Mam nadzieje, że Wam się spodaba. Miłego czytania. Wesołych Świąt *-*
Take care ~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
‘Tao, gdzie jesteś?’
‘Tam gdzie już Cię nie ma.’
‘Czyli gdzie?’
‘W moim świecie.’
‘Tao!’
-Dawno Cię nie widziałem. – chłopak nalał mi kilka centymetrów
szkockiej, a sam odpalił cygaro.
- Tak, robię sobie małe wakacje.
- To jak długo sprawisz mi radość swoją obecnością?
- Może zostanę już na zawsze. – uśmiechnąłem się i wypiłem całą
zawartość szklanki.
- Chyba nie mówisz poważnie?
- Nie cieszysz się?
Brunet uśmiechnął się do mnie i oparł się wygodniej o kanapę. Chyba nie
chciał mówić nic więcej, zresztą i tak wiedziałem że się cieszy. Teoretycznie
powinienem zostać teraz sam, a nie siedzieć w oddalonym o tysiące kilometrów od
mojego domu pokoju na poddaszu. Deszcz
delikatnie stukał w okna, tworząc rozmaite melodie komponujące się z muzyką
fortepianu w tle. Przyjaciel co jakiś czas odwracał wzrok od cygara i patrzył
na mnie uważnie, jakby chciał odczytać prawdziwy cel mojej wizyty. Przysiadłem
się bliżej niego. Ten fortepian naprawdę brzmiał pięknie. Brakowało tylko by
osobą siedzącą obok był… Zamknąłem oczy czując, że zbliża się fala łez. Ku
mojemu zdziwieniu, poczułem tylko wąski pasek ciepła na policzku, pozostały po
rozgrzanej łzie. Delikatna kropelka spadła na rękaw mojej szarej bluzy,
zostawiając widoczny ślad.
- Tao, nie zamierzam pytać dlaczego przyjechałeś. Bardzo mnie to
cieszy. Jeśli to miejsce traktujesz jako świątynie, w której możesz się schować
przed wszystkimi i uciec od problemów, to obiecuje, że będziesz tu spokojny.
Zrobiło mi się jakoś lżej.
Żałuję, że nie przyjechałem tu już kilka miesięcy wcześniej. Wstałem z kanapy i
ukłoniłem się głęboko.
- Dziękuje. Pozwolisz, że pójdę już do swojego pokoju. Muszę odpocząć.
Xiang kiwnął na znak zgody i odpalił drugą fajkę. Spokojnie wyszedłem z
pokoju, skręciłem w prawo i długim korytarzem poszedłem aż do końca, gdzie
znajdowały się drzwi do mojej sypialni ze szkolnych czasów. Pokój prawie nic
się nie zmienił. Był trochę bardziej zaniedbany, ale sam też nie często tu
sprzątałem. Zdjąłem torbę z łóżka i położyłem ją przy drzwiach szafy. Nad łóżkiem
zamontowana była drewniana półka, którą zrobiliśmy razem z Xiangiem, żebym mógł
gdzieś składać ważne dla mnie rzeczy. Uśmiechnąłem się pod nosem przypominając sobie jak podczas naszych zabaw
w warsztacie Xiang walnął sobie młotkiem w palec, a robiąc krok w tył stanął
nogą w wiadrze pełnym kleju. Dobre czasy. Przetarłem rękawem zakurzoną półkę i
niepewnie chwyciłem ramkę ze zdjęciem, przysuwając ją bliżej twarzy. Stałem z
Krisem przed wytwórnią, a on obejmował mnie ramieniem. Obaj szczerzyliśmy się jak
idioci. Pamiętam dlaczego postawiłem tu to zdjęcie. Wtedy byliśmy trainee, to
było zaraz po wstąpieniu do wytwórni. Był to okres, w którym co tydzień tu
wracałem, nie mogąc odzwyczaić się od przebywania z innymi uczniami. Kris wtedy
bardzo mi pomagał. Za każdym razem, kiedy miałem wracać do Korei, robiło mi się
trochę smutno. Postawiłem tu to zdjęcie by pamiętać, że w Korei też mam do
czego wracać. Do kogo. Zdjęcie sprzed kilku lat przywołało dość świeże
wspomnienia.
- Muszę zapomnieć.
Odłożyłem ramkę zdjęciem do dołu i położyłem się na łóżku. Nie miałem
nawet ochoty się rozpakowywać. Starałem się zasnąć, ale nie było to takie
proste. Natłok myśli i ciągłe pytania, czy dobrze zrobiłem, nie dawały mi
spokoju. To była długa noc. Tęskniłem.
‘Tao, jadę po Ciebie.’
‘Nie wiesz gdzie jestem.’
‘Sprawdzę wszystkie możliwe miejsca, choćbym miał szukać przez całe
święta.’
‘Daj sobie spokój.’
‘Nie uciekaj przede mną. Prędzej czy później Cię znajdę.’
Rano rozstanie z
łóżkiem szło mi ciężej niż się tego spodziewałem. Obudziły mnie dźwięki
dochodzące z sali treningowej, ale ze wszystkich sił starałem się
zminimalizować ich działanie za pomocą poduszki przyciskanej do uszy. Nie udało
się. Teraz wyraźnie poczułem, że od opuszczenia szkoły moja samodyscyplina i
kontrola poważnie spadły. Wlepiłem wzrok w biały sufit, który kilka lat temu
był pierwszą rzeczą, którą oglądałem po przebudzeniu. Jeszcze kilka dni temu
nade mną nachylałby się teraz Kris, dmuchając mi w ucho i starając się mnie
dobudzić. Zawsze tak robił. Wstawał wcześniej, ostrożnie wchodził do mojego
pokoju i sam mnie budził. Zawsze prosiłem go, żeby tak nie robił, bo nie miałem
pewności, jak długo patrzy się na mnie kiedy śpię. Wydaje mi się, że przez sen
nie wyglądam zbyt atrakcyjnie, a już na pewno nie na tyle dobrze, by pokazywać
się tak Krisowi. Zresztą teraz to już nie istotne. Usiadłem na brzegu łóżka i
niemrawo ubrałem buty.
- Pasowałoby się ogarnąć, zanim pójdę na halę.
Spojrzałem na nierozpakowaną torbę. Leniwie rozsunąłem zamek i
przekopałem tonę ciuchów tylko po to, by wydostać z dna kosmetyczkę.
Przeciągnąłem się i chwyciłem leżącą na wierzchu koszulkę w panterkę. Miałem to
szczęście, że łazienka była zaraz obok mojego pokoju. Szybko zamknąłem się wewnątrz i przemyłem
twarz letnią wodą. Dobrze mi to zrobiło, choć spuchnięte oczy wciąż mnie
piekły. Chyba przez sen zdarzyło mi się kilka razy płakać. Ugh. Oparłem się o
szafkę stojącą w kącie i mocno potarłem sobie skronie. Zaczynała boleć mnie
głowa. Powoli wszedłem pod prysznic i odkręciłem ciepłą wodę. Łazienka
błyskawicznie wypełniła się parą, zwiększając zawartość wody w powietrzu.
Stałem pod słuchawką prysznica, a woda delikatnie spływała mi po karku,
zastawiając to pozytywne uczucie. Przez chwilę poczułem, jakby woda zabierała
ze mnie wszystkie niemiłe emocje i skapywała wraz z nimi z moich palców do
odpływu. To było najprzyjemniejsze 40 minut odkąd tu przyjechałem.
Kiedy skończyłem
brać prysznic, trening chyba dobiegł już końca. Krzyki na sali ucichły, a w całym
budynku zrobiło się jakoś ciszej. Poczekałem, aż para opadnie, przetarłem
zaparowane lustro i pozbierałem swoje przybory kosmetyczne. Wyszedłem na
korytarz z wciąż wilgotnymi włosami, gdzie omal nie przewrócił mnie tłum
chłopaków, biegających po obu stronach. Cudem przedarłem się do oddalonego o
zaledwie 2 metry pokoju, a na podłodze wciąż leżała nierozpakowana torba. Odtworzyłem
szafę stojącą naprzeciw łóżka i na jednej z półek położyłem kosmetyczkę.
Rzuciłem wzrokiem na torbę i usiadłem na łóżku. Nie powinno mnie tu być.
- Są święta. Chłopaki pewnie siedzą teraz razem w dormie, przy choince,
i piją cieplutkie kakao. Wspólnie się śmieją, składają sobie życzenia,
przytulają się…Kris ich przytula, uśmiecha się do nich, daje mi prezenty…Um.
Podniosłem z półki odłożone wczoraj zdjęcie i jeszcze raz się mu przyjrzałem.
Kiedy podniosłem je gwałtowniej, na podłogę upadł złożony papierek.
Zdezorientowany postawiłem ramkę z powrotem na półce i chwyciłem to coś, co
jeszcze minutę temu było wciśnięte w róg ramki. Z bliska zobaczyłem, że jest to
stara serwetka z jakiegoś fastfooda. Zawinięte w nią było zdjęcie Krisa do
legitymacji. W garniturze, z blond grzywką zaczesaną do tyłu. Na serwetce,
bladoniebieskim, przerywającym długopisem, było napisane:
‘Trzymam kciuki, ale wracaj szybko!
Będę
czekać, a jak przyjedziesz to zjemy sobie coś dobrego :) ‘
Teraz przypomniałem sobie, kiedy dostałem to zdjęcie. Wyjeżdżałem
kiedyś na zawody wushu, bardzo się przed nimi denerwowałem. Kris zabrał mnie na
lody, żebym się odstresował, ale nie miałem ochoty na słodkie, więc poszliśmy
na frytki. Siedzieliśmy sami, co bardzo mnie zszokowało, bo myślałem, że będzie
cały zespół. To było chyba pierwsze nasze spotkanie, przy którym uświadomiłem
sobie jak bardzo jestem do Krisa przywiązany. Już wtedy bardzo się mną
przejmował i opiekował. A przecież praktycznie się na znaliśmy. Jako pierwszy
zbliżył się do mnie, zaczął się troszczyć, zawsze mi pomagał. We wszystkim.
Nawet na zakupy chodziliśmy razem, bo często nie mogłem zdecydować, co ubrać, a
on rozwiewał wątpliwości. Um, wątpliwości… Szkoda, że teraz nie może mi
powiedzieć czy dobrze zrobiłem. Zwinąłem serwetkę wraz ze zdjęciem w kulkę i
schowałem do kieszeni. Twarz ukryłem w dłoniach, bojąc się, że znów zacznę
płakać. Choć wydaje mi się, że w ostatnich dniach wylałem więcej łez niż przez
całe życie. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Jak poparzony wstałem z łóżka
i stanąłem na środku pokoju niemal na baczność. Do pokoju wszedł Xiang, trochę
zdziwiony moją postawą.
- Przeszkadzam? Nie było Cię na śniadaniu, wszystko ok?
Kiwnąłem twierdząco głową i uśmiechnąłem się niemrawo.
- Większość chłopaków wyjeżdża na święta do domu, chodź na pożegnanie.
Xiang wyciągnął rękę w moją stronę, a ja chwyciłem ją pewnie i poszedłem
wraz z przyjacielem na dół. W wielkim salonie zebrani byli wszyscy uczniowie. Stanęliśmy
sobie gdzieś z tyłu, a tłum nastolatków zasłaniał nam centralną część
pomieszczenia. Dopiero po kilku minutach zorientowałem się, że cały salon jest
przystrojony świątecznie. Na środku pokoju stała żywa choinka, ubrana w różnokolorowe
bańki i światełka, które o dziwo do siebie pasowały. Wciągnąłem mocno powietrze
i w tej sekundzie poczułem świeżą woń lasu, roztaczającą się po całym budynku.
Obok choinki stał nasz laoshi i wyraźnie przygotowywał się do przemowy. Ukłonił
się w naszą stronę, a my zgodnie odpowiedzieliśmy głębszym ukłonem.
- Ehh… Jak co roku wszyscy wracacie do domu, a ja zostaje tu sam. Nie
dziwie się wam, chcecie spędzić ten czas z kimś kogo kochacie. I bardzo dobrze,
magia świąt działa tylko wtedy, gdy ten czas ofiaruje się drugiej osobie. Bez
znaczenia, czy przez cały rok mieliście nienajlepsze relacje. Jutro jest dzień,
w którym powinniście zapomnieć o wszystkich niesnaskach.
W tym momencie przestałem słuchać mistrza. Spojrzałem na Xianga i
szybko poszedłem do własnego pokoju. Gdy biegłem po schodach, przewróciłem się
na zwiniętym dywanie. Genialnie. Podniosłem się szybko i wybiegłem do swojego
pokoju. Zdenerwowany zacząłem rozrzucać swoje rzeczy po całym pokoju, a później
bezwzględnie wrzucać je do torby. W tym momencie ucieszyłem się, że nie miałem
ochoty się rozpakować. Chwyciłem zdjęcie z Krisem i rzuciłem je na sam wierzch
moich drobiazgów. Zbyt agresywnie szarpnąłem za zamek od torby, urywając kilka
nici. Kurwa. Cały czas czułem gromadzącą mi się w oczach wodę. Zacisnąłem zęby
i zarzuciłem torbę na ramię, chwytając za klamkę od drzwi. W tym samym momencie
w drzwiach stanął Xiang.
- Wypadło Ci to na schodach.
Przyjaciel podał mi zwinięty w kulkę papierek. Chwyciłem go szybko i
odwróciłem głowę, rzucając szybkie ‘Dzięki’.
Xiang został na korytarzu, a ja zbiegłem na dół. Nie miałem pojęcia
czemu chciałem wrócić do domu. Po prostu musiałem teraz zobaczyć się z Krisem.
Kiedy stanąłem w salonie, nagle plecy oblały mi się potem, przygryzłem wargę,
zacisnąłem pięści, nogi zrobiły mi się jak z waty i podejrzanie szybko
zachciało mi się sikać. Pod choinką siedział Kris, z czerwona kokardą zawiązaną
na głowie. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się i wstał. Przyglądałem mu się jakbym
zobaczył ducha. Podszedł bliżej , a ja nie wiedziałem co robić.
- Tao…
To był najcieplejszy uśmiech jaki w życiu widziałem.
- Sehun za Tobą tęskni. Wszyscy. Ja też. Głównie ja. Ja najbardziej.
Mhm. Kris wyciągnął rękę w moją stronę, a ja odruchowo się odsunąłem.
- Wiedziałem, że tak będzie. Przepraszam. Ja.. Ja naprawdę nie
chciałem.
Wu Fan domyślił się, że mu wybaczam i wskazał mi miejsce na kanapie.
Usiadłem grzecznie i czekałem, co zdarzy się później. Kris usiadł obok i podał
mi parujące jeszcze kakao z pływającymi na wierzchu słodkimi piankami. Chwyciłem
kubek i pociągnąłem spory łyk, który wprowadził mnie w przyjemny stan.
-Moglibyśmy pogadać o tym, co…
-A może zatańczymy jak..
-Jak w tamtym roku?
Spojrzałem w oczy siedzącego obok chłopaka i cała złość ze mnie zeszła.
On wstał, wyciągnął telefon i puścił jedną z moich ulubionych świątecznych piosenek.
Podał mi rękę, którą chwyciłem niepewnie i stanąłem naprzeciw niego. Ehh, co ja
wyprawiam. Chyba miłość za bardzo przewróciła mi w głowie.
- Wiesz, chyba związek z *** przysłonił mi prawdziwą miłość.
Mówiąc to, Kris uśmiechnął się naprawdę uroczo.
- Tak, chyba tak.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziekuje za czyatnie.
Hwaiting ~~