Nię będę się nawet dziś rozpisywać, po prostu mam nadzieję, że wam się spodoba. Tyle.
Czekajcie na następne rozdziały :3
Miłego czytania ^-^
Take care ~
*moja kochana Beto, przepraszam, ale bardzo zależało mi, żeby dodać to jak najwcześniej* *prosi o przebaczenie* *plis, nie bijcie za błędy*
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie chciałem
się odwracać. Nie pamiętam, kiedy ostatnio serce bolało mnie tak bardzo. Chyba
nigdy. Jak mogłem być tak głupi i po raz kolejny łudzić się, że nam się uda.
Codziennie powtarzane ‘kocham Cię’ było jedynie kłamstwem, pogłębiającym ranę w
moim sercu. Nie wiem, czy byłem bardziej zły, czy smutny. Po prostu stałem
zgarbiony, a z czubka nosa kapały mi łzy.
- Junhong…
Usłyszałem
zza pleców. Zacisnąłem pięści. Ktoś podszedł bliżej, a ja wciąż nie ruszyłem
się z miejsca.
- Może jest
coś, co mógłbym…
Upewniłem
się, że osobą stojącą za mną nie jest Chandu i odwróciłem się ze łzami w
oczach.
- Dlaczego?
Dlaczego Chandu powiedział coś takiego?
Yongnam miał
wyraźnie smutną minę. Zrobił krok w moją stronę i objął mnie delikatnie, a ja
wcale się nie wzbraniałem. Właśnie teraz potrzebowałem kogoś do przytulenia.
Objąłem chłopaka i zacząłem cichutko szlochać w jego ramię, czekając na
odpowiedź.
- Może po
prostu pomyliłeś się co do Chandu. Nie zawsze ludzie są tymi, za których się
podają.
Odsunąłem
się na chwilę od Yongnama, spojrzałem mu w oczy i zastanowiłem się przez
chwilę, czy on jest tym, za kogo się podaje.
I w ogóle kim jest? Widzę go trzeci raz w życiu i nie wiem o nim za
wiele, ale cieszę się, że tu teraz stoi.
- Czemu za
mną pobiegłeś? Co Cię obchodzą nasze prywatne sprawy…
- Nie mów
tak.
Han otarł
dłonią lecącą po moim policzku łzę.
- Nie chcę,
żebyś przez niego płakał. Nie mogę patrzeć na Twoją smutną buzię. Ten debil…
- Nie
wyzywaj go!
Odsunąłem
się od chłopaka i krzyknąłem, zupełnie odruchowo broniąc Chandu. Yongnam ciągle
patrzył mi w oczy, jakby starał się wybadać czy może mnie jeszcze raz
przytulić, czy nie.
-
Ja…chciałeś mnie tylko pocieszyć, przepraszam.
Powiedziałem
spokojnie i sam przytuliłem się do bruneta.
- Pójdę już.
Odwróciłem
się i odszedłem.
- Zadzwoń.
Han
powiedział do moich oddalających się pleców. Szedłem powoli w stronę domu, a
ręka znów zaczęła mnie boleć. Temblak zostawiłem w kawiarni. Cholera. Nie wiem,
jak mogłem się tak pomylić. Ze łzami w oczach wyciągnąłem telefon i, uważając,
aby się nie przewrócić, napisałem sms. Odbiorcą był ‘Han Frajer Yongnam’.
‘Przynieś mi
jutro temblak do szkoły.’
Napisałem do
niego tylko dlatego, że sam nie mam ochoty wracać do kawiarni. Niech sobie nie
myśli, że nagle będziemy się przyjaźnić. Cudem dowlokłem się do domu, gdzie nie
czekało mnie nic przyjemnego. Ze śladami po łzach na policzkach wszedłem do
domu, a mama powitała mnie ‘czule’. O tej porze nigdy nie ma ich jeszcze w
domu.
- Gdzie się
szwendałeś?
Spojrzała na
moje zapuchnięte oczy i momentalnie złagodniała.
- Junhong,
co się stało?
- Nic.
Rzuciłem
krótko. Kobieta pokręciła lekko głową i wskazała mi drogę do kuchni, gdzie przy
stole siedział mój ojciec. Usiadłem naprzeciw i z uporem wycierałem rękawem
nadmiernie nawodnione oczy.
- W przyszłym
tygodniu wyjeżdżamy.
Moja
rodzicielka oświadczyła, siadając obok swojego męża. Nie wiem, o co im chodzi,
ale chętnie się gdzieś wybiorę. Dobrze mi zrobi zmiana środowiska na jakiś
czas. Nie będę musiał oglądać Chandu.
- To gdzie
jedziemy?
Spytałem
spokojnie, a na ich twarzach pojawił się pewnego rodzaju niepokój.
- Junhong,
to nie tak..
Zaczął
ojciec powoli.
- Ty z nami
nie pojedziesz…To tygodniowy wyjazd służbowy, nie możemy Cię zabrać.
Odruchowo
uderzyłem pięścią w stół, ale po twarzy nie dałem poznać niezadowolenia.
Trudno, tydzień wolności w domu też będzie przyjemnym doświadczeniem.
- Nie
szkodzi. Przecież poradzę sobie sam przez tydzień.
Zmusiłem się
nawet do delikatnego uśmiechu, co wyszło mi dość naturalnie. Mama uśmiechnęła
się szerzej i powiedziała weselszym tonem.
- Na
szczęście nie musisz siedzieć w domu sam. Rozmawialiśmy z panem Park, z
radością zgodził się na naszą propozycję, więc..
Bałem się
tego, co zaraz usłyszę.
- Więc przez
cały następny tydzień będziesz mieszkał z Chandu. Przeprowadzisz się do nich w
sobotę. Fajnie, nie?
- Nie!
Wstałem
gwałtownie od stołu.
- Nie
możecie mi tego zrobić! Nigdzie się stąd nie wybieram!
Krzyczałem
na zdezorientowanych rodziców, aż w końcu pobiegłem do swojego pokoju. Usiadłem
w rogu łóżka i znów zacząłem szlochać. Wiem, co to za facet, który o wszystko
ryczy. Ale kiedy jest się tak bezsilnym, nie można zrobić nic innego.
Podkuliłem nogi, lecz w zajęciu wygodnej pozycji przeszkadzał mi trzymany w
kieszeni telefon. Wyciągając go ze spodni, mimowolnie spojrzałem na pasek
powiadomień. 1 nowa wiadomość. Nadawca: ‘Han Frajer Yongnam’.
‘Myślałem,
że nie mogę się więcej pokazywać obok Twojej szafki ’
Frajer.
Przestałem płakać i odpisałem brunetowi.
‘To jest
szkoła, każdy może tam wejść…’
Na odpowiedź
też nie czekałem długo.
‘W takim
razie będę tam przed lekcjami.’
Uśmiechnąłem
się. Wyobraziłem sobie Yongnama pod moją szafką i się uśmiechnąłem. Musi być ze
mną naprawdę źle. Wstałem z łóżka, ubrałem słuchawki i puściłem sobie jakąś
antydepresyjną muzykę. Nie ma opcji, żebym przeprowadził się do Chandu. Nie
chcę go nawet oglądać. W tym momencie uświadomiłem sobie, że tapeta w moim
telefonie to właśnie zdjęcie Parka. Wybrałem jeden z tych systemowych shitów i
uwolniłem ekran komórki od twarzy, która nie przypominała mi teraz nic
przyjemnego. Oparłem głowę o ścianę i zasnąłem, nie chcąc już myśleć o swoim
nieszczęsnym życiu. Kiedy moja playlista dobiegła końca, brak muzyki przebudził
mnie na moment. Spojrzałem na telefon. 7 nowych wiadomości. Wszystkie od
Chandu. Bez zastanowienia wcisnąłem ‘Usuń nieprzeczytane’, choć może to nie był
najlepszy pomysł. Źle się czuję. Znów to się dzieje. Znów coś idzie nie tak.
Ciekawe, co Chandu do mnie napisał. Ugh, cholera. Chcę z nim porozmawiać.
Leżałem tak chwilę i kłóciłem się z
myślami. Zmęczony sam sobą, przewróciłem się na prawy bok i, bez zasypiania,
przeleżałem kilka godzin, które zostały do mojego szkolonego budzika. Kiedy
zadzwonił, bez problemu wstałem i zacząłem się szykować. Zawsze o siebie
dbałem, ale dziś chciałem wyglądać wyjątkowo ładnie. Tak po prostu. Zebrałem
wszystkie potrzebne rzeczy, zażyłem tabletki i byłem gotów do wyjścia.
Otworzyłem drzwi wejściowe i zobaczyłem, że przy bramce stoi Chandu. Na
pierwszy rzut oka nie byłem zachwycony, ale jednak w głębi duszy cieszyłem się,
że go tu widzę. Podszedłem bliżej i przywitałem się niepewnie.
- Cześć.
- Junhong,
to nie tak…
Chłopak od
razu zaczął się tłumaczyć, a ja byłem w stanie mu nawet wybaczyć. Ale chciałem
dowiedzieć się dlaczego.
- To
wszystko przez Yongnama.
Tak
myślałem, że to usłyszę.
-
Zmanipulował mnie, dlatego powiedziałem coś zupełnie przeciwstawnego do moich
uczuć. Wcale tak nie myślę. To było po prostu głupie nieporozumienie.
Chandu
spojrzał na mnie błagalnie, licząc, że mu uwierzę. Ufałem mu i nie miałem
powodu, by tego nie robić.
- Rozumiem.
Właściwie, przespałem się z tym i nie jestem zły. Znaczy, jest mi przykro, ale
myślę, że jeśli się postarasz, to dasz radę mi to wynagrodzić.
Uśmiechnąłem
się do chłopaka, któremu wyraźnie ulżyło. Odpowiedział na mój uśmiech swoim i
chwycił mnie za rękę.
- Dobrze,
będę się starał. A teraz chodźmy do szkoły.
Zgodnie
kiwnąłem głową i razem ruszyliśmy w kierunku szkoły. Szliśmy uśmiechnięci,
jednak nagle dopadła mnie okropna myśl. Przecież Yongnam czeka w szkole z
temblakiem. Dopiero co pogodziłem się z Chandu i nie chcę, żeby się na mnie
denerwował. Zatrzymałem się gwałtownie i chwyciłem chłopaka za ramię.
- Czekaj!
Sam pójdę do szkoły.
Park ewidentnie
się zdziwił.
- O co Ci
chodzi? Pójdziemy razem, przecież nikt nie będzie się gapić…
- Nie!
Chyba
krzyknąłem trochę za głośno.
- To znaczy
nie, nie idź, zobaczymy się po lekcjach w kawiarni, dobrze?
Położyłem
chłopakowi dłoń na policzku, a on kiwnął głową.
- No dobrze,
niech będzie.
Chandu
uśmiechnął się delikatnie i odszedł w stronę swojego domu. Znów byłaby afera.
Dobrze, że w porę opanowałem sytuację. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na
zegarek. Pewnie Yongnam już czeka. Przyśpieszyłem i w niecałą minutę doszedłem
do szkoły. Brunet stał przy mojej
szafce i wyraźnie ucieszył się na mój widok.
- Znów
miałbym przez Ciebie problem.
Powiedziałem
na przywitanie.
- Jaki
problem?
Chłopak
trzymał temblak, w wyciągniętej w moją stronę ręce. Chwyciłem go z małą ilością
wdzięczności na twarzy.
- Dzięki.
Wziąłem
głęboki oddech.
- Wiesz,
pogodziłem się z Chandu…więc daj mi spokój. Nie chcę zawracać sobie Tobą głowy.
- Co, co
tak…
- Po prostu
nie spotykajmy się więcej.
Sam się
zdziwiłem, z jakim trudem przyszła mi ta rozmowa.
- Czemu? Co
naopowiadał Ci Chandu?
Han zaciskał
zęby, wyglądając na poirytowanego.
- Zrozum
mnie, nie mam nic do Ciebie, ale skoro mój chłopak nie chcę, żebym się z Tobą
widywał…
- Jesteś
niesprawiedliwy, nawet nie dajesz mi szansy.
Staliśmy tak
chwilę, a Yongnam starał się patrzeć mi prosto w oczy, jednak usilnie unikałem
jego wzroku. Brunet odezwał się pierwszy.
- Po prostu
zostańmy przyjaciółmi. Nie skreślaj mnie tak od razu.
Jego uśmiech
był naprawdę prześliczny. Bez znaczenia jak bardzo chciałem, nie mogłem mu
powiedzieć: nie.
- Pomyślę
nad tym.
Posłałem mu
minimalny uśmiech i poszedłem na zajęcia. Gdybym patrzył się na niego dłużej,
spokojnie bym się zgodził. Nie wiem czemu, ale jest w nim coś
takiego…magicznego. Nie jestem w stanie tego określić. Założyłem temblak na
ramię i ruszyłem prosto na lekcję.
***
Tak jak obiecałem Chandu, zaraz
po lekcjach udałem się w stronę kawiarni. Humor miałem już zdecydowanie lepszy,
więc wszystko było jakieś przyjemniejsze. Jednak wciąż nie byłem pewien, co
zrobię z Yongnamem. Muszę przyznać, że chciałbym się z nim zaprzyjaźnić. Z
drugiej strony jest Chandu, który chce, żebym trzymał się od Hana z daleka. Nie
wiem, co z tym zrobić. Wszedłem do przepełnionej kafejki i ,od razu, z
uśmiechem na ustach pobiegłem na zaplecze, chcąc zobaczyć znów Chandu.
Otworzyłem drzwi, ale o dziwo nie czułem się rozczarowany, kiedy ujrzałem tam
Yongnama.
- O,
Junhong, dobrze, że jesteś, idź do chłodni po bitą śmietanę, właśnie mi się
skończyła.
Kiwnąłem
posłusznie głową, przecież mogę mu wyświadczyć przysługę. Wszedłem do chłodni,
gdzie pełno było zawalonych pudłami półek. Zacząłem szukać bitej śmietany, ale
w żadnym kartonie nie mogłem jej znaleźć.
- No, masz
już?
Usłyszałem
za plecami. Kiedy się obróciłem, Yongnam sam stał w chłodni i wymachiwał w moim
kierunku szukaną rzeczą.
- Zaraz bym
znalazł.
Pokazałem
chłopakowi język i, obaj z uśmiechami na twarzach, ruszyliśmy do wyjścia na
zaplecze.
Yongnam
pociągnął za klamkę, lecz drzwi ani drgnęły. Spróbował jeszcze raz, ale to też
nie dało efektu.
- Cholera.
Chyba się zatrzasnęły.
