mnie tak bardzo. Chyba nigdy. Jak mogłem być tak głupi i po raz kolejny łudzić się, że nam się uda. Codziennie powtarzane ‘kocham Cię’ było jedynie kłamstwem, pogłębiającym ranę w moim sercu. Nie wiem, czy byłem bardziej zły, czy smutny. Po prostu stałem zgarbiony, a z czubka nosa kapały mi łzy.
- Junhong…
Usłyszałem zza pleców. Zacisnąłem pięści. Ktoś podszedł bliżej, a ja wciąż nie ruszyłem się z miejsca.
- Może jest coś, co mógłbym…
Upewniłem się, że osobą stojącą za mną nie jest Chandu i odwróciłem się ze łzami w oczach.
- Dlaczego? Dlaczego Chandu powiedział coś takiego?
Yongnam miał wyraźnie smutną minę. Zrobił krok w moją stronę i objął mnie delikatnie, a ja wcale się nie wzbraniałem. Właśnie teraz potrzebowałem kogoś do przytulenia. Objąłem chłopaka i zacząłem cichutko szlochać w jego ramię, czekając na odpowiedź.
- Może po prostu pomyliłeś się co do Chandu. Nie zawsze ludzie są tymi, za których się podają.
Odsunąłem się na chwilę od Yongnama, spojrzałem mu w oczy i zastanowiłem się przez chwilę, czy on jest tym, za kogo się podaje.  I w ogóle kim jest? Widzę go trzeci raz w życiu i nie wiem o nim za wiele, ale cieszę się, że tu teraz stoi.
- Czemu za mną pobiegłeś? Co Cię obchodzą nasze prywatne sprawy…
- Nie mów tak.
Han otarł dłonią lecącą po moim policzku łzę.
- Nie chcę, żebyś przez niego płakał. Nie mogę patrzeć na Twoją smutną buzię. Ten debil…
- Nie wyzywaj go!
Odsunąłem się od chłopaka i krzyknąłem, zupełnie odruchowo broniąc Chandu. Yongnam ciągle patrzył mi w oczy, jakby starał się wybadać czy może mnie jeszcze raz przytulić, czy nie.
- Ja…chciałeś mnie tylko pocieszyć, przepraszam.
Powiedziałem spokojnie i sam przytuliłem się do bruneta.
- Pójdę już.
Odwróciłem się i odszedłem.
- Zadzwoń.
Han powiedział do moich oddalających się pleców. Szedłem powoli w stronę domu, a ręka znów zaczęła mnie boleć. Temblak zostawiłem w kawiarni. Cholera. Nie wiem, jak mogłem się tak pomylić. Ze łzami w oczach wyciągnąłem telefon i, uważając, aby się nie przewrócić, napisałem sms. Odbiorcą był ‘Han Frajer Yongnam’.

‘Przynieś mi jutro temblak do szkoły.’

Napisałem do niego tylko dlatego, że sam nie mam ochoty wracać do kawiarni. Niech sobie nie myśli, że nagle będziemy się przyjaźnić. Cudem dowlokłem się do domu, gdzie nie czekało mnie nic przyjemnego. Ze śladami po łzach na policzkach wszedłem do domu, a mama powitała mnie ‘czule’. O tej porze nigdy nie ma ich jeszcze w domu.
- Gdzie się szwendałeś?
Spojrzała na moje zapuchnięte oczy i momentalnie złagodniała.
- Junhong, co się stało?
- Nic.
Rzuciłem krótko. Kobieta pokręciła lekko głową i wskazała mi drogę do kuchni, gdzie przy stole siedział mój ojciec. Usiadłem naprzeciw i z uporem wycierałem rękawem nadmiernie nawodnione oczy.
- W przyszłym tygodniu wyjeżdżamy.
Moja rodzicielka oświadczyła, siadając obok swojego męża. Nie wiem, o co im chodzi, ale chętnie się gdzieś wybiorę. Dobrze mi zrobi zmiana środowiska na jakiś czas. Nie będę musiał oglądać Chandu.
- To gdzie jedziemy?
Spytałem spokojnie, a na ich twarzach pojawił się pewnego rodzaju niepokój.
- Junhong, to nie tak..
Zaczął ojciec powoli.
- Ty z nami nie pojedziesz…To tygodniowy wyjazd służbowy, nie możemy Cię zabrać.
Odruchowo uderzyłem pięścią w stół, ale po twarzy nie dałem poznać niezadowolenia. Trudno, tydzień wolności w domu też będzie przyjemnym doświadczeniem.
- Nie szkodzi. Przecież poradzę sobie sam przez tydzień.
Zmusiłem się nawet do delikatnego uśmiechu, co wyszło mi dość naturalnie. Mama uśmiechnęła się szerzej i powiedziała weselszym tonem.
- Na szczęście nie musisz siedzieć w domu sam. Rozmawialiśmy z panem Park, z radością zgodził się na naszą propozycję, więc..
Bałem się tego, co zaraz usłyszę.
- Więc przez cały następny tydzień będziesz mieszkał z Chandu. Przeprowadzisz się do nich w sobotę. Fajnie, nie?
- Nie!
Wstałem gwałtownie od stołu.
- Nie możecie mi tego zrobić! Nigdzie się stąd nie wybieram!
Krzyczałem na zdezorientowanych rodziców, aż w końcu pobiegłem do swojego pokoju. Usiadłem w rogu łóżka i znów zacząłem szlochać. Wiem, co to za facet, który o wszystko ryczy. Ale kiedy jest się tak bezsilnym, nie można zrobić nic innego. Podkuliłem nogi, lecz w zajęciu wygodnej pozycji przeszkadzał mi trzymany w kieszeni telefon. Wyciągając go ze spodni, mimowolnie spojrzałem na pasek powiadomień. 1 nowa wiadomość. Nadawca: ‘Han Frajer Yongnam’.

‘Myślałem, że nie mogę się więcej pokazywać obok Twojej szafki ’

Frajer. Przestałem płakać i odpisałem brunetowi.

‘To jest szkoła, każdy może tam wejść…’

Na odpowiedź też nie czekałem długo.

‘W takim razie będę tam przed lekcjami.’

Uśmiechnąłem się. Wyobraziłem sobie Yongnama pod moją szafką i się uśmiechnąłem. Musi być ze mną naprawdę źle. Wstałem z łóżka, ubrałem słuchawki i puściłem sobie jakąś antydepresyjną muzykę. Nie ma opcji, żebym przeprowadził się do Chandu. Nie chcę go nawet oglądać. W tym momencie uświadomiłem sobie, że tapeta w moim telefonie to właśnie zdjęcie Parka. Wybrałem jeden z tych systemowych shitów i uwolniłem ekran komórki od twarzy, która nie przypominała mi teraz nic przyjemnego. Oparłem głowę o ścianę i zasnąłem, nie chcąc już myśleć o swoim nieszczęsnym życiu. Kiedy moja playlista dobiegła końca, brak muzyki przebudził mnie na moment. Spojrzałem na telefon. 7 nowych wiadomości. Wszystkie od Chandu. Bez zastanowienia wcisnąłem ‘Usuń nieprzeczytane’, choć może to nie był najlepszy pomysł. Źle się czuję. Znów to się dzieje. Znów coś idzie nie tak. Ciekawe, co Chandu do mnie napisał. Ugh, cholera. Chcę z nim porozmawiać. Leżałem tak chwilę  i kłóciłem się z myślami. Zmęczony sam sobą, przewróciłem się na prawy bok i, bez zasypiania, przeleżałem kilka godzin, które zostały do mojego szkolonego budzika. Kiedy zadzwonił, bez problemu wstałem i zacząłem się szykować. Zawsze o siebie dbałem, ale dziś chciałem wyglądać wyjątkowo ładnie. Tak po prostu. Zebrałem wszystkie potrzebne rzeczy, zażyłem tabletki i byłem gotów do wyjścia. Otworzyłem drzwi wejściowe i zobaczyłem, że przy bramce stoi Chandu. Na pierwszy rzut oka nie byłem zachwycony, ale jednak w głębi duszy cieszyłem się, że go tu widzę. Podszedłem bliżej i przywitałem się niepewnie.
- Cześć.
- Junhong, to nie tak…
Chłopak od razu zaczął się tłumaczyć, a ja byłem w stanie mu nawet wybaczyć. Ale chciałem dowiedzieć się dlaczego.
- To wszystko przez Yongnama.
Tak myślałem, że to usłyszę.
- Zmanipulował mnie, dlatego powiedziałem coś zupełnie przeciwstawnego do moich uczuć. Wcale tak nie myślę. To było po prostu głupie nieporozumienie.
Chandu spojrzał na mnie błagalnie, licząc, że mu uwierzę. Ufałem mu i nie miałem powodu, by tego nie robić.
- Rozumiem. Właściwie, przespałem się z tym i nie jestem zły. Znaczy, jest mi przykro, ale myślę, że jeśli się postarasz, to dasz radę mi to wynagrodzić.
Uśmiechnąłem się do chłopaka, któremu wyraźnie ulżyło. Odpowiedział na mój uśmiech swoim i chwycił mnie za rękę.
- Dobrze, będę się starał. A teraz chodźmy do szkoły.
Zgodnie kiwnąłem głową i razem ruszyliśmy w kierunku szkoły. Szliśmy uśmiechnięci, jednak nagle dopadła mnie okropna myśl. Przecież Yongnam czeka w szkole z temblakiem. Dopiero co pogodziłem się z Chandu i nie chcę, żeby się na mnie denerwował. Zatrzymałem się gwałtownie i chwyciłem chłopaka za ramię.
- Czekaj! Sam pójdę do szkoły.
Park ewidentnie się zdziwił.
- O co Ci chodzi? Pójdziemy razem, przecież nikt nie będzie się gapić…
- Nie!
Chyba krzyknąłem trochę za głośno.
- To znaczy nie, nie idź, zobaczymy się po lekcjach w kawiarni, dobrze?
Położyłem chłopakowi dłoń na policzku, a on kiwnął głową.
- No dobrze, niech będzie.
Chandu uśmiechnął się delikatnie i odszedł w stronę swojego domu. Znów byłaby afera. Dobrze, że w porę opanowałem sytuację. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na zegarek. Pewnie Yongnam już czeka. Przyśpieszyłem i w niecałą minutę doszedłem do szkoły.   Brunet stał przy mojej szafce i wyraźnie ucieszył się na mój widok.
- Znów miałbym przez Ciebie problem.
Powiedziałem na przywitanie.
- Jaki problem?
Chłopak trzymał temblak, w wyciągniętej w moją stronę ręce. Chwyciłem go z małą ilością wdzięczności na twarzy.
- Dzięki.
Wziąłem głęboki oddech.
- Wiesz, pogodziłem się z Chandu…więc daj mi spokój. Nie chcę zawracać sobie Tobą głowy.
- Co, co tak…
- Po prostu nie spotykajmy się więcej.
Sam się zdziwiłem, z jakim trudem przyszła mi ta rozmowa.
- Czemu? Co naopowiadał Ci Chandu?
Han zaciskał zęby, wyglądając na poirytowanego.
- Zrozum mnie, nie mam nic do Ciebie, ale skoro mój chłopak nie chcę, żebym się z Tobą widywał…
- Jesteś niesprawiedliwy, nawet nie dajesz mi szansy.
Staliśmy tak chwilę, a Yongnam starał się patrzeć mi prosto w oczy, jednak usilnie unikałem jego wzroku. Brunet odezwał się pierwszy.
- Po prostu zostańmy przyjaciółmi. Nie skreślaj mnie tak od razu.
Jego uśmiech był naprawdę prześliczny. Bez znaczenia jak bardzo chciałem, nie mogłem mu powiedzieć: nie.
- Pomyślę nad tym.
Posłałem mu minimalny uśmiech i poszedłem na zajęcia. Gdybym patrzył się na niego dłużej, spokojnie bym się zgodził. Nie wiem czemu, ale jest w nim coś takiego…magicznego. Nie jestem w stanie tego określić. Założyłem temblak na ramię i ruszyłem prosto na lekcję.

***

                Tak jak obiecałem Chandu, zaraz po lekcjach udałem się w stronę kawiarni. Humor miałem już zdecydowanie lepszy, więc wszystko było jakieś przyjemniejsze. Jednak wciąż nie byłem pewien, co zrobię z Yongnamem. Muszę przyznać, że chciałbym się z nim zaprzyjaźnić. Z drugiej strony jest Chandu, który chce, żebym trzymał się od Hana z daleka. Nie wiem, co z tym zrobić. Wszedłem do przepełnionej kafejki i ,od razu, z uśmiechem na ustach pobiegłem na zaplecze, chcąc zobaczyć znów Chandu. Otworzyłem drzwi, ale o dziwo nie czułem się rozczarowany, kiedy ujrzałem tam Yongnama.
- O, Junhong, dobrze, że jesteś, idź do chłodni po bitą śmietanę, właśnie mi się skończyła.
Kiwnąłem posłusznie głową, przecież mogę mu wyświadczyć przysługę. Wszedłem do chłodni, gdzie pełno było zawalonych pudłami półek. Zacząłem szukać bitej śmietany, ale w żadnym kartonie nie mogłem jej znaleźć.
- No, masz już?
Usłyszałem za plecami. Kiedy się obróciłem, Yongnam sam stał w chłodni i wymachiwał w moim kierunku szukaną rzeczą.
- Zaraz bym znalazł.
Pokazałem chłopakowi język i, obaj z uśmiechami na twarzach, ruszyliśmy do wyjścia na zaplecze.
Yongnam pociągnął za klamkę, lecz drzwi ani drgnęły. Spróbował jeszcze raz, ale to też nie dało efektu.
- Cholera. Chyba się zatrzasnęły.







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za czytanie.
Hwaiting ~~